Torunianie przełamali niemoc w samej końcówce rozgrywek
Radość po zwycięstwie 49:41 z Mrgardenem GKM-em była w Toruniu taka, jakby żużlowcy Get Wellu co najmniej awansowali do finału PGE Ekstraligi.
Tymczasem torunianie zaledwie przedłużyli nadzieje na utrzymanie. Najpierw bowiem muszą zostać odjęte punkty Grigorijowi Łagucie, wskutek czego straciłaby cała drużyna ROW-u, a potem jeszcze wygrać baraże z wicemistrzem I ligi.
Ustaliliśmy, że Ekstraliga Żużlowa poczeka do końca tygodnia na ewentualną decyzję agencji POLADA w sprawie Łaguty. Jeśli nic się nie wyjaśni, to na początku przyszłego tygodnia decyzję podejmą same władze żużlowe, bo mają takie uprawnienia. Minimalny wymiar kary dla Łaguty to odebranie punktów zdobytych w meczu z Włókniarzem, po którym miał badania antydopingowe. A to już oznacza stratę trzech punktów, co dałoby torunianom baraże.
Ekstraliga Żużlowa musi się spieszyć w sprawie Łaguty, bo za niecałe dwa tygodnie rusza play off. Gdyby zabrano Łagucie punkty za wszystkie mecze, w których pojechał po badaniach, Stal Gorzów miałaby dwa punkty więcej, wskoczyłaby na drugie miejsce i wyprzedziła w tabeli Betard Spartę Wrocław. Wówczas w półfinale pierwszy mecz odbyłby się we Wrocławiu, a rewanż w Gorzowie. Stal miałaby też handicap taki, że w przypadku remisu w dwumeczu, to ona awansowałaby do finału.
W Toruniu na razie cieszą się z sukcesu w meczu z grudziądzanami. Na początku spotkania nie do doścignięcia wydawali się liderzy gości, ale potem torunianie dopasowali się do przyczepnego toru i zaczęli indywidualnie wygrywać biegi.
- Tor był dziś cudowny, sporo przyczepnej nawierzchni, czyli takiej jaką bardzo lubię, czego dowodem może być rekord toru - przyznał Jack Holder. - To coś niesamowitego. Jestem zadowolony ze swojego występu. Było naprawdę nieźle. Moje marzenia się spełniają. Chciałem jeździć z bratem w jednej drużynie i to się w tym sezonie spełniło, także to, że startuję w polskiej lidze. A teraz jadąc z nim w parze w jednym wyścigu wygraliśmy 5:1. Gdy mijałem metę miałem naprawdę fantastyczne uczucie. Nigdy wcześniej nie startowałem przed tak liczną publicznością. Aż dostawałem gęsiej skórki. Cudownie było jechać dla tych kibiców.
- To był bardzo ciężki sezon dla klubu i dla wszystkich zawodników - dodał Chris Holder. - Borykaliśmy się też z kontuzjami. W tych najważniejszych meczach nie mogli startować Adrian i Greg. Ale byli z nami i pomagali jak mogli. Kilku z nas skorzystało z ich silników i zapasowych części. Byliśmy dobrym zespołem do końca. Adrian i Greg też dziś z nami byli, podobnie jak tydzień wcześniej. Tor dziś był bardzo przyczepny, raczej przypominał te z naszych meczów wyjazdowych. Ale, jak widać, nam pasował, choć zajęło trochę czasu nim się do niego spasowaliśmy. Nasi kibice zrobili dziś fantastyczną robotę, byli naszym dodatkowym zawodnikiem. Zupełnie jakby to był półfinał czy finał play off. My staraliśmy przez cały sezon dać im satysfakcję z naszej postawy, ale - niestety - przez długi czas tego nie potrafiliśmy. Dobrze, że chociaż w taki sposób możemy zakończyć sezon.
- Dziś był największy team spirit, wszyscy byli zmobilizowani, także kontuzjowani zawodnicy, bo stawka robiła się coraz poważniejsza - mówił właściciel toruńskiego klubu Przemysław Termiński. - Trzeba zwrócić uwagę, że realne zagrożenie spadkiem robiło się coraz niebezpieczniejsze. Jacek (Frątczak - przyp. red.) zrobił to, do czego się zobowiązał. Trochę szkoda, że nie miał do dyspozycji Miedzińskiego i Hancocka, bo pewnie inaczej by się wówczas potoczyły mecze z Częstochową i Rybnikiem i dziś mielibyśmy bardzo przyjemny mecz derbowy, a tak jechaliśmy o wszystko. Szczerze przyznam, że z Jackiem (Frątczakiem - przyp. red.) o jego pozostaniu w zespole jeszcze nie rozmawialiśmy. Zobaczymy, jak będzie. Przystępujemy w najbliższych dniach i do konstruowania zespołu na przyszły sezon i sztabu szkoleniowego, który będzie ten zespół wspierał. Myślę, że kibiców przyciągnęło dziś na trybuny to, że było realne zagrożenie, że to będzie ostatni mecz w ekstralidze i nie wiadomo, kiedy do niej wrócimy. Stawka tego meczu była ogromna. Cieszę się, że kibice pokazali, że chcą mieć ekstraligowy żużel w Toruniu, przyszli na stadion i wypełnili go niemal w całości. Bardzo im za to dziękuję. Czekamy na orzeczenia komisji, czekamy na decyzję Ekstraligi Żużlowej. Dzisiejsza wygrana, przy jednoczesnej przegranej Rybnika w Lesznie, powoduje, że nam wystarczy, jeśli zostaną odebrane tylko trzy punkty Rybnikowi. A te trzy punkty raczej zostaną odebrane, dlatego, że to odebranie wynika z regulaminu Ekstraligi i regulaminu sportu motorowego. No i z tej perspektywy mamy siódme miejsce.
- Niestety, mój najlepszy silnik, na którym wczoraj startowałem w Togliatti, nie dotarł wraz ze mną do Torunia - tłumaczył Artiom Łaguta. - Podobno został w Moskwie. To sprawiło, że od początku bardzo ciężko mi się było zabrać ze startu. A na tym moim najlepszym silniku z reguły wygrywałem starty. Szkoda, bo mogło być trochę więcej punktów.
- Daliśmy z siebie wszystko, każdy zawodnik walczył jak mógł - stwierdził Krzysztof Buczkowski. - Dziś naprawdę mogliśmy się pokusić o dobry wynik, ale, niestety, nie udało się. Jeśli chodzi o mnie, to ogólnie było w porządku. Pan Ryszard Kowalski przygotował mi świetnie spisujący się silnik, za co mu dziękuję. Ten dzisiejszy tor był najbardziej przyczepny z tych, które tu pamiętam. Nie przestraszyliśmy się tego, potrafimy jeździć na takim torze i to nic nie znaczy, że w Grudziądzu mamy twardy, a na wyjazdach jest przyczepnie i nic nie możemy. Ciągle się uczymy, wyciągamy odpowiednie wnioski i dziś pokazaliśmy, że potrafimy się fajnie ścigać. Szkoda tylko, że nie zdobyliśmy dużych punktów. Zobaczymy, jak będzie dalej. Nie ma co ukrywać, że już powoli trzeba zaczynać myśleć o kolejnym sezonie. Ambicje w Grudziądzu są znacznie większe, i zawodników, i kibiców, po prostu chcemy jeździć więcej w roku.