Rok temu radny PiS Paweł Myszkowski zgłosił pomysł, by latem nie urządzać pokazów pirotechnicznych w Centrum Białegostoku. Nawet podczas dni miasta. W interpelacji do władz pisał, że hałas zrywa ze snu osoby starsze i jest traumą dla psów. Proponował, by wzorem Ełku przenieść pokazy na miejska plażę. Ale już nie jako fajerwerki, a spektakle laserowe. Radny nic nie wskórał, a białostoczanie echo tamtej interpelacji usłyszeli w niedzielę po godz. 22
Kanonada wystrzałów i feeria barw roznosiły się nie tylko nad centrum, ale były też słyszalne na dalszych osiedlach. Białostoczanie zachodzili w głowę o powód tej ody do radości. Ale zapewne nikomu nie przyszło na myśl, że w ten sposób w przestrzeni publicznej może świętować prywatna firma. Co więcej, jej śladem mogą iść teraz nie tylko osoby prawne, ale i fizyczne. Wystarczy zlecić odpalenie petard profesjonalistom. I tym sposobem co weekend, albo i częściej białostoczanie mogą być świadkami mimo woli imienin cioci, powrotu syna marnotrawnego, wyjścia rezerwy do cywila, rozbicia kumulacji w grze fantowej czy celebracji jakiegoś nietypowego święta, a tych jest bez liku. Co bardziej niecierpliwi nie będą czekać na gorączkę sylwestrowej nocy, a skrzykną większa grupę, zrobią zrzutkę na „profesjonalistów” i cała para w niebo. Takie kanonady już nie będą wyjątkami potwierdzającymi rozporządzenie wojewody, a cyklicznymi wydarzeniami znoszącymi sens prawa wojewódzkiego.
A w tej sytuacji być może propozycja, by pokazy czy to w formie fajerwerków, czy laserów przenieść nad zalew warta jest rozważenia. W końcu po wodzie i po lesie echo niesie się inaczej. Zwłaszcza w śnie nocy letniej.