Tradycja - z niej są najbardziej dumne [Smaki Kujaw i Pomorza]
- Pięćdziesiątkę mamy za sobą - mówią z humorem o latach pracy Koła Gospodyń Wiejskich w Siniarzewie jego członkinie. I nie kryją dumy z 7. miejsca w tegorocznym plebiscycie „Pomorskiej”.
Starsze członkinie nie ukrywają: - Kiedyś do Koła Gospodyń Wiejskich zapisywano się, bo potrzebne były pisklęta, a tylko poprzez KGW je rozprowadzano. Takie były czasy. Bywało, że wszystkie kobiety ze wsi były członkiniami koła. A że na kurczętach działalność się nie kończyła, wiele połknęło bakcyla społecznej pracy.
Okazuje się, że niektóre z pań nie tylko połknęły bakcyla działalności w kobiecej organizacji, ale zaraziły nim swoje córki czy synowe, jak choćby Janina Marciniak, której córka Halina Pawłowska jest w KGW czy Aniela Ziemecka , a w drugim pokoleniu - Ewa Szortyk albo Kazimiera Nowak i jej synowa Iwona Ziemecka.
Także Bernadeta Stolcman, od czterech lat przewodnicząca siniarzewskiego KGW pojawiła się w nim przy zachęcie teściowej, która nadal do koła należy. Są w tym kole panie z dużym społecznym dorobkiem, ale i młodsze pokolenie. Gdy się spotykają, jedne wspominają, jak to dawniej organizowano kursy kroju i szycia, który prowadziły nieżyjące już krawcowe Stanisława Potęga i Stefania Lipska. Albo opowiadają o kursach kulinarnych czy wycieczkach na które jeździły.
- Kiedyś czasy były inne. Bez telewizorów i komputerów. Ludzie bardziej do siebie lgnęli, chętniej się ze sobą spotykali - nie ukrywają panie.
Siedzimy w salce remizy Ochotniczej Straży Pożarnej. Panie wspominają dawne przewodniczące koła, m.in. Danutę Madajczyk, Jadwigę Perzyńską, Irenę Skowrońską.
- Dawniej miałyśmy własną świetlicę i bibliotekę we wsi. Potem zaczęłyśmy korzystać z kąta w miejscowej szkole, gdzie jest kuchnia i warunki do przyrządzania potraw i wypieków. Aby zorganizować zebranie, musimy prosić strażaków by pozwolili skorzystać z remizy - opowiadają. Wzdychają, że przydałby się kobiecej organizacji własny kąt z porządną kuchnią.
Mimo braku własnego kąta starają się swoich spotkań nie zaniedbywać. Tym bardziej, że mają, co robić, bo nie ma co marzyć o imprezie we wsi bez udziału pań z KGW, a przede wszystkim bez ich zaangażowania w przygotowanie roz-maitych smakołyków (przepisy na niektóre podajemy niżej).
Nie tylko jednak taką usługową rolę narzuciły sobie sinia-rzewianki. Nadal co roku jeżdżą na wycieczki (w sierpniu czeka je wyprawa do Poznania), na występy i koncerty. Chętnie biorą udział w kursach, na przykład haftu kujawskiego czy florystycznym. Lubią też prezentować (z sukcesami) swoje kulinarne umiejętności na pokazach i w konkursach, na których szyku zadaje reprezentacja koła ubrana w kujawskie stroje ludowe. I pilnują kalendarza, bo w tym roku będzie jeszcze we wsi kilka imprez, choćby sołty-siada, organizowana wspólnie z sołtysem czy konkurs „Mam ochotę na kurczaka”. Obie raczej trudno sobie wyobrazić bez zaangażowania pań z KGW.