To jest jedna Polska, ale dwa wrogie światy [rozmowa]
Rozmowa z dr. Piotrem Domerackim z Katedry Etyki UMK o tym, czy możliwy jest kompromis w polsko-polskiej wojnie i kto powinien rozpocząć pojednanie.
- Oglądałem wczoraj transmisje TVN24 i publicznej TVP z obchodów 35. rocznicy stanu wojennego. Były to jednak relacje z dwóch różnych światów. Czy jesteśmy już nieodwracalnie podzieleni?
- Mówiąc z przymrużeniem oka, prawdopodobnie jest to nasz sport narodowy, zgodnie z porzekadłem, że gdzie dwóch Polaków, tam cztery poglądy. Mówiąc jednak serio - tę samą informację można podać w taki sposób, że w istocie nie jest to już ta sama informacja.
- Rozgraniczenie było wyraźne: TVN24 relacjonowało marsz Komitetu Obrony Demokracji, TVP - uroczystości PiS. Gdybym nie zmieniał kanałów, wierzyłbym w racje 30 tysięcy z marszu KOD albo kilku tysiącom zwolenników PiS.
- Paradoksalnie, powinno nas to nauczyć, że nie powinniśmy się zdawać tylko na jedno medium, że trzeba samemu zdobywać informacje z różnych źródeł. Naiwnością jest oczekiwanie, że podaje się nam informacje w czystej postaci, bez elementów mniej lub bardziej świadomej indoktrynacji.
- Mimo wszystko byłem zatrwożony tym, jak niesłychana przepaść dzieli dziś Polaków. Coraz więcej nienawiści i coraz mniej rozumu.
- Wydawałoby się, że najgorsze już było, że apogeum „przemysłu pogardy” jest za nami. Tymczasem konflikt między nami się eskaluje i coraz mniej jest powodów do śmiechu. Ale strona rządowa ma zdecydowanie więcej instrumentów do załagodzenia sporów aniżeli opozycja. Po obu stronach barykady wojny polsko-polskiej mamy do czynienia z przekraczaniem kolejnych granic, co się staje niebezpieczne dla państwa. Ten proces staczania się po równi pochyłej wydaje się mało zauważalny, wielu sądzi, że jesteśmy na prostej, tymczasem się pogrążamy. Pytanie tylko - komu na tym zależy?
- Komu?
- To paradoks, bo właściwie po obu stronach konfliktu politycznego mamy do czynienia z bojownikami walki o wolność i demokrację. Przecież żadna ze stron nie przyzna, że jest zwolennikiem despotyzmu czy anarchii.
- Mimo wszystko oglądając obie wczorajsze relacje, widać było, że zwolennicy PiS krzyczą z nienawiścią o czerwonej moskiewskiej hołocie z KOD, o zdrajcach i zomowcach. Czegoś takiego po drugiej stronie nie było.
- Najgorsze jest to, że źródło konfliktu pozostaje dla mnie wciąż nieodgadnione. Obie strony wywodzą się z jednego politycznego obozu, który przyniósł wolność, a z którą Polacy nie potrafią sobie poradzić. Ks. Józef Tischner w latach 90. napisał proroczą książkę „Trudna wolność”. Jest coś niepokojącego w samorządności Polaków, którzy prześcigają się na pomysły, jak tę wolność zagospodarować. Znakomicie oddał to Marek Koterski w „Dniu świra”, w scenie wyrywania sobie flagi narodowej. Rzeczywiście, coraz częściej można mówić w Polsce o nienawiści i rozhuśtanych emocjach negatywnych. To bardzo niebezpieczne.
- Widzi pan jakieś światełko w tunelu?
- Tu trzeba zadać sobie inne pytanie: czy ktoś potrafi sobie wyobrazić pojednanie między osobami, które deklarują wobec siebie nienawiść? Ja nie potrafię, jestem pesymistą.
- Kto zatem powinien pierwszy wyciągnąć rękę?
- Najprościej byłoby powiedzieć, że pierwszy rękę powinien wyciągnąć ten, kto pierwszy nadstawi drugi policzek, czyli chrześcijanin. Ale znów po obu stronach mamy chrześcijan. Mówiąc językiem piłkarskim, piłka jest po stronie rządu, który powinien nawiązać do aktu założycielskiego III RP, czyli Okrągłego Stołu. Co prawda PiS chciałby to wydarzenie wydrzeć z kart historii, ale pamiętajmy, że usiadły przy nim fundamentalnie wrogie obozy. Mimo to udało się osiągnąć kompromis, lepszy czy gorszy, ale zdecydowanie bardziej pozytywny niż otwarty konflikt.