Groźny smog ogarnia coraz większe połacie kraju i dotarł już nad Bydgoszcz. Smog oszołomstwa, który wdziera się w każdą szczelinę naszego życia, w środę przecisnął się do sali sesyjnej bydgoskiej Rady Miasta.
Opary histerii i fanatyzmu zaczadziły radnego Bogdana Dzakanowskiego, który postanowił storpedować głosowanie o refundowaniu przez miasto zabiegów in vitro.
Kiedy się zorientował, że projekt zostanie przyjęty, wybiegł z sali i zadzwonił na numer alarmowy (sic!), żądając połączenia z policją. Kibicowali mu radni PiS. Pijany fanatyzmem Dzakanowski zażądał... przyjazdu policjantów z alkomatami i uprzejmie doniósł, że to prezydent Rafał Bruski i szef rady miejskiej Zbigniew Sobociński są pijani!
Pan Boguś tłumaczył później dziennikarzom, że... ktoś obok niego przechodził i właśnie wtedy wyczuł woń alkoholu lub środków odurzających (marihuana, koka?). Po godzinie okazało się, że obaj panowie nie wypili nawet kropli alkoholu, a policja zajęła się normalnymi informatorami.
Doprawdy nie wiem, jak nazwać to szaleństwo. Dwóch najważniejszych polityków 370-tysięcznego miasta zostało publicznie poddanych upokarzającej procedurze, niczym menele okradający kiosk. Na miejscu prezydenta Bydgoszczy poszedłbym się upić z rozpaczy, że z takimi ludźmi przyszło mu pracować.
Powiedzieć o zachowaniu Dzakanowskiego, że to złośliwość - to nic nie powiedzieć. To zachowanie człowieka z bardzo poważnymi kłopotami emocjonalnymi. Bydgoska policja wszczęła dochodzenie z art. 66 kodeksu wykroczeń (kto złośliwie wszczyna alarm, podlega karze 1,5 tys. zł), ale wystarczy jeden telefon, żeby sprawie ukręcić łeb. Ale co to będzie, kiedy tacy ludzie wygrają wybory samorządowe?!
Żeby nie było wątpliwości: to nie primaaprilisowy żart.