- To dyskryminacja! - oskarża związek
Młodym kucharkom czy sprzątaczkom trzeba było podnieść płacę minimalną. No i teraz... mają podstawę wyższą od starszych.
- Czuję się pokrzywdzona. Pracuję w kuchni od ponad 20 lat i pensji zasadniczej mam teraz mniej niż dużo młodsza stażem woźna - mówi nam pracownica jednego z gorzowskich przedszkoli (chce pozostać anonimowa, boi się problemów w pracy). Dla niej to, co na początku roku zrobiło miasto, jest zwyczajnie niesprawiedliwe. O co chodzi?
W styczniu wydział edukacji gorzowskiego magistratu nakazał dyrektorom szkół i przedszkoli, aby wdrożyli rozporządzenie rządu dotyczące minimalnego wynagrodzenia za pracę (wynosi ono 1.850 zł brutto). Nakazywało ono, aby podwyższyć pensję każdemu, kto tego pułapu nie osiąga. W praktyce oznaczało to ni mniej, ni więcej, jak podwyżkę. Czego? To bardzo istotne: pensji zasadniczej, a więc podstawy, osobom z najmniejszym stażem pracy (około 100 osób).
700 osób: sprzątaczek, woźnych, pań w sekretariacie szkół i przedszkoli nie dostało podwyżki.
W zeszłym roku było tak, że pracownik z 20-letnim stażem zarabiał, powiedzmy, 1.900 zł, a więc o 140 zł więcej od ubiegłorocznej najniższej krajowej. Na jego pensję składały się: podstawa, wysługa lat i premia. Z kolei młodszy pracownik zarabiał najniższą krajową (w zeszłym roku: 1.760 zł), a dodatkowo nie miał płaconego stażowego.
Od 1 stycznia pensja minimalna poszła jednak w górę
Skutek? Starsi zostali z tym, co mieli (przekraczają najniższą pensję, więc im nie trzeba było podnosić). Młodszym pensję trzeba było podnieść do 1.850. A że ci młodsi nie mają wysługi lat, to doszło do sytuacji, że np. podstawowa pensja początkującego pracownika bywa wyższa od tego, który pracuje wiele wiele lat. - To absurd. I dyskryminacja ze względu na wiek - uważa Barbara Zajbert, szefowa Związku Nauczycielstwa Polskiego w Gorzowie. Właśnie napisała w tej sprawie do prezydenta oraz radnych.
- Nie zgodzę się z tym, że osoby pracujące dłużej traktujemy gorzej od tych, które dopiero rozpoczynają pracę - mówi Eugeniusz Kurzawski, dyrektor miejskiego wydziału edukacji. Tłumaczy, że urząd działa zgodnie z prawem. - Cierpimy przez rozporządzenie rady ministrów. Rząd nakazuje podnieść pensje, my to robimy. I to w naszym kierunku kierowane jest niezadowolenie tych, którzy podwyżek nie dostali - dodaje. Zapewnia, że skargę potraktuje poważnie. - Siądziemy ze skarbnikiem miasta i będziemy rozmawiać, co możemy zrobić. Dziś wszyscy pracownicy obsługi i administracji w szkołach kosztują nas 30 mln zł rocznie. Gdyby każdemu, kto teraz nie dostał podwyżki, podnieść płacę zasadniczą tylko o 100 zł, kosztowałoby to miasto dodatkowo około 1 mln zł w ciągu roku - wylicza dyrektor wydziału edukacji.