To miasto prawdziwe!
- Mieszkanie w mieście, które ma rzekę, jest fascynujące. Gorzów ma swój spokojny rytm - mówi Hanna Gill-Piątek.
Kilkanaście dni temu usłyszałem od pani, że jest zauroczona miastem...
I dalej jestem! Jeżdżę po nim rowerem, który ściągnęłam z Łodzi. Gorzów jest trudnym miastem dla rowerzystów, bo nie jest płaski. Trzeba się namęczyć, żeby podjechać pod górkę. Rower to jednak ogromna wygoda.
A co w naszym mieście jest takiego urokliwego?
Mnóstwo zieleni. Poza tym to jedno z niewielu miast w Polsce, które swoją strategię opiera na jakości codziennego życia. To slow city („wolne” miasto, jako przeciwieństwo miasta „szybkiego”; to nawiązanie fast food, czyli szybkiego jedzenia typu hamburgery, i jego przeciwieństwa: slow food - red.), które ma swój spokojny rytm. Natomiast to nie jest miasto, które by aspirowało do tego, by mieć różne rzeczy „naj”. Nie musi mieć wszystkiego, co największe. Z korzyścią dla mieszkańców, zostaje więcej pieniędzy na ich potrzeby, na średnie i małe inwestycje.
Gorzów znała pani wcześniej?
Tak, byłam tu dwa razy, nawet rok temu przyjechałam na wakacje. Mieszkanie w mieście, które ma rzekę, jest fascynujące. Mieszkałam wcześniej w Łodzi, w której 19 rzek wielkości Kłodawki dawno temu już zakopano pod miastem i zrobiono z nich kanały ściekowe. Klimat Gorzowa odbieram też w sensie luzu oraz tolerancji. To, w jaki sposób kultura romska wszyła się w miasto, pokazuje, że Gorzów nie lubi napinki, nie lubi kłopotów.
A nasza architektura...?
Mieszkańcy Gorzowa narzekają, że nie mają starówki, że centrum zostało zburzone, że postawiono w nim gomułkowskie bloki, że nie ma się czym pochwalić. A jest wręcz przeciwnie! To miasto jest po prostu prawdziwe. Podoba mi się, że kwartały nie są duże i zamknięte. Z tym miałam problem w Łodzi. Żeby wejść na podwórze, trzeba było często obejść prawie kilometr. W Gorzowie, może nie licząc ulic: Chrobrego i Mieszka I, nie ma bardzo długich odcinków, które są zupełnie nieciekawe. Zawsze coś się na ulicy dzieje - jest jakaś przeszkoda, górka, zakręt... To wszystko według psychologów przestrzeni sprawia, że czujemy się w mieście dobrze.
Mieszkańcy liczą, że przy rewitalizacji miasta poprawiona zostanie architektura.
Inwestycje w architekturę to najbardziej widoczna część rewitalizacji. Ten proces może poprawić warunki bytowe i mieszkaniowe. Tak naprawdę rewitalizacja to jest jednak dialog i współpraca pomiędzy mieszkańcami a urzędnikami.
Sporej części mieszkańców miasto się jednak nie podoba...
Kieruję wydziałem spraw społecznych, mam pod opieką takie sprawy jak zdrowie, problemy uzależnień, ale również mieszkalnictwo. A sprawy społeczne to co najmniej połowa rewitalizacji. Przy projektach społecznych trzeba się trochę napracować. Mój pobyt w Gorzowie wiąże się z tym, że miasto przystępuje do projektu rewitalizacji i potrzeba było osoby, która - od strony społecznej - będzie miała otwartą głowę. Daliśmy już do konsultacji dokument dotyczący polityki społecznej do 2023 r. - wtedy kończy się rozliczanie pieniędzy unijnych. Rewitalizacja jest w tym dokumencie jednym z pięciu celów. Będziemy działać w kilku punktach, m.in. na Nowym Mieście, os. Słonecznym, Zawarciu. To są kawałki Gorzowa, które wymagają pilnej interwencji. Na mapach problemów społecznych widać, że tam koncentruje się problem ubóstwa - niekoniecznie bezrobocia, bo ono jest stosunkowo niewielkie. W Gorzowie ludzie dużo pracują, ale niewiele zarabiają. Kolejną częścią rewitalizacji jest nowe podejście do polityki mieszkaniowej. Prawie 400 mieszkań stoi pustych, bo miasto nie ma pieniędzy na ich remont. Będziemy więc próbowali szukać takich rozwiązań, aby je remontować z przyszłymi najemcami. Rozmawiamy z różnymi podmiotami ekonomii społecznej - z dwoma centrami integracji społecznej, jest też spółdzielnia socjalna Kwazar. Są ludzie, którzy mieli kłopoty życiowe, nie mają fachu w ręku. A ten fach mogliby zdobyć, remontując mieszkania, które należą do miasta.
