
Wyobraźmy sobie sytuację zgoła nie do wyobrażenia, że Polska prześcignęła w informatyzacji struktur państwowych Estonię i wybory samorządowe, takie jak chociażby te z poprzedniej niedzieli, oparte są na głosowaniu elektronicznym. Równolegle trwa cała ta nawalanka partyjno-towarzyska, ale wszyscy jej uczestniczy z dumą podkreślają jedną rzecz: internetowe oddanie głosu to dowód, że Polska dokonała cywilizacyjnego skoku w przyszłość. I nagle w dwóch ostatnich godzinach głosowania dochodzi do awarii.
Internauci-wyborcy oddają głosy, ale nie wiedzą, że gdzieś znikają w otchłani świata wirtualnego. Dopiero po trzech dnia informują o tym instytucje odpowiedzialne za przeprowadzenie głosowania nakazując jego powtórzenie dla tej grupy poszkodowanej. Już widzę i słyszę rwetes ze wszystkich stron, które przy dużym stopniu konfliktu politycznego domagają się ponownych wyborów dla wszystkich . A jeśli nie, to widzą powód do unieważnienia głosowania przez Sąd Najwyższy.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień