To tata zaraził ich pasją. Teraz dzielą ją wspólnie!
Sprawdza się powiedzenie: „Jaki ojciec, taki syn” (a czasem i córka...). Poznajmy dzieci, które poszły w ślady swoich rodziców
- Wraz z córką lubimy wycieczki rowerowe i fotografowanie - mówi Bartłomiej Nowosielski, urzędnik z Gorzowa Wielkopolskiego. - Córka ma już swój aparat. Ja robię zdjęcia jej, ona mi. Chciałbym przeczytać o pasjach, które łączą ojców z dziećmi.
Pomysł na taki artykuł podpowiedział nam też Radosław Blonkowski i Krzysztof Galinowicz, obaj z Zielonej Góry, Mariusz Ambrożuk ze Strzelec Krajeńskich i Mateusz Ługowski z Sulęcina. Postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się, jak to z tymi pasjami ojców i ich dzieci jest...
Albert Madej na co dzień gra w orkiestrze Ochotniczej Straży Pożarnej w Gorzowie Wielkopolskim. Swoją pasją do gry na instrumencie zaraził synów.
- Łukasz, osiemnastolatek, gra na klarnecie - mówi Albert Madej. - Drugi syn, dwa lata młodszy Rafał gra na saxhornie, skończył pierwszy stopień w Szkole Muzycznej w klasie puzonu. Uważam, że muzyka jest najlepszą ze sztuk. A synom podobało się, że gram, że chodzę na koncerty. I w którymś momencie, kiedy dorośli do wieku, w którym można grać na instrumencie dętym, sami zaczęli muzykować.
Czym dla pana Alberta jest bycie ojcem takich świetnych chłopaków?
- To dla mnie duma. - mówi Albert Madej. - Mężczyzna może patrzeć, jak jego potomek, mały człowiek z krwi i kości przychodzi na świat, rozwija się, poznaje wszystko, co go wokół otacza. Ojcostwo to też sens życia. Żyjemy dla tych, których najmocniej kochamy...
– Ja bym zrobił to tak – mówi jeden głos. – A my robiliśmy to tak – słychać zza kotary świebodzińskiego Zakładu Złotniczego Jerzego Skwierzyńskiego. Pan Jerzy pasją do złotnictwa zaraził syna Wojciecha, który studiował w Wyższej Szkole Rzemiosł Artystycznych, gdzie zdobył specjalizację w jubilerstwie i rzeczoznawstwie kamieni szlachetnych. Studia pogłębiły jego wiedzę, od małego zdobywaną w zakładzie. – Gdy tylko wyglądałem zza lady, to już mówiłem, że będę złotnikiem - mówi pan Wojciech. - Miałem wybór, ale wybrałem właśnie ten zawód.
A tata dodaje, że czuje dumę.
W ślady ojców idą też... córki. Michał Iwanowski na co dzień pracuje w urzędzie marszałkowskim, jako rzecznik zarządu województwa. Nie są mu więc obojętne kwestie związane z naszym regionem. A jego córce? Zależy na losach Winnego Grodu.
- Zdarzyło mi się kandydować do rady miasta, ale z bardzo kiepskim wynikiem - śmieje się M. Iwanowski. - Ale moja córka, Ewa, działa w młodzieżowej radzie miasta, została wybrana przez uczniów Lotnika jako reprezentantka szkoły. Mocno się angażuje, a przy okazji pracy w radzie korzysta ze szkoleń, z zajęć z prowadzenia negocjacji... To są umiejętności, które przydadzą się w życiu zawodowym. Cieszy mnie to, że córa w takim kierunku poszła!