Więzień z Gdańska skierowany został na obserwację psychiatryczną do Torunia. Uciekł ze szpitalnego oddziału na piętrze! Udało mu się odbezpieczyć okno, a potem brawurowo wykorzystać kabel od anteny. Kary nie uniknie - znów trafi za kraty.
O tym, co wydarzyło się za niedostępnymi dla przeciętnego śmiertelnika murami szpitalnego oddziału psychiatrycznego w Toruniu dowiadujemy się z sądowego opisu. Brawurowa ucieczka więźnia znalazła bowiem niedawno finał przed Sądem Rejonowym w Toruniu. Ten skazał więźnia D.G na trzy miesiące pozbawienia wolności za tzw. samouwolnienie się. Wyrok nie jest jednak jeszcze prawomocny.
Jak tego dokonał? Najpierw okno, potem zjazd na kablu od anteny
Choć wyrok zapadł dopiero teraz, wydarzenia miały miejsce zimą 2018 roku. Wówczas więzień D.G, skazany przez Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ na karę 3,5 roku bezwzględnego więzienia, poddawany był w Toruniu obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Na toruńskim oddziale męskim psychiatrycznym przebywał od 26 listopada 2018 roku.
2 grudnia, po południu, mężczyzna zdecydował się na ucieczkę. Najpierw rozmawiał z kimś przez telefon komórkowy. Potem udało mu się odkręcić śrubę od klamki w oknie. Wtedy świat stanął przed nim otworem. Musiał tylko jakoś z wysokości pierwszego piętra jakoś dostać się na dół.
Jak ustalił sąd, więzień wykorzystał kabel od anteny, który był za oknem. Po nim przedostał się na przybudówkę szpitalnego budynku. Zeskoczył z niej z na ziemię i pobiegł do drugiej bramy szpital psychiatrycznego, która w ciągu dnia była otwarta.
Co działo się z nim dalej? Wrócił w rodzinne strony. Wolnością cieszył się całe dwa tygodnie. Zatrzymany został przez policjantów w Gdańsku, 16 grudnia 2018 roku. Już wieczorem tego dnia miał nowy adres: areszt śledczy w Gdańsku. Potem, rzecz jasna, odbyć musiał przerwaną ucieczką karę pozbawienia wolności.
Psychiatrzy: nie jest chory. Sąd: lekceważy porządek prawny
Pochodzący z Pomorza przestępca nie jest chory psychicznie. "W toku postępowania sądowego D. G. został poddany jednorazowemu badaniu przez biegłych lekarzy psychiatrów, którzy nie stwierdzili u oskarżonego objawów choroby psychicznej, upośledzenia umysłowego, otępienia ani innych głębokich zakłóceń czynności psychicznych. Biegli rozpoznali u oskarżonego zaburzenia osobowości z wyraźnymi cechami osobowości dysocjacyjnej i niestabilnej emocjonalnie. Biegli jednak uznali, iż w chwili popełnienia zarzucanego mu czynu miał on zachowaną zdolność rozumienia ich znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem" - odnotował Sąd Rejonowy w Toruniu.
Mężczyzna stanął przed nim dawno oskarżony o przestępstwo tzw. samouwolnienia się osoby pozbawionej wolności (art. 242 par. 1 Kodeksu karnego). To czyn zagrożony karą do dwóch lat więzienia. W śledztwie D.G w ogóle nie chciał składać żadnych wyjaśnień. Odmówił nawet podpisania protokołu z przesłuchania. W sądzie wyjaśniać niczego też nie chciał. Powiedział tylko, że nie przyznaje się do winy.
Dla sądu wina jednak była oczywista. Przebieg wypadków zrelacjonował dyżurujący krytycznego dnia w szpitalu pracownik obsługujący monitoring. Sędzia Angelika Kurkiewicz uznała winę D.G i wymierzyła mu karę trzech miesięcy więzienia.
"Podkreślić należy, iż oskarżony nie po raz pierwszy wszedł w konflikt z prawem. Nie potrafił z poprzednich przypadków wynieść żadnej nauki lub konstruktywnych wniosków na przyszłość. Obecne zachowanie oskarżonego świadczy o jego stosunku do obowiązujących, również jego, norm i przepisów. Najłagodniej rzecz ujmując stosunek ten jest beztroski, niedojrzały i lekceważący" - podkreśliła w uzasadnieniu wyroku sędzia Angelika Kurkiewicz.
Wyrok jest nieprawomocny. 26 czerwca br. został opublikowany w Portalu Orzeczeń Sądowych.