Koszykówka. - Po raz trzeci z rzędu zdobyliśmy złoty medal mistrzostw Polski. Udowodniliśmy coś sobie, miastu, lidze i polskiej koszykówce - mówi właściciel Stelmetu BC Zielona Góra Janusz Jasiński.
Wyszło na pana. Tak z trenerem jak i zespołem...
Powiedziałem po uwagach, że nasz trener jest słaby i trzeba go zdymisjonować, że jak ktoś chce zmienić szkoleniowca, to najpierw musi nas zmienić. Padło wiele niemiłych słów pod jego adresem, a przecież one powinny być skierowane do nas. Myśmy go wybrali i dali mu szansę. Owszem, przy tej nominacji trener Gronek pytał co będzie jeśli nie podoła. Usłyszał, że jeżeli rzeczywiście będzie bardzo źle, to pomyślimy. Razem podjęliśmy tę decyzję. Powiedzieliśmy: dajemy ci pełne wsparcie, a sezon ocenimy po ostatnim meczu i mamy nadzieję, że po złotym medalu. Taki był cel. Po drodze był Puchar Polski i upewnił nas w tym, że ten trener i ta drużyna podołają zadaniu. I tak się stało.
Rok skończymy między osiem a osiem i pół miliona złotych. To dobry budżet
Nie było zwątpienia w play offach?
Nie, ale podkreślam, że ten play off nie był dla nas łatwy. W tym roku drużyny były silniejsze. Szczególnie Toruń, ale także Ostrów i było to ciężko wywalczone złoto.
Przed sezonem mówił pan o odzyskaniu radości z wygrywania, Odzyskaliśmy ją chyba dopiero w ostatnim meczu. Wcześniej nie było jej widać...
Ja tę radość miałem, bo w czasie sezonu było różnie i trochę meczów przegraliśmy. Warto przypomnieć, że byliśmy na drugim miejscu po rundzie zasadniczej i wszyscy skazywali nas już na pożarcie. Był nowy wylansowany król, czyli Anwil. Jednak wyszło na nasze. W trakcie sezonu żartowałem sobie, że polska koszykówka polega na tym, że walczą dwie drużyny, a zawsze wygrywa Stelmet.
Gdybyśmy podsumowywali sezon i szukali tego co nie wyszło, będą to europejskie puchary?
Nie, tak bym tego nie ustawiał. Pewnie, że mogło być lepiej. Z nieba do piekła nie jest wcale daleko. Szczególnie w koszykówce. W czterech meczach przegraliśmy na styk, gdybyśmy zwyciężyli poszlibyśmy dalej. I tak nie było planu na final four. Może będzie coś takiego w zamierzeniach na przyszły sezon i wtedy trzeba będzie więcej wygrywać.
Z nieba do piekła wcale nie jest tak daleko. Szczególnie w naszej koszykówce
Startujemy w Lidze Mistrzów?
Oczywiście tak. Decyzję podjęliśmy jakiś czas temu żeby nie mieć problemów jak poprzedniego lata. Ładnie odpowiedzieliśmy na zaproszenie Euroligi, która chciała nas w Eurocupie. Podziękowaliśmy, chcemy mieć z nimi dobre kontakty. Oczywiście moglibyśmy tam wystąpić ale myślę, że w Lidze Mistrzów jest nasze miejsce. Tam są drużyny o podobnej klasie. Jest dobra oprawa, też gramy z mistrzami. Może to nie są Hiszpanie, Rosjanie i Turcy, ale są tam też bardzo solidne zespoły, na przykład francuskie. Myślę, że ten projekt się będzie rozwijać.
Jak ocenić nasze transfery po sezonie? Było chyba trochę niecelnych strzałów?
Nazwałbym to korektami. Jak choćby to, że Juliana Vaughna zamieniliśmy na polskiego koszykarza Jarosława Mokrosa. Myśleliśmy jednak o przyszłości i o tym żeby z tym zawodnikiem dłużej popracować. Igor Zajcew nie wpasował się w zespół i był zbyt zagubiony. Myślę, że bardzo dobrze wytrzymaliśmy presję związaną z Jamesem Florencem. Był już taki moment, że portale donosiły że lada dzień się z nim rozstaniemy. Dziś został MVP finału. Owszem, liczyliśmy na więcej od niego. Słyszeliśmy jednak, że się pomyliliśmy. To zła ocena. Wzięliśmy go z bardzo silnej ligi adriatyckiej, gdzie grają zawodnicy z przeszłością z NBA, gdzie pojawiają się talenty. Myślę że to była dobra decyzja. Oczywiście patrząc z dzisiejszego punktu widzenia. Choć przyznam, że był nerwowy moment jeśli chodzi o jego przyszłość w zespole. James spełnił oczekiwania. Wprawdzie ma kontrakt na rok, ale kto wie co będzie. Przy nim trzeba wspomnieć, że co rok mamy taki sam problem, bo do Łukasza trzeba dobrać zawodnika, który może go zastąpić, a zarazem będzie zdobywać dużo punktów. To nie jest łatwe. Nasze bardzo dobre decyzje to Armani Moore i Vladimir Dragicević.
Jest radość i satysfakcja?
Tak. Po raz trzeci z rzędu zdobyliśmy złoto. Udowodniliśmy coś sobie, miastu, lidze i polskiej koszykówce.
Jak wyglądają finanse? Budżet się dopnie?
Stabilizujemy sytuację i jest lepiej niż poprzednio. Oczywiście przyszły rok będzie trudny, bo inni się zbroją. Kilka klubów ukrywało swoje możliwości i udawało, że różnica miedzy nami, a nimi jest większa niż w rzeczywistości. Musimy zabiegać o nasz projekt, szukać sponsorów ale pragnę uspokoić kibiców. Nie ma mowy o zagrożeniach.
Pewnie za wcześnie o tym mówić, ale pewnie myślicie już o przyszłym sezonie o nowych zawodnikach?
O nowych graczach myślimy już od dłuższego czasu. Oczywiście graliśmy najdłużej z polskich zespołów więc na razie nie podejmowaliśmy żadnych rozmów.
Jest szansa, że ktoś z tych, którym się kończy kontrakt zostanie u nas na dłużej?
Myślę, że tak i to się rozstrzygnie w najbliższych dniach.
Budujemy znów mocną ekipę?
Tak, bo chcemy obronić mistrza, także zaistnieć bardziej w Europie. Myślę, że u nas mocni będą Anwil, Toruń, Ostrów. Może dołączy jeszcze ktoś. Liga będzie mocniejsza, czyli ciekawsza i musimy być na to przygotowani.
Miał pan w którymś z wywiadów żal, że ludzie już tak nie chodzą na koszykówkę jak kiedyś. Hala w całości zapełniła się dopiero w ostatni meczu o złoto...
To jest widoczne w każdej dyscyplinie. Jak przez kilka lat coś osiągniesz, to tracisz na atrakcyjności i świeżości. Dlatego stawiamy na młodych. Mam nadzieję, że uda nam się zrealizować projekt hali dla SKM-u i całego środowiska. To fajna sprawa i zbuduje nam piramidę szkoleniową już w pełni. To są nasi przyszli kibice. I co ciekawe oni znają się na tej dyscyplinie, bo sami potrafią grać.
Pan sobie też osobiście coś udowodnił? Często pan ostro dyskutuje w mediach społeczno-ściowych z kibicami wiele razy się z niemi nie zgadzając...
Mówię to trochę z przekorą, ale stać mnie na to by być naturalnym.
O pana naturalności przekonali się też dziennikarze...
- No właśnie. Wiem, że czasami też wystrzelę. To się mimo wszystko ludziom też podoba. Wszystko osiągnęliśmy własną pracą w zespole. To co jest największym sukcesem miasta i klubu. Obok zbudowanej hali, naszych medali, to jest to, że mamy tak duże środowisko wokół nas. Ludzi dobrej woli, sponsorów. Tak jak widać na naszej hali już brakuje miejsca na loga firm, nie mówiąc już o strojach koszykarzy, bo niedługo będziemy chyba im dawali je na majtkach. Problemem jest to, że w naszym mieście, które nie jest jakimś eldorado musimy te pieniądze znaleźć i to z prywatnej kieszeni. Myślę jednak że z każdym medalem będzie nam łatwiej.
Budżet będzie większy czy podobny?
Podobny do poprzedniego.
Mówimy o dwunastu milionach?
Nie, te dwanaście to było przed dwoma laty. Rok skończymy między osiem, a osiem i pół miliona złotych. To dobry budżet.
Czyli teraz kilka dni radości. Koszykarze udają się na urlopy, a dla was nadchodzi najtrudniejszy czas.
Dokładnie tak. Przed nami domknięcie budżetu, zamkniecie sezonu i równolegle tworzenie mocnego zespołu na kolejny.