To, co robi Duda, jest tak naprawdę w wyborczym interesie PiS
Z doktorem Olgierdem Annusewiczem z Ośrodka Analiz Politologicznych Uniwersytetu Warszawskiego
Jarosław Kaczyński w Radio Maryja stwierdził a propos prezydenckich wet, że to „błąd prezydenta, ale nie wina”. Rozgrzesza Andrzeja Dudę?
Czy to ma znaczyć, że prezydent komuś uległ i w związku z tym nie ponosi odpowiedzialności za swoje decyzje? Być może prezes chciał pomóc, ale nie za bardzo mu wyszło... Nie wiem, jaka jest strategia PiS, ale wiem coś innego: z punktu widzenia politycznego interesu PiS nie ma ważniejszego celu jak wygranie wyborów prezydenckich w 2020 r. przez Andrzeja Dudę. Uzasadnienie jest dość proste: jeśli uda się PiS wygrać wybory parlamentarne w 2019 r., na co póki co ma spore szanse, to będzie potrzebowało zaprzyjaźnionego prezydenta, a o wartości tegoż prezydenta przekonywało się przez dwa ostatnie lata. Jeśli zaś przegra wybory parlamentarne, to wówczas konsekwencje ewentualnych ustaw „depisyzacyjnych” przy współpracy opozycji, która może już wyciągnąć wnioski z minionych kadencji, to prezydent, wetując te ustawy, będzie na wagę złota. Jest jeszcze oczywiście Trybunał Konstytucyjny, ale jeśli wybory wygra obecna opozycja, to rozprawi się z TK w sposób analogiczny, jak zrobiło to PiS. I jeśli PiS nie będzie miało prezydenta, który to zawetuje, to będzie w poważnym kłopocie.
Ale jak PiS ten priorytet, ten interes w postaci zwycięstwa Dudy w 2020 r., pogodzi z tym, że dziś prezydent buduje swój własny obóz i jest wręcz przez niektórych polityków PiS upokarzany?
Gdy Andrzej Duda został prezydentem, nieraz powtarzałem, że w Polsce rola prezydenta jest kompletnie niedoceniana. Także w tym kontekście, że on ma naprawdę dużą moc, a biorąc pod uwagę, jakie są większości parlamentarne, jego moc jest decydująca. To, że dziś prezydent się wzmacnia, próbuje wyrobić silniejszą pozycję, to z jednej strony świadczy o tym, że trochę dojrzał i doczytał konstytucję, a z drugiej strony jego postępowanie de facto leży w interesie PiS. Gdyby Duda pozostał „Adrianem”, PiS nie mogłoby liczyć, że taki kandydat wygra kolejne wybory. Prezydent Duda może podejść do wyborów prezydenckich z szansami na wygraną tylko wtedy, jeśli zmaże ze swojego wizerunku element kompletnej niesamodzielności i uległości PiS. Moim zdaniem jedyną w tej sytuacji rozsądną strategią jest przemodelowanie wizerunku prezydenta. Zatem taka sytuacja, w której prezydent ma swój własny obóz, nawet jeśli jest to wizerunek koncesjonowany, jest dla niego i PiS bardzo dobra, bo większość osób nie zwróci uwagi lub nie rozgryzie tego koncesjonowania. Mam na myśli taki publiczny odbiór prezydenta, wedle którego on potrafi postawić na swoim, ma własne zdanie i od czasu do czasu je manifestuje. Druga strona to ośrodek PiS, bo nie zapominajmy o jeszcze jednym problemie, który stanął przed partią rządzącą: elektorat PiS nie jest już tak jednorodny jak kiedyś. Są przecież postacie, które w zasadzie bezwarunkowo sympatyzowały z PiS, a dziś mówią, że „to idzie w złym kierunku”, a mają na myśli choćby ustawy sądowe. Jeśli zatem będą dwa ośrodki, jeden bardziej radykalny wokół Jarosława Kaczyńskiego, a drugi umiarkowany wokół prezydenta Dudy, to tak czy siak do tego jednego obozu taka sytuacja może przyciągnąć wielu wyborców.
Tak jak niegdyś siłą Platformy były jej skrzydła?
Dodajmy: bardzo szerokie skrzydła. PiS podobnej zdolności dotąd nie miało. Emancypacja Dudy i stworzenie umiarkowanego, racjonalnego skrzydła w przeciwieństwie do emocjonalnego i radykalnego PiS, jest z punktu widzenia analityki wyborczej szansą na utrzymanie większości i władzy. Jest pewna część wyborców, która się zrazi do PiS i nie zagłosuje na Krystynę Pawłowicz, ale może tych wyborców zagospodarować Andrzej Duda, podsuwając i wspierając swoich umiarkowanych kandydatów. I to jest moim zdaniem największa szansa PiS.