Wioletta nie lubiła niespodzianek. Wszystko dokładnie rozważała, zawsze miała plan B. Ale tego, co wydarzyło się na drodze, przewidzieć nie mogła. Do dzisiaj jest w śpiączce. W tym stanie urodziła dziecko. Lekarze mówią, że to cud.
Naprawdę zdarzyły się dwa cudy - mówi matka Wioletty, Izabela Szyłejko z Będzina. - Jeden to fakt, że córka przeżyła koszmarny wypadek, chociaż przy jej obrażeniach szanse były prawie zerowe. A drugi cud to utrzymanie jej ciąży i urodzenie Nikoli, mojej wnuczki.
27-letnia Wioletta leży teraz w częstochowskim ośrodku rehabilitacji i czeka na wybudzenie. Mama czyta jej „Anię z Zielonego Wzgórza”, bo czuje, że córka najbardziej chce słuchać właśnie tej książki. Może koi ją powrót do szkolnych czasów, gdy wszystko było proste.
- Teczkę miała zawsze spakowaną, lekcje odrobione, a rzeczy na swoim miejscu - wspomina czule Izabela.
Wiola była przygotowana na każdą okoliczność. Poszła na studia, wybrała trudny kierunek - transport i logistykę w Łodzi. Pracowała w kawiarni, bo w domu się nie przelewało, ojciec ciężko chorował, kilka lat temu zmarł. Gdy Wiola uznała, że ścisły kierunek studiów jednak jej nie wciąga, pojawił się inny plan.
Szczęśliwie się zakochała, zaszła w ciążę. Miał być ślub, dziecko, rodzina. W październiku 2017 roku wsiadła do samochodu; jechała, żeby oddać klucze do wynajmowanego mieszkania. Zaczynała nowe życie. Była w 12. tygodniu ciąży.
W niedzielny ranek
- Gdy zobaczyłam ją w szpitalu, wyglądała tak, jakby nic jej się nie stało - mówi matka. - Nie miała widocznych obrażeń. Oczy zamknięte, buzia różowa, tak ładnie zapletli jej włosy w warkocze. Śpiąca królewna, zaraz się obudzi. Ale ja wiedziałam, że stan jest bardzo ciężki.
W dniu wypadku córki była w Holandii, pracowała tam od niedawna. Niepokoiła się o dzieci, córkę i syna, chociaż bez przesady, są dorośli. Dają sobie radę sami.
Nagle telefon, wyświetla się Wiola. Ale to nie była ona.
- Dzwonił policjant - opowiada matka. - Informował, że mój syn prowadził i miał poważny wypadek. Jak to, syn nie jest kierowcą i dlaczego dzwonią z telefonu Wioli? Pomyślałam, że ktoś ukradł córce aparat, że to jakaś pomyłka, która zaraz się wyjaśni. Czepiałam się każdej nadziei.
Drugim telefonem policja prostuje błąd; chodzi o córkę, Wiolettę. Stan bardzo ciężki. Liczy się każda chwila. Samochód wbił się głęboko w drzewo, z takiego wypadku mało kto wychodzi żywy.
- Córka jechała wtedy wiejską drogą, na trasie z Łodzi do Czarnocina. Nagle, z nieznanego powodu, jej samochód wypadł z drogi i uderzył w drzewo. Nie było śladów hamowania - mówi Izabela.
Może Wioletta źle się poczuła, może zemdlała, osłabiona ciążą? Policja nie może tego ustalić. Na drodze ruch był znikomy, wczesny ranek w niedzielę. W końcu jakaś kobieta zatrzymała się przy wraku. Zajrzała do środka. Zobaczyła nieprzytomną młodą kobietę.
- Ta pani uratowała mojej córce i wnuczce życie - mówi Izabela. - Nie wiem, kim jest, ale dziękuję jej z całego serca. Tak jak lekarzom, którzy robili wszystko, żeby Wiola żyła.
Izabela najszybciej jak mogła przyjechała do łódzkiego szpitala, żeby już nie odstępować córki. Spokojna twarz dziewczyny myliła; Wiola doznała rozległego stłuczenia pnia mózgu i nie było z nią żadnego kontaktu. Nikt nie umiał odpowiedzieć na pytanie, kiedy się obudzi.
Wyjątkowa mama
Na początku chodziło tylko o to, żeby Wiola żyła. Lekarze wiedzieli, że jest w ciąży, ale w każdej chwili spodziewali się poronienia. Gdy organizm doznaje tak wielkich obrażeń, ciało szybko pozbywa się tego, co utrudnia mu walkę o życie. U nieprzytomnej pacjentki ciąża jednak trwała.
- Była w śpiączce, ale dziecko rozwijało się prawidłowo - mówi Izabela. - Gdy zdano sobie sprawę z tego, że ciąża może się utrzymać, Wiola trafiła do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Przeszła dwie bardzo ciężkie operacje na mózgu, jedną niemal po drugiej. Trzeba było ratować życie młodej kobiety, ale także mieć na uwadze jej rozwijające się w brzuchu dziecko.
- Byłam oszołomiona - nie ukrywa matka. - Nie mogłam sobie wyobrazić Wioli w śpiączce, z dużym brzuszkiem. Bałam się, czy ciąża jej nie zaszkodzi, sposoby leczenia musiały być przecież inne. Ale wiedziałam, jak bardzo córka cieszyła się na dziecko, czułam, że chce, żeby przyszło na świat. A ono po prostu rosło.
W CZMP powstała specjalna grupa lekarzy, która podejmowała decyzje dotyczące pacjentki w stanie wegetatywnym i w ciąży. To bardzo rzadkie przypadki, głośne w medycynie. Trzeba liczyć się z tym, że z każdym miesiącem ciąży zwiększa się zagrożenie dla leżącej matki, np. zakrzepami, infekcjami, udarami. Gdy kilka lat temu w Mediolanie kobieta w śpiączce urodziła zdrowego syna, zmarła zaraz po porodzie. Są jednak optymistyczne przykłady. 24-letnią Amerykankę Chastity Cooper spotkało podobne nieszczęście jak Wiolettę. Po wypadku samochodowym i urazie pnia mózgu Chastity zapadła w śpiączkę, była wtedy we wczesnej ciąży. Ciąża rozwijała się normalnie i rodzina poprosiła, żeby ją utrzymać, chociaż lekarze nie dawali na to większych szans. Urodziła się zdrowa dziewczynka.
Ojciec dziecka zauważył, że obecność córeczki i bliskich sprawia, że żona zaczyna się budzić, reagować na ich prośby, uśmiechać. Chociaż według ostatnich danych nadal nie jest w pełni sprawna, to jednak postęp jest ogromny. Kobieta dzięki stałej rehabilitacji swobodnie komunikuje się z rodziną.
- W 28. tygodniu ciąży lekarze zdecydowali o cięciu cesarkim u Wioli - opowiada Izabela. - To było konieczne ze względu na problemy z łożyskiem. Bałam się teraz, że takie małe dziecko nie jest jeszcze gotowe do życia. Nie wiedziałam też, jak po porodzie zachowa się organizm Wioli. Może właśnie ciąża dodawała jej sił?
Gdy urodziła się Nikola, zespół lekarski przyznał, że można mówić o cudzie. Noworodek ważył tylko 850 gramów. Tak maleńkie dziecko w statystykach ma znikome szanse na przeżycie, jego niedojrzałe narządy mogą nie podjąć pracy, możliwe są ciężkie choroby i powikłania. W dodatku dziewczynkę urodziła matka w śpiączce, leczona i poddawana skomplikowanym, neurologicznym operacjom. Medycyna wciąż mało lub prawie nic nie wie o takich przypadkach. Tak są niezwykłe.
Nikola ma więc wyjątkową mamę, ale i sama jest godna podziwu. Szpital opuściła po 84 dniach, gdy zwiększyła swoją wagę prawie czterokrotnie. W lutym skończyła rok. Okazała się silna, ustąpiła już retinopatia, czyli uszkodzenie siatkówki, które dotyka urodzone przedwcześnie dzieci. Nadal jest pod kontrolą specjalistów, ale rośnie zdrowo.
- Wiola wie, że urodziła córeczkę. Tęskni za nią, wyrywa się do dziecka, poznaję to po jej oczach, ale nie może go pocałować, przytulić. Straszna bezradność. A jednak częściej widzę u niej uśmiech niż łzy - wyznaje Izabela.
Nikolą opiekuje się jej ojciec Robert. Mieszkają dość daleko, Wiola wciąż na nich czeka. Jej matka ma wrażenie, że właśnie podczas ich odwiedzin córka jest najszczęśliwsza.
Wróci ze swojego świata
Izabela na co dzień zajmuje się córką, szuka bodźców, które pomogą ją wybudzić.
- Poprawa przychodzi powoli, ale jest - zapewnia matka. - Wiolusia otwiera oczy, potrafi nimi wiele wyrazić, patrzy w cyberoko. Porusza trochę rękami i nogami, pojawia się mimika, uśmiech. Daje mi znać, że lubi radio. W porównaniu z tym, co było po wypadku, to sukces.
Cyberoko jest polskim wynalazkiem. Urządzenie odbija światło w rogówce oka, co pozwala ustalić, gdzie pacjent się wpatruje. Reakcja na wyświetlane obrazy pomaga lekarzom ustalić stopień świadomości pacjenta.
Wioletta jest pionizowana, rehabilitowana. To spore koszty. Każdy postęp najszybciej zauważa mama.
- Nie żyję złudnymi nadziejami, że jutro Wiola wstanie i będzie taka jak kiedyś, energiczna, pełna planów - mówi Izabela. - Ale wierzę, że wróci do nas ze swojego świata. Przede wszystkim dla Nikoli.
Z czasem chciałaby zabrać córkę do domu. Jest pewna, że Wiola bardzo pragnie być u siebie, w rodzinie.
- Niekiedy widzę w oczach córki lęk - dodaje Izabela. - Mówię jej wtedy: Wioluś, nie bój się, będzie dobrze. Przecież wiesz, że co sobie postanowisz, tak się stanie. Nawet, jeśli to musi potrwać.