To, co napadało w ostatnich dniach, szybko spłynie do morza [prognoza]
Od deszczu nie uciekniemy także w najbliższych dwóch tygodniach. Mimo to naukowcy bardziej obawiają się suszy i braku wody.
- Opady w naszym regionie pod koniec ubiegłego tygodnia zaspokoiły miesięczną normę dla lipca - stwierdza dr. inż. Bogdan Bąk z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka badawczego w Bydgoszczy. - Do końca miesiąca też będzie deszczowo, a okolicach 26 - 27 lipca znów można spodziewać się lokalnych ulew. Tylko trzy dni będą z temperaturą powyżej 25 stopni Celsjusza i tyle samo poniżej 20. Pogoda nie będzie sprzyjać opalaniu, za to będzie przyjemna do czynnego wypoczynku i pracy na świeżym powietrzu - dodaje synoptyk.
Woda nie wsiąka
Z tak dużą ilością wody mierzyli się w ostatnich dniach strażacy (wypompowując ją zwykle z zalanych piwnic) i rolnicy, bo niektóre pola zmieniły się w płytkie stawy.
- Po tak długim okresie bezdeszczowym gleba staje się zwarta, zbita i potrzeba długiego czasu, by cząsteczki wody przedostały się głębiej - wyjaśnia Bogdan Bąk. - To dlatego woda opadowa utrzymuje się długo nawet na polach.
Szybko do morza
- Tak intensywne deszcze były ostatni raz w roku 2010, co skończyło się powodzią na Wiśle. Teraz oczywiście wzrósł poziom wód powierzchniowych, ale tylko na chwilę, bo wszystko to szybko spłynie do morza - mówi prof. Zygmunt Babiński, hydrolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, członek Krajowej Rady Gospodarki Wodnej. - Tak się dzieje, bo w Polsce wciąż nie ma racjonalnej gospodarki wodnej.
Prognoza pogoda na najbliższe dni.
TVN Meteo Active
Naukowiec wyjaśnia, że z nawalnych deszczy (to określenie bardzo intensywnych opadów) nie ma żadnego pożytku, a jedynie szkody w gospodarce, infrastrukturze, rolnictwie. Najlepszym przykładem jest Gdańsk, który został częściowo zalany, bo systemy odprowadzania nie były w stanie pozbyć się dostatecznie szybko takich ilości wody.
To narastający problem, jako że wciąż rosną powierzchnie zurbanizowane i woda nie ma gdzie wsiąkać - zostaje na utwardzonych jezdniach, parkingach, chodnikach.
Las jest jak gąbka
Korzyść widać tylko w lasach, które (ich systemy korzeniowe i ściółka) magazynują wodę jak gąbka. W czasie deszczu chłoną wodę, podczas suszy ją oddają, zasilając mniejsze i większe cieki wodne. To dlatego poziom rzek przepływających przez lasy jest znacznie bardziej stabilny niż na terenach bezleśnych. Tak jest z Brdą i Wdą, które przepływają przez Bory Tucholskie.
Leśnicy budują w ostatnich lasach system małych zbiorników retencyjnych, które jeszcze bardziej poprawiają tzw. bilans wodny, zapewniają lepszy mikroklimat (większe nawilgocenie powietrza), stanowią rezerwuar wody na wypadek akcji gaśniczej, są też wodopojami dla zwierząt.
Odtwarzane są także dawne, zniszczone lub zaniedbane po wojnie systemy nawadniania łąk. Tak zrobiono np. na rzeczkach Kłonecznicy i Kulawie w okolicach osady Laska. Odnowiono też jazy odprowadzające wodę z Małego Kanału Brdy na łąki.
Budujmy tamy!
- Wodę opadową możnaby lepiej wykorzystać, gdybyśmy ją magazynowali na znacznie większą skalę, ale nasze państwo robi za mało w tej materii - uświadamia Zygmunt Babiński. - Potrzebne są tamy na Wiśle, które zatrzymają nadmiar wód, co w pierwszym rzędzie zapobiegnie powodzi, a potem - gdy nastaną susze - da nam tak potrzebną wodę dla gospodarki, ludności, rolnictwa.
Mimo ostatnich opadów profesor przestrzega przed suszami, bo nie ma wątpliwości, że te będą się nasilać w naszym klimacie. Zabezpieczając się przed tym zagrożeniem, trzeba budować zapory. Tak wzmocnimy również bezpieczeństwo energetyczne kraju (hydroelektrownie) i przywrócimy żeglugę na Wiśle.