Słyszę od urzędników, że będą chcieli zachęcić mieszkańców do włączenia się w rewitalizację finansowo. Jeśli miasto wyłoży złotówkę, to mieszkańcy powinni dać drugą albo nawet kilka. Jak zachęcić do tego gorzowian, którzy sporo pracują, a pieniędzy mają niewiele?
Proszę zobaczyć na ten klomb (siedzimy na Starym Rynku, Hanna Gill - Piątek wskazuje na wazony kwiatowe, które pojawiły się tu w maju - red,). Kwiaty są białe i ciemnoróżowe. Proszę też zobaczyć na jeden z balkonów za Kokosem. Tam też kwiaty są białe i różowe. To jest przykład - właściciel balkonu chciał dopasować jego wystrój do dużej dekoracji, która jest koło nas, koło fontanny. Mieszkańcy próbują ulepszyć wiele rzeczy na własną rękę. A to zrobią ogródek, a to coś pomalują. Miasto ma przygotować im szkielet... Musi zrobić takie rzeczy, które są za drogie lub za trudne do tego, by zrobili je mieszkańcy. Nas w Polsce nie stać, by tak jak w Niemczech do jednego euro od urzędników mieszkańcy dorzucili osiem euro własnych. Ale nawet, jeśli do każdej naszej złotówki mieszkańcy dorzucą 50 groszy, już będzie nieźle. Wtedy przestrzeń będzie zadbana.
Urzędników będzie można częściej spotkać na podwórkach?
Przekonujemy się, że nie można robić zmian w mieście zza biurka. Najlepiej rzeczy robi się w terenie. Nawet jeśli urzędnik nie mieszka w danym obszarze miasta, musi poznać problemy dzielnicy, wysłuchać problemów mieszkańców. Nie można poznawać dzielnicy, odpalając w internecie Google Street View, gdzie są stare zdjęcia, które nie oddają sytuacji. Na szczęście w Gorzowie tego się nie praktykuje.
Czyli zagoni pani urzędników do kwartałów?
Będę namawiała do tego moich współpracowników. W Gorzowie można też zastosować rozwiązanie z Anglii, gdzie sprawdził się tzw. menedżer obszaru. To nie administrator obciążony biurokracją, ale człowiek, który wie, gdzie jest pustostan i dba o wizerunek ulicy, by nie była zaśmiecona banerami reklamowymi. Menedżer ma ciągły kontakt z mieszkańcami i przedsiębiorcami. Byłabym za tym, żeby ci menedżerowie się pojawili. Biuro rewitalizacji urzędu planuje mieć takich agentów, których wyśle w różne obszary miasta.
* Hanna Gill-Piątek jest działaczką społeczną. Od 2005 r. działa w ruchach miejskich.
Przedstawia się jako działaczka społeczna i polityczna oraz ekspertka w zakresie rewitalizacji. W latach 2014-2016 pracowała w Urzędzie Miasta w Łodzi, gdzie na zlecenie Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju prowadziła projekt pilotażowy, przygotowujący Łódź do rewitalizacji.
* Nową dyrektor wydziału spraw społecznych możecie znać także ze słowa pisanego.
Hanna Gill-Piątek była stałą felietonistką m.in. „Przekroju”, wraz z Henryką Krzywonos jest współautorką książki „Bieda. Przewodnik dla dzieci” wydanej w 2010 r. Związana z Krytyką Polityczną. Z zawodu jest graficzką.