To „cudowne dziecko PiS” nie miało polisy od walk frakcyjnych w partii
Dymisja Michała Krupińskiego z prezesury w PZU jest dla wielu dużym zaskoczeniem. W PiS nie liczą się kompetencje. Misiewicze są górą - mówi opozycja. Dlatego Krupiński poległ.
Jest rok 2006, formuje się rząd Jarosława Kaczyńskiego. Uwagę dziennikarzy parlamentarnych przykuwa sylwetka jednego z wiceministrów skarbu. Jest nim pochodzący z Limanowej zaledwie 25-letni Michał Krupiński, który do tej pory nie istniał w dużej polityce. Z powodu tej nominacji został szybko ochrzczony „cudownym dzieckiem PiS”.
CV jak złoto
Mało który polityk może pochwalić się tak wszechstronnym wykształceniem ekonomicznym, jakie zdobył były prezes PZU. Na ścianach gabinetu Michała Krupińskiego wiszą dyplomy najbardziej prestiżowych uczelni. To Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Katolicki Uniwersytet w belgijskim Louvain, Columbia University, gdzie zdobył tytuł MBA czy wreszcie Uniwersytetu Harvarda. I doświadczenie zawodowe, zdobywane w Sekretariacie Generalnym Parlamentu Europejskiego oraz jako doradca gospodarczy we frakcji Unii na rzecz Europy Narodów. Z tych czasów zapamiętał go między innymi minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka Andrzej Chronowski.
- Kilka razy miałem sposobność z nim rozmawiać w Brukseli i Strasburgu. Robił bardzo dobre wrażenie. Biegle posługiwał się czterema językami obcymi, był bardzo pracowity. Widać było, że daleko zajdzie. Wcale się nie zdziwiłem, gdy został szefem w PZU, bo papiery na prezesurę miał - dodaje nowosądecki polityk.
- Wie pan, wykształcenie to jedno, ale kindersztuba to drugie. To bardzo miły w obyciu człowiek. Widać rękę ojca, Tomasza, lekarza, kawalera maltańskiego, przewodniczącego Rady Powiatu w Limanowej - komplementuje Krupińskiego były poseł Bronisław Dutka (PSL).
Gwiazda teamu Ziobry
Do polityki Krupińskiego wprowadził Zbigniew Ziobro, który od 2005 roku budował swoje polityczne zaplecze wewnątrz PiS. - Jego ówczesną drużynę tworzyli jego koledzy ze studiów, między innymi Arek Mularczyk, Andrzej Romanek czy Bogdan Święczkowski. Z tego, co wiem, Krupińskiego rekomendował Zbyszkowi jego brat Witold, który od lat pracuje w Brukseli - mówi polityk partii Jarosława Kaczyńskiego, który prosi o anonimowość.
Michał Krupiński nie angażuje się w rozgrywki dworskie wewnątrz PiS. Spokojnie pracuje u boku Wojciecha Jasińskiego. Po rozwiązaniu parlamentu i upadku rządu Jarosława Kaczyńskiego w 2007 roku wraca do biznesu i bankowości. Zostaje zastępcą dyrektora w Banku Światowym oraz jest jednym z głównych szefów Bank od America Merrill Lynch. Głośno zrobiło się o nim w styczniu 2016 roku, gdy został prezesem PZU i przed tygodniem, gdy niespodziewanie został odwołany z tej posady.
Plusy i minusy prezesury
Wśród komentatorów nie ma jednoznacznej oceny dokonań Michała Krupińskiego podczas trwających niewiele ponad rok rządów w największej polskiej firmie ubezpieczeniowej.
- Umówmy się, to jest posada polityczna, a ja na polityce się nie znam. Najważniejsze, że słychać było o jakimś psuciu firmy - mówi ekonomista Robert Gwiazdowski.
Wobec tego próbujemy pytać polityków.
- Nie ma jednoznacznej oceny. Na plus zapisałbym mu zakup PKO SA. Na minus? Szczerze powiedziawszy, nie mam się do czego przyczepić. Ale powiem panu jedno. Gdyby nie moja decyzja jako ministra skarbu odnośnie prywatyzacji PZU, naszej rozmowy nie byłoby. Bo firma by nie istniała - podkreśla stanowczo Andrzej Chronowski.
Ciut bardziej krytyczny jest Arkadiusz Mularczyk.
- Repolonizacja PKO, jak najbardziej na plus. Na minus? Spadek zysków i chęć zwolnienia tysiąca pracowników - mówi poseł PiS.
Od jednoznacznej oceny ucieka również poseł Andrzej Czerwiński.
- Na plus to przede wszystkim fakt, że był jednym z nielicznych ludzi w ekipie PiS, którzy do danej funkcji mieli kompetencje. Nie chcę wystawiać cenzurek, bo był za krótko i nie zdążył rozwinąć skrzydeł - dodaje były minister skarbu w rządzie Ewy Kopacz.
Egzekucja polityczna?
W komentarzach słychać najczęściej, że Michał Krupiński stał się ofiarą wojny frakcji w PiS.
- To pokłosie wojny między Morawieckim a Ziobrą. Wicepremier jest silniejszy i ma zgodę Jarosława na cięcie „ziobrystów” - twierdzi nasz informator w PiS.
Wtóruje mu Bronisław Dutka. - To typowa egzekucja polityczna. Morawiecki ma posprzątać, a Kaczyński nie wtrąca mu się do gospodarki. Widocznie Krupiński miał własne zdanie. I właśnie za nie zapłacił - twierdzi polityk ludowców.
- Co tam w PiS znaczą kompetencje, co tam doświadczenie... Grunt, że Misiewicze górą! - załamuje ręce Andrzej Czerwiński.