Tomasz Koralewski: Pieniądze firmowe łatwiej się wydaje. Turysta indywidualny będzie oglądał swój pieniądz z każdej strony
Nawet 90 procent przychodów hoteli pochodzi od turysty biznesowego - ocenia Tomasz Koralewski, prezes zarządu Łódzkiej Organizacji Turystycznej.
Skąd wziął się pomysł, by Łódź stawiała na turystykę biznesową?
To była oczywistość, bo turysta biznesowy jest w Łodzi obecny od lat. Większość hoteli, zwłaszcza tych o standardzie trzech i czterech gwiazdek, przez dużą część roku bazuje na klientach biznesowych. To firmy, które organizują w Łodzi wyjazdy motywacyjne, konferencje, targi, szkolenia. Łódź ma dla nich wiele atutów. Po pierwsze - ma centralną lokalizację, co ma znaczenie zwłaszcza w przypadku spotkań ogólnokrajowych. Po drugie - wciąż jest miastem nieodkrytym, trochę innym niż pozostałe metropolie. Po trzecie - ceny wciąż jeszcze są niższe niż na rynku warszawskim. Po czwarte - jest tu kilka ciekawych hoteli i kilka przestrzeni, takich jak EC1, Art Inkubator, których nie ma żadne inne miasto.
Czy w Łodzi da się zorganizować każde spotkanie?
Nie. Maksymalna liczba uczestników, przy którym wydarzenie się miastu opłaca, to około 2 tys. Wynika to z liczby miejsc noclegowych w standardzie czterech i trzech gwiazdek. Tych pierwszych jest 1930, a drugich - 1673. Nie wszystkie są zawsze dostępne, a do tego często uczestnicy spotkań biznesowych chcą mieć własne pokoje. Jeśli goście nie zmieszczą się w Łodzi, trzeba ich lokować w gorszych obiektach lub gdzieś pod Warszawą. Dlatego niektóre wydarzenia, np. na 8 tys. osób, nie dochodzą do skutku. Bywają też wydarzenia, na przykład targowe, które potrzebują większych przestrzeni, niż mamy w Łodzi do dyspozycji.
Organizatorzy imprez biznesowych sami do Łodzi trafiają?
Wielu z nich tak. Ale nasze stowarzyszenie w ramach działalności convention bureau chce pozyskiwać zupełnie nowych klientów. Takich, którzy mogliby zorganizować tu spotkanie, ale wciąż myślą, że Łódź to miasto kominów bez dobrej jakości bazy noclegowej. Dlatego organizujemy wizyty studyjne i bierzemy udział w imprezach dotyczących turystyki biznesowej. Decyzje o wydarzeniach firmowych zapadają w centralach. Większość z nich jest w Warszawie i innych aglomeracjach. Staramy się do nich docierać.
Co robią w Łodzi biznesmeni, gdy już tutaj dotrą?
To zależy od ich potrzeb. Ale możliwości jest dużo. Firmy jeżdżą na tyrolce w Manufakturze, zamawiają posiłek w powietrzu, czyli Dinner in the Sky, zwiedzają wystawy w EC1. Biorą udział w grach fabularnych dotyczących filmu lub historii miasta. Teraz wraz z należącą do naszego stowarzyszenia firmą Eventy Diamenty przygotowujemy produkt pod nazwą „Lądowanie na ziemi obiecanej”. To zwiedzanie miasta połączone z pewnego rodzaju show. Jest jazda trambusem, efekty pirotechniczne i łódzki drink podawany w muzealnej piwnicy.
Zadowolone firmy wracają do Łodzi?
Nie zawsze, bo często w kolejnym roku chcą innego miasta, zwłaszcza jeśli grupa pracowników wciąż jest ta sama. Ale konferencje, targi, szkolenia bardzo często wracają.
Jak ocenia pan bazę hotelową Łodzi? Byliśmy zapóźnieni, potem przeżyliśmy hotelowy bum. Jak jest teraz?
Powoli rośnie średnie obłożenie hoteli i średnia cena noclegu. To z punktu widzenia biznesu bardzo dobra informacja. I nadal jesteśmy tani, bo ceny noclegów rosną w Polsce wszędzie. Kilka lat temu otworzyło się w Łodzi kilka obiektów naraz: Ambasador, Novotel, Holiday Inn, DoubleTree by Hilton i nastąpiła walka cenowa. To nie było korzystne dla hoteli. Natomiast obecnie rozpoczęte lub planowane inwestycje nie mają takiej skali, żeby podobna sytuacja się powtórzyła.
Liczba obiektów jest wystarczająca?
Obłożenie miejsc w Łodzi wciąż jest jeszcze niższe niż w większości dużych miast. Występuje też duża sezonowość, bo spotkania biznesowe nie są organizowane przez cały rok. Szczyt przypada na wiosnę i jesień oraz środek tygodnia. Problem mamy w okresie zimowym, od Bożego Narodzenia do pierwszych dni marca. To czas świąt i ferii, a do tego firmy praktycznie nie realizują spotkań, bo są na przełomie budżetów.
Czyli mamy hotele wolne w wakacje, ferie, weekendy i święta. Co z tymi dniami?
Sprzedajemy je jako zupełnie inny produkt, przeznaczony dla turysty indywidualnego. Wchodzimy w segment tzw. city breaks, czyli krótkich pobytów w Łodzi, najczęściej z dwoma noclegami. Zdecydowana większość takich gości przyjeżdża indywidualnie. Organizuje wizytę przez serwisy internetowe typu Booking, Trivago, HRS. Tacy ludzie najczęściej trafiają do naszego punktu informacji turystycznej. Korzystają też z porad znajomych, którzy w Łodzi mieszkają lub ją zwiedzali. Dlatego przygotowujemy program „Zostań turystycznym ambasadorem Łodzi”. Łodzianie, którzy wyjechali do innych miast, będą dostawać od nas treści i udostępniać je w mediach społecznościowych. W zamian mają otrzymywać korzyści. Nie powinno być z tym problemu, bo łodzian wyjechało z miasta wielu.
Turystyka indywidualna to duży segment?
Myślę, że około 90 procent przychodów obiektów noclegowych w Łodzi pochodzi od turysty biznesowego, a 10 procent od klienta indywidualnego. Klient biznesowy ma inne potrzeby, łatwiej też wydaje pieniądze, bo są firmowe. Klient biznesowy w hotelu oprócz noclegu często zamawia dodatkowo salę konferencyjną, catering, wieczorną kolację integracyjną z alkoholem. Klient indywidualny raczej spędzi czas na mieście, a jeśli coś tam zamówi, to może lampkę wina. Gdy ktoś wydaje własne pieniądze, będzie je oglądał z każdej strony.
Brakuje czegoś hotelowej Łodzi? Na przykład obiektu pięciogwiazdkowego?
Wizerunkowo tak. Jest grupa gości, która nie schodzi poniżej tego poziomu. Co prawda mamy kilka obiektów, które obsługują gości na tym poziomie. Ale bywa, że gwiazda chce noclegu w hotelu pięciogwiazdkowym. I go nie dostaje.
A może hoteli już wystarczy?
Każdy inwestor, który ma do wyłożenia kilkadziesiąt milionów złotych na budowę hotelu, opiera się na danych z rynku i biznesplanie. Więc jeśliby nie było potrzeby budowania nowych hoteli, to kolejne takie obiekty by nie powstawały. A powstają.