Ten symbol jest nam potrzebny [komentarz]
4 czerwca to już 27 rocznica pierwszych wolnych wyborów w Polsce. Będą marsze KOD, będzie symboliczne uhonorowanie tych wszystkich Polaków, którzy wówczas doczekali się po raz pierwszy za swojego życia WOLNOŚCI.
To ważne, symboliczne święto jednoczy wszystkich tych, którzy mają dość sporów. Chcieliby raz na zawsze załatwić sprawę zdrajców, komunistów, ludzi gorszego sortu, dewastacji i reinterpretacji historii. I iść dalej. Do nowoczesnej Polski.
Niestety, rzecznik prezydenta zapowiedział, że 4 czerwca Andrzej Duda będzie we Włoszech, a i on sam „specjalnie świętował nie będzie”. Pan Magierowski uważa (a skoro tak mówi, to chyba wyraża zdanie prezydenta), że świętowanie wyborów, które do końca demokratyczne nie były, nie jest uczciwe. Bo komunistyczne elity władzy mocno zakorzeniły się w wolnej Polsce, i to jest główny powód kontestacji tej daty.
Przyznam, że ta retoryka szokuje. 4 czerwca to nie jest data, którą mogą zawłaszczyć politycy. To umowna data początku wolności, której pilnować chce ruch obywatelski, oddolny, zbierający się na ulicach z własnej woli, przypominający o wartościach, a nie uwikłany w brutalną grę polityczną. 4 czerwca przypominać ma, także prezydentowi Dudzie, że władza nie jest dana raz na zawsze. Trudno ją utrzymać drogą ogłupiania społeczeństwa tzw. przekazami dnia.
Władza jest przede wszystkim od czynienia społeczeństwa coraz bardziej świadomym, aktywnym obywatelsko, masowo uczestniczącym w wyborach. Gdyby 4 czerwca stał się polskim świętem narodowym, niedawny występ przed parlamentem prezydenckiego ministra raczej nie byłby możliwy. „Prezydent zabierze wam zabawki i będzie sam rządził” - powiedział Krzysztof Szczerski posłom dystansującym się od przyjęcia propozycji PiS w sprawie Trybunału Konstytucyjnego.
A przecież dziś Polska to nie folwark. Już od 27 lat nie. Po 4 czerwca 1989 roku coś się zmieniło. I władza dobrze o tym wie. A przynajmniej powinna wiedzieć. Każda władza.