Toast nocnikiem [komentarz]
Jak wygląda ręka wyciągnięta z nocnika mieliśmy okazję oglądać w poniedziałek. Jarosław Kaczyński przyznał oficjalnie, że rząd Ukrainy nie jest tak fajny, jak myśleliśmy, a sprawy na Ukrainie niekoniecznie idą po naszej myśli. Zakładając oczywiście, że jakąkolwiek myśl w tej dziedzinie mieliśmy.
Obawiam się, że kiedy ktoś wreszcie wybudzi ministra Waszczykowskiego ze snu zimowego, nasz pierwszy dyplomata będzie już upaprany w nocniku po krawat. Bo jak nazwać sytuację, w której dokładnie całe misterne plany, stworzone jeszcze w latach 90. i z grubsza tylko odkurzone przez ekipę Beaty Szydło, biorą w łeb? Pokrótce. Nasz podopieczny na Wschodzie, po ciosie w donbaskie podbrzusze, właśnie upadł na głowę i szybuje w nieznanym czerwono-czarnym kierunku. W tym samym czasie Wielki Brat zza Atlantyku zacieśnia przyjazne stosunki z Rosją. Tą samą Rosją, która ściąga kolejne baterie rakiet w okolice Bartoszyc i Węgorzewa.
Nikogo jednak nasz Wielki Brat nie wkurza bardziej niż Niemców. Tych samych Niemców, których denazyfikowanie przy pomocy akcji przeciwko „polskim obozom koncentracyjnym” właśnie rozpoczęliśmy.
Jakby tego było mało, nasz najbliższy partner europejski - Wielka Brytania - właśnie żegna się z Europą, ale jednocześnie wypina tyłek Wielkiemu Bratu.
Jeszcze do niedawna w tej światowej rozgrywce mieliśmy w ręku jokera w postaci dogadywanego kontraktu stulecia z Chinami. Chodziło o europejską bazę przeładunkową - wielki węzeł na jedwabnym szlaku. Niestety, i tu również słychać plusk z nocnika, bo Wielki Brat rozpoczyna właśnie handlową wojnę z Chinami.
Ze świecą dziś szukać prawdziwych przyjaciół w Europie. Nawet katolickiej Bawarii nie można zaufać, jeśli wziąć pod uwagę, jakie to auta zawiodły podczas zamachu w Lubiczu. Jedyna pociecha w tym, że tym razem do rozstrzygnięcia zagadki nie wystarczą parówki. Trzeba je będzie skonfrontować z niemieckim piwem.