Ten rower musi tutaj zostać i bezpieczeństwa strzec
Anioł zaparkował biały rower na chwilę i został na stałe. Teraz ma strzec Niedoradz przed kierowcami, którzy jeżdżą tędy za szybko. Patrzą i zwalniają
Niedoradz, przed wojną bogata wieś. Wystarczy przejść się ulicą Markiewiczowej, żeby zobaczyć okazałe przedwojenne kamienice. Za domami gospodarcze budynki i długie łany pól. – To rzeczywiście była majętna miejscowość. Można sobie wyobrazić, jacy przed wojną mieszkali tam gospodarze. We wsi były restauracje, kawiarnie, w których odbywały się cotygodniowe imprezy. Z opowieści moich przodków wiem, że miejsc na spotkania było bardzo dużo – opowiada Wojciech Mazur, który tutaj się urodził i mieszka w domu swoich dziadków, którzy mieszkali w miejscu swoich dziadków.
Dzisiaj wieś wydaje się jak każda inna. Czy skrywa tajemnice? Jedną z nich łatwo od razu rozwiązać. To historia białego roweru, który stoi oparty o płot przy przelotowej drodze w Niedoradzu, od listopada ubiegłego roku. Wtedy miał w koszyku chryzantemy. Wiosną ozdabiają go bratki, przed świętami stały wokół wielkanocne jaja.
Rower jak witacz rozpoznawczy
– Miałem wiele pytań, o to dlaczego ten rower tutaj stoi, czy ktoś zginął. Bo w Holandii jest taka tradycja, w miejscu śmierci kogoś na rowerze, stawia się taki rower przy drodze. Jak się jedzie do Gubina można zobaczyć taki rower, który ma przypominać o tragedii, która miała tam miejsce. Z tego co wiem, to sprawca wypadku, Holender właśnie, dba o tamto miejsce. U nas nikt nie zginął. Ale samochody często jeżdżą bardzo szybko. Jadą z jednej strony i drugiej, na pewno dużo więcej niż 50km/h. Ale jak kierowcy wjeżdżają do wsi, zwracają uwagę na biały rower i jednak ściągają nogę z gazu – wyjaśnia Wