Teraz K... Oni Wszyscy, czyli jak partie w Łodzi obsadzają swoich. Kto zasiada w radach i zarządach
Przewrotnie powiem, że sztandarowa polityczna zasada „Teraz K... My!”, sformułowana tak trafnie przed 20 laty przez prezesa Porozumienia Centrum, a dziś Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, tak naprawdę nie działa. Nie działa, ponieważ z punktu widzenia obywatela, który płacąc podatki opłaca też sowicie posłów, senatorów, radnych różnych szczebli, a także pracowników instytucji rządowych i samorządowych, ta zasada winna brzmieć „Teraz K... Oni Wszyscy”.
Traf wyborczy zechciał przecież, że mamy sytuację taką, iż Łodzią rządzi Platforma Obywatelska i Sojusz Lewicy Demokratycznej, województwem łódzkim rządzi PO i Polskie Stronnictwo Ludowe, a administracją rządową, także w terenie, Prawo i Sprawiedliwość. Dziś widać zatem jak na dłoni w każdej sferze życia publicznego, jak po publicznych synekurach rozchodzą się partyjni działacze różnej maści, których opłacają podatnicy nawet często nie mając o tym pojęcia. Nie jest przecież tak, że tylko PiS zatrudnia po linii partyjnej. PiS po prostu jest sprawniejsze. A PO, PSL i SLD też w tej materii nigdy nie przejmowały się opinią publiczną.
W kategorii „łupienie publicznego grosza”, nie ma mniej winnych, bo umoczeni są wszyscy tak samo. Dlatego tak ubawił mnie jeden z wpisów na portalu społecznościowym zaserwowany przez jednego z działaczy PO. Była to grafika z „bulwersującymi” zarobkami prezesów spółek Skarbu Państwa usadzonych tam przez PiS. Fakt, mnie też to bulwersuje, ale akurat ów działacz PO winien być ostatnim, który takie argumenty podnosi. Albo zapomniał, że to za czasów rządu PO-PSL jedna ze spółek Skarbu Państwa opłacała prezesa nieistniejącej elektrowni atomowej sumą rzędu 100 tys., zł miesięcznie, albo jest ów działacz wyjątkowo bezczelny. Zresztą nie trzeba się cofać w aż tak daleką przeszłość jak rząd PO-PSL.
Rząd PiS co najmniej raz na tydzień zaskakuje nową nominacją, ostatnio dotarł do Łodzi nowy szef Izby Administracji Skarbowej, wcześniej szef spółki w Zduńskiej Woli z poręki PiS. A ostatni, może już nieco wyświechtany przykład przyjaźni PO i PSL to powołanie przez prezydent Łodzi Hannę Zdanowską (PO) do rady nadzorczej portu lotniczego Stanisława Witaszczyka (PSL), z wykształcenia inżyniera melioranta. Choć powołanie okazało się nieważne z mocy prawa, pokazuje tylko jaskrawość tej zasady. Witaszczyk ma oczywiście uprawnienia by zasiadać na takim stanowisku, ale gdyby nie był wojewódzkim radnym PSL - koalicjanta PO w sejmiku - nikt nigdy nie brałby go pod uwagę przy obsadzaniu tego stanowiska. Mogę sobie oczywiście wyobrazić nawet to, że był Stanisław Witaszczyk poręcznym dla Zdanowskiej kandydatem, bo akurat nikt z PO nie pcha się do rady przynoszącego wciąż gigantyczne straty lotniska, a przecież ktoś tam przewodniczącym rady musi być. Ale teraz nie w tym rzecz.
Rzecz jest w tym, że podobnie jest z innymi członkami rad nadzorczych i zarządów spółek bądź instytucji państwowych w terenie. Bez żadnego ryzyka należy postawić tezę, że gdyby nie ich przynależność partyjna, nie mieliby szans by zasiąść w tych radach. Są oczywiście wyjątki, są bezpartyjni, raczej z układu towarzyskiego niż politycznego, ale to są wyjątki potwierdzające regułę. Jest jeszcze coś: pamiętam dokładnie kampanię samorządową 2014 r., gdy SLD w Łodzi szło z hasłem „Łódź - Układ zamknięty”. Chwytliwe wówczas sformułowanie za sprawą filmu o tym tytule, oznaczać miało, że ostatnimi laty rządzą miastem i jego majątkiem ci sami ludzie, acz w różnych konfiguracjach, a to miało być uderzeniem m.in. w PO i prezydent Zdanowską. Ale cóż, po wyborach SLD dogadało się z PO i... do spółek powsadzało swoich, także zasłużonych działaczy sprzed lat, których w kampanii wyborczej jakoś dziwnym trafem pominęli przy formułowaniu tezy o „Układzie Zamkniętym”.
Teraz SLD sam ten układ współtworzy, a przykłady pokazują, że niemal ściga się z PO na liczbę objętych w spółkach posad. Te niepisane zasady dzielenia się pieniędzmi podatnika od półtora roku jeszcze „ulepsza” rząd i partia PiS pracowicie i niestrudzenie czyszcząc co się da, byle dać swoim. Więcej, podwyższa nawet ambitnie poprzeczkę, a przecież PiS zapowiadało, że odpartyjni zależne od rządu instytucje. W świetle tego co się dzieje to obietnica porażająca cynizmem. Tak zresztą obiecywali wszyscy, tylko że teraz miało być inaczej. Znów. I dlatego nie ma zasady „Teraz K... My”. Jest „Teraz K... Oni Wszyscy”.