Tomasz Organek śpiewa, że sprzedał duszę i ma w sercu ranę. Ale to nieprawda
- Im jestem starszy, tym bardziej zaczynam doceniać uroki prowincji - mówi Tomasz Organek. Do rodzinnych Raczek zagląda więc tak często, jak tylko się da. I nie wyklucza, że kiedyś sprowadzi się tu na stałe. - Mój brat mieszka w Niemczech, a dom wybudował w Raczkach - dodaje.
Od kilku tygodni w sklepach muzycznych dostępna jest jedna z najbardziej wyczekiwanych polskich płyt ostatnich lat - „Czarna Madonna”. Recenzenci są wręcz zachwyceni. Już za swój debiut - „Głupi”- Organek otrzymywał niemal same pochwały. Teraz pojawiają się opinię, że stworzył jeszcze lepszą muzykę.
- Uważam, że ta płyta jest w porządku - ocenia sam Tomasz Organek. - Stanowi w pewnym sensie kontynuację „Głupiego”, ale też jest wyraźnym krokiem naprzód. Nagrywając ją miałem przeświadczenie, że musi taka być, że nie wyczerpałem jeszcze tej formuły mieszania gatunków, zużywania klisz i konwencji, na których operuje muzyka popularna.
Niedawno skończył 40 lat, więc młodzianem już nie jest. „Głupi” był debiutem nie tyle samego Tomasza, co stworzonej przez niego grupy „Organek”. Wcześniej współtworzył inną dosyć znaną kapelę - Sofa. Jako ceniony gitarzysta współpracował też m.in. z Andrzejem Smolikiem i Kayah.
W liceum wołali na niego kurt cobain, więc ściął długie włosy
O Organku zbyt wiele nie wiadomo. Nie pcha się do mediów, nie tak łatwo zrobić z nim wywiad. - Nie bywam, nie ma mnie w telewizji i na portalach - przyznaje. - Nie znam się na tym. Chcę po prostu robić dobrą muzykę i grać porządne koncerty. Reszta do niczego nie jest mi potrzebna. Niezwykle cenię sobie święty spokój.
Zawsze taki był. W radiowej Trójce opowiadał, że jako nastolatek lubił zamykać się w czterech ścianach swojego pokoju i słuchać ulubionej muzyki, brzdąkać na gitarze i czytać książki do późnych godzin nocnych. - Chciałem wtedy uciec jak najdalej z tej prowincji, myśląc, że gdzieś tam jest dużo lepszy świat - mówił.
Podstaw gry na gitarze nauczył go ojciec. Wojciech Organek skończył szkołę muzyczną i miał własny zespół. Jeździł z nim po różnych imprezach. I całkiem dobrze sobie radził.
Zmarł, gdy Tomasz był nastolatkiem. Matka - Wanda została sama z dwoma chłopakami: Tomaszem i młodszym o cztery lata Marcinem. Jak opowiada, żaden z nich nie sprawiał problemów. Obaj bardzo dobrze się uczyli i wiedzieli, co im wolno, a co nie.
- I Tomasz, i Marcin są humanistami - mówi matka. - Obaj bardzo dużo czytali. Tomek robi to do dziś. Gustuje w ambitnej literaturze oraz w klasykach.
Do szkoły podstawowej Organek chodził w Raczkach. To było jeszcze w czasach PRL. Zdawał maturę już za demokracji, w III LO w Suwałkach. Zawsze bardzo mile tę szkołę wspomina.
- Z niektórymi z kolegów spotykamy się do dziś - podkreśla.
W czasach licealnych nosił długi włosy, a do szkoły zabierał ze sobą gitarę. Siadał z nią na korytarzu i grał. Koledzy wołali na niego „Kurt Cobain”. Organkowi specjalnie się to nie podobało, bo za Nirvaną, słynną grupą Cobaina, nie przepadał. W końcu postanowił więc włosy ściąć. I porównania do Cobaina się skończyły.
Uczył się rzeczywiście bardzo dobrze. A już najlepiej szedł mu angielski. Po latach przyznaje, że nie bez znaczenia była w tym przypadku postawa nauczycielki, która klasówki robiła na każdej lekcji i nie miała żadnych zahamowań przed stawianiem dwój. Pewnie jednak dzięki temu poznał język w takim stopniu, że bez problemów dostał się na anglistykę na Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Mało kto uwierzy w to, że szalejący dzisiaj na scenie muzyczny gwiazdor został po skończeniu studiów... nauczycielem. I przez parę lat pracował w toruńskich szkołach.
Doszedł jednak do wniosku, że nie chce zajmować się tym do końca życia. Zapisał się więc na Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach.
- Te studia bardzo dużo mi dały - wspomina.
W 2003 r. stał się jednym ze współzałożycieli Sofy. Ale 10 lat później postanowił pójść własną muzyczną drogą. Wtedy narodziła się grupa Organek.
Organek już pracuje nad trzecią płytą.
Postawił się wytwórni
Lider decyduje tutaj o wszystkim. Pisze teksty oraz muzykę. Ale z okładki „Czarnej Madonny” można wyczytać, że to dzieło całego zespołu.
- Praca nad piosenkami wygląda zazwyczaj tak, że przynoszę szkielet kompozycji na próbę i wspólnie pracujemy nad aranżacją - wyjaśnia Organek. - Czasami ktoś zaproponuje małą zmianę w harmonii lub linii jakiegoś instrumentu. I to jest właśnie ten wkład, który decyduje o tym, jak te kompozycje są podpisywane.
Z pierwszej płyty najbardziej znany stał się tekst „Nazywam się Organek, mam w sercu ranę”. W najnowszej wyjaśnia, z czego się to wzięło. Śpiewa: „Duszę sprzedałem jakem Organek, teraz w sercu mam ranę”.
Opowiada jednak, że to tylko przenośnia. I że nie nikomu - tak jak w innych przypadkach na polskiej scenie muzycznej, gdy producenci niszczą znakomicie zapowiadających się muzyków, nakazując im uprawiać popową sieczkę - duszy nie sprzedał.
- Mam absolutne szczęście znajdować się w sytuacji, w której nie muszę iść na żadne kompromisy - mówi. - I żeby była jasność - sam do tej sytuacji doprowadziłem, wypracowałem ją przez lata, będąc wiernym sobie i robiąc tylko to, w co potrafię uwierzyć. Nie umiem zaangażować swoich mocy przerobowych w coś, w co nie wierzę lub czemu nie ufam. Jeżeli uważam muzykę czy tekst za skończone, to nie pozwolę zmienić ani jednej nuty, ani jednego słowa! I nie przemawia przeze mnie buta, tylko wiara w to, co robię.
Kiedy Organek pracował nad „Głupim”, jedna z wytwórni zasugerowała mu daleko idące zmiany. Ale postawił stanowcze veto i poszedł gdzie indziej. Dzięki temu powstała jedna z najlepszych płyt w polskiej muzyce rockowej. Gdyby jednak uległ, dzisiaj mało kto znałby jego nazwisko. A przynajmniej - mało kto by je cenił. Dołączyłby do najliczniejszego na polskiej scenie muzycznej grona wykonawców, którzy śpiewają bardzo podobne piosenki na bardzo podobne tematy. I można ich odróżnić jedynie po wyglądzie.
Suwałki go nie chcą!
- Nie czuję się żadną gwiazdą - mówi.
To słychać zresztą, kiedy się z nim rozmawia.
Choć w propozycjach koncertowych może przebierać, wciąż marzy mu się występ w... Suwałkach. Zagrał tu raz czy dwa w czasach licealnych. I mimo, że publicznie deklarował, iż teraz wystąpi „po kosztach”, główny organizator miejskich imprez, czyli Suwalski Ośrodek Kultury, nie zareagował. A za duże pieniądze sprowadza wykonawców, którzy Organkowi mogliby najwyżej przez chwilę potrzymać gitarę.
- Koncertu w Suwałkach nie mogę się doczekać - przyznaje Tomasz Organek. - Nawet sam o to zabiegałem, ale okazuje się, że żaden z organizatorów nie był jak dotąd zainteresowany.
Za to już za tydzień, 21 stycznia, zagra w Białymstoku. Bilety na jego koncert w klubie „Zmiana Klimatu“ są już dawno wyprzedane.