Tomek Warzecha: Raku, mam po co żyć. Nie wygrasz!

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz
Maria Mazurek

Tomek Warzecha: Raku, mam po co żyć. Nie wygrasz!

Maria Mazurek

Kiedy rak zżera po kolei twój żołądek, kości, płuca, wątrobę, masz do wyboru: albo pogodzić się ze śmiercią, albo z całych sił walczyć. Tomek Warzecha wybrał to drugie. I od sześciu lat nie odpuszcza. - Mam dla kogo żyć - mówi.

Są takie domy, w których jest ciepło, dobra energia. Taki jest dom Warzechów w Niesułowicach, powiat olkuski: beztrosko biega po nim pies, pachnie ciastem, a domownicy się śmieją i żartobliwie przekomarzają. Tomek, Małgosia, siedmioletnia Wiktoria - wszyscy mają w sobie fajną psotność, autentyczność, normalność. Trudno byłoby w pierwszej chwili domyślić się, że w tym domu żyje jeszcze jeden lokator: niechciany, bezwzględny, niedający za wygraną. Rak.

Lekarka: to tylko zgaga

Zaczęło się w 2010 roku, kiedy Tomek był jeszcze policjantem, a Wiktoria miała roczek. Dziś, z perspektywy czasu, Tomek wdzięczny jest chorobie za to, że poczekała do czasu urodzin córki. Bo pewnie gdyby dała znać o sobie wcześniej, to nigdy by się z Małgosią na dziecko nie zdecydowali. A to przecież najcenniejsze, co mają. To dzięki tej małej istocie Tomek walczy, żyje. Wtedy, w 2010 roku, od półtora roku chodził już do lekarki tu, we wsi, bo miał problemy z przełykaniem. Ona powtarzała mu, że to refluks żołądkowo-jelitowy, czyli, mówiąc prosto, zgaga. Wracał i mówił, że leki nie pomagają. A ona dalej z tym refluksem.

2010 rok, powódź: Tomek i jego koledzy policjanci, wspólnie ze strażakami, pracują po kilkanaście godzin non-stop. Ktoś dowodzi im jedzenie. Tomek je z innymi, ale każdy posiłek biegnie zwracać za radiowóz. Za kilka tygodni nie będzie już w stanie przełykać nawet wody. Chudnie w oczach. Kiedy trafia w końcu do szpitala na Kopernika w Krakowie, lekarz kręci głową: w ostatnim momencie. Dwa dni i patrzyłby by pan już na nas z góry. Skończyłoby się, dosłownie, śmiercią głodową.

Dobra i zła wiadomość

Na Kopernika powiedzieli na początku, że to achalazja. To znaczy, że przełyk nie kurczy się i nie rozkurcza tak jak powinien. Trzeba było Tomka natychmiast zabrać na zabieg. Na szczęście, jak mu tłumaczyli, będzie niegroźny, wykonany techniką laparoskopową. Potrwa 40 minut, podczas których natną mu w kilku miejscach przełyk.

- Zabieg zaczął się o 8. Pojechałyśmy z teściową do szpitala o 10. Na oddziale go nie było, pielęgniarki nie wiedziały, gdzie jest. Pobiegłyśmy pod salę operacyjną. Czekałyśmy wieczność. Wyszedł jeden lekarz i powiedział, że to nie on będzie z nami rozmawiał. Później profesor, który zajmował się Tomkiem. Powiedział: mam dobrą i złą wiadomość. Muszę zacząć od dobrej: pacjent żyje, był dzielny. Zła jest taka, że podczas zabiegu natrafiliśmy na raka. Wycięliśmy pacjentowi cały żołądek, część przełyku, węzły chłonne - te miejsca były już zajęte przez nowotwór - wspomina Małgosia.

Budzę się, tu rurka, tam rurka, jestem na OIOM-ie. Patrzę na klatkę piersiową - rozcinali mnie. Nie tak miał wyglądać ten zabieg. Profesor przez pięć dni mnie unikał. W końcu przyszedł i powiedział: „To ja podjąłem decyzję, żeby pana otwierać i wykonać tak poważną operację bez Pana zgody. Tylko do mnie może mieć Pan pretensje”. Uścisnąłem mu rękę i podziękowałem za uratowanie życia. Prawdziwy lekarz z powołania

- wspomina Tomek.

Determinacja

Po operacji przeszedł chemię i radioterapię. Tak dla pewności, bo lekarze wycięli cały nowotwór z marginesem. Tomek musiał chodzić tylko raz na kilka miesięcy na badania kontrolne. Okazało się, że bez żołądka da się w miarę normalnie żyć - trzeba tylko kontrolować dietę. Jedyna rzecz, którą przejmował się Tomek, to orzeczenie lekarskie, jakie dostał na komisji: trwała niezdolność do pracy. Mam trzydziestkę, myślał, chcę jeszcze pracować. To było jego jedyne zmartwienie. Bo tego, że choroba może wrócić, nie brał nawet pod uwagę.

- Nigdy nie kochałem życia tak, jak wtedy. Kiedy dotknie cię śmierć, uczysz się cieszyć życiem. Nie odkładać spraw na później. Nie odmawiać sobie i rodzinie niczego w imię oszczędności. Doceniać każdą chwilę, każdy słoneczny i deszczowy dzień - opowiada Tomek.

W kwietniu 2014 poszedł na rutynową kontrolę. Małgosi aż serce podeszło do gardła, kiedy zobaczyła kilka stron wyników. Okazało się, że przerzuty są niemal wszędzie: płuca, wątroba, śródpiersie, kości.

Zaczęła czytać w internecie, co to wszystko oznacza, jakie są rokowania. I to był moment, kiedy na chwilę się załamała.
Tomek nie załamał się nigdy. Mówił jej: Nie czytaj tych głupot w internecie. Będę żył, bo chcę żyć - dla ciebie i Wiktorii. Teraz dopiero zaczęła się walka. Jeździli z Małgosią od lekarza do lekarza, szukali badań klinicznych, eksperymentalnych metod, które dawałyby cień nadziei. Tomek został zakwalifikowany do eksperymentalnego programu leczenia chemią o nazwie herceptyna. Sponsorowała go szwajcarska firma farmaceutyczna.

Po kilku dawkach komórki nowotworowe zniknęły z większości miejsc w jego ciele. Za wyjątkiem jednego - wątroby. Tam guz nieco się powiększył. A w warunkach programu było wyraźnie napisane, że w momencie, gdy nastąpi progresja, pacjent jest wyeliminowany z programu. Przez jakiś czas Tomek został bez chemii. Później, dzięki determinacji lekarki z Garncarskiej w Krakowie, udało się pozyskać kilka dawek herceptyny w ramach darowizny od firm farmaceutycznych. Ale w końcu pani doktor musiała powiedzieć Tomkowi: „Już więcej za darmo nic nam nie dadzą.” Jedna dawka - a trzeba je przyjmować co trzy tygodnie - kosztuje osiem tysięcy złotych. Tomek trafił pod skrzydła fundacji „Kawałek Nieba”, ale wiadomo - potrzebujących jest sporo.

Dlaczego właśnie ja?

- Czy jakaś myśl nie daje ci czasem spokoju? - pytam.
- Czasem w nocy, kiedy dziewczyny już śpią, przychodzi do mnie taka zła myśl, że może jednak się nie uda. Ale szybko biorę się w garść i mówię sobie: dożyjesz dziewięćdziesiątki, nie ma innej opcji. Jest też czasem inna myśl: dlaczego ja?
- Dlaczego właśnie ty zachorowałeś na raka?
- Nie. Dlaczego ludzie mi pomagają. Jest przecież tylu chorych.

Maria Mazurek

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.