Teresa Lipowska: Człowiek bardzo potrzebuje drugiego człowieka
Aktorka chciałaby nakłonić kolegów i koleżanki, żeby się otworzyli, żeby nie pozwalali sobie na zamknięcie i powtarzanie sobie: „Ja już jestem chory, nie mam siły ani ochoty z nikim rozmawiać”.
Depresja wśród seniorów to problem, o którym się mało mówi. Co Panią skłoniło do tego, żeby zostać ambasadorką kampanii „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję”?
Powiem pani szczerze, że mimo że ja jestem bardzo aktywna zawodowo i bardzo dużo pracuję, mam chwile, kiedy… chociażby jest taka pogoda jak dziś: koszmarne ciśnienie, jakiś potworny ból głowy, dzień jest wolny, a na jutro nic nie mam zaplanowane. Człowiek wtedy siada w fotelu i zaczyna się troszkę załamywać…
Każdy ma prawo gorzej się czuć…
Niestety większość moich znajomych, niekoniecznie aktorek, nie ma żadnej pracy, w pewnym momencie ta praca się kończy, idą na emeryturę. Widzę, że są to osoby głęboko załamane. Nie wiem, czy to już jest depresja, ale w wielu przypadkach może to być choroba. Są to osoby, które nie mają ochoty żyć… I właściwie trudno im pomóc, bo większość zamyka się w czterech ścianach, odcina się od ludzi, trudno do nich dotrzeć. Moim celem wejścia w kampanię jest zwrócenie uwagi na piękną ideę: „Stań twarzą zwróconą do słońca, a cień pozostanie za tobą”. To cytat, który mi w szkole podstawowej ktoś wpisał do pamiętnika. Wtedy kompletnie go nie rozumiałam. Potrzebowałam czasu, żeby zauważyć, ile w nim jest mądrości i prawdy. Jeżeli staniemy otwarci do słońca, do ludzi, do pracy, do świata, to faktycznie ten cień możemy zostawić za sobą. Tylko chciałabym nakłonić kolegów i koleżanki, żeby się otworzyli, żeby nie pozwalali sobie na zamknięcie, siadanie w fotelu i powtarzanie sobie: „Ja już jestem chory, nie mam siły ani ochoty z nikim rozmawiać”. Jest naprawdę dużo furtek, np. wspaniała idea Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Wiem, że jest to „lek” niemalże na wszystkie bolączki seniorów. Jeżeli tylko człowiek odważy się tam pójść, to jest to niezwykłe doświadczenie, które umożliwia rozwój zainteresowań i łatwo można się dać wciągnąć w tę dobrą energię. Spotyka się z ludźmi, idzie się na herbatkę, na kawkę. Nawet łączą się tam pary, które spotyka szczęście miłości.
A miłość jest niezwykle ważna w naszym życiu…
Bez wątpienia. Na moim podwórku spotykałam dwoje staruszków i czasem z nimi rozmawiałam. Pan ma ponad dziewięćdziesiąt lat, a pani prawie dziewięćdziesiąt. Pewnego dnia dotarło do mnie, że mój sąsiad chodzi na spacer sam. Za trzecim razem odważyłam się zapytać, gdzie ona jest. Okazało się, że zdiagnozowano u niej alzheimera, dlatego odesłano ją do zakładu, gdzie ma profesjonalną opiekę. Sąsiad powiedział mi wtedy, że jest kompletnie załamany, bo został w domu zupełnie sam. Nikt go nie odwiedza. Nie ma z kim porozmawiać. Przez całe życie z żoną rozmawiał o wszystkim i o niczym, choćby czy im obiad smakował, a teraz nie ma do kogo mówić… Kiedy tylko go spotykam, rozmawiam z nim dłuższą chwilę i widzę, jak jest z tego powodu szczęśliwy. Trzeba rozglądać się wokół siebie, czy jest ktoś potrzebujący wsparcia. Nie mówię o pieniądzach, bo nie każdy je ma. Mówię o codziennych drobnych gestach. Ludzie potrzebują drugiego człowieka.
Czy Pani zdaniem właśnie samotność najczęściej pcha osoby starsze w stronę depresji?
Myślę, że większość ludzi samotnych jest zagrożonych depresją. Jesteśmy małżeństwem przez wiele lat, po czym jedno z nas odchodzi. I ten moment jest bardzo ciężki. Ja to doskonale znam. Mija dziesięć lat, odkąd odszedł mój mąż… Zaraz po jego śmierci wpadłam w szaleńczy wir pracy. Jeździłam na spotkania po całej Polsce - do domów kultury, do dzieci, do szpitali. I za pieniądze, i bez pieniędzy - byle tylko wyjść z domu. Gdybym usiadła i zaczęła płakać po mężu, z którym przeżyłam prawie pięćdziesiąt lat, to kompletnie bym się załamała. Na szczęście miałam mój serial „M jak miłość”, który mnie mobilizował, a ponadto starałam się szukać jakiegokolwiek zajęcia z ludźmi, bo to jest najważniejsze, żeby wyjść z domu i „dołka”.
A co daje Pani siłę do walki z obniżonym nastrojem na co dzień?
Kontakt z ludźmi, z rodziną, która czasem jest oddalona, bo zapracowana. Ale trzeba zwrócić się też do rodziny, zapytać, czy pomóc dzieciom w opiece nad wnukami. Oczywiście nie wszystkie takie nasze propozycje będą przyjęte z entuzjazmem, ale być może nasza rodzina nie ma odwagi nas poprosić o pomoc.
Mam wrażenie, że nawet w trudnych momentach załamania osoby starsze boją się zgłosić do specjalistów.
Absolutnie się z panią zgadzam. Młodzi ludzie są już nauczeni, żeby nie wstydzić się pójść do specjalisty, ale wśród ludzi w moim wieku pokutuje przekonanie, że pójście do psychiatry czy psychologa jest dyshonorem. „Jak to? To ja jestem wariat?” - zastanawiają się seniorzy. I tu jest problem.
Leki antydepresyjne często ratują życie. Seniorzy wiedzą, że muszą brać leki np. na cukrzycę czy nadciśnienie, bo w przeciwnym wypadku ryzykują zdrowie i życie. Co możemy zrobić, żeby przekonać ich do leczenia też depresji?
To jest ważne, że w kampanii „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję” znane osoby i eksperci mówią o tej chorobie i jej leczeniu. Mówmy jak najwięcej o depresji na podstawie konkretnych przykładów, bo to przemawia do wyobraźni, otwiera oczy na tę chorobę i pozwala lepiej zrozumieć, że z depresją można wygrać.
Czy widzi Pani w swoim najbliższym otoczeniu zmianę postrzegania osób cierpiących na depresję?
Mnóstwo koleżanek może mieć ten problem - zwłaszcza aktorek, które nie mają pracy, nie mają rodziny. Same nie dają sobie rady. Zamykają się w domu. Zaniedbują. Na pytanie, dlaczego nie wyjdziesz z domu, zawsze coś wymyślą, np. „Dziś jest niskie ciśnienie, źle się czuję”, Najgorszą rzeczą jest pozwolić sobie na to, że mnie się nie chce. Musi się chcieć, nawet jeśli się gorzej czuję! Trzeba wyjść do ludzi. Zamykanie się w sobie to zaproszenie dla depresji.