Tomasz Maleta: Fucha za 1 zł
Przez lata największym problemem polskiej edukacji, obok braku pieniędzy, było jej upolitycznienie. Rodziło to kolejne rewolucje, które mimo retoryki o racjonalności, na dobrą sprawę wynikały z ideologicznego fundamentalizmu. Buchającego solidarnie z prawej i lewej strony oraz z centrum.
Za pierwszych rządów PO-PSL zrodził się pomysł, by o zarobkach nauczycieli decydowali dyrektor szkoły i rodzice. Rzadko się zdarza, by na zebraniu rad rodziców frekwencja przekraczała połowę. Czyli de facto to mniejszość miała decydować (bynajmniej nie czując się na siłach) o poborach pedagogów. To tak jakby pensja ministra edukacji zależała od frekwencji w ławach poselskich.
Patrząc na ostanie telewizyjne migawki z Sejmu z debaty o kolejnym już w polskiej edukacji, tym razem gimnazjalnym przewrocie „kopernikańskim”, to wynagrodzenie ministra byłoby marne, albo na miarę przysłowiowej złotówki. Tylko który z posłów-ministrów tak ciężko harujących na diecie zgodziłby się na taką fuchę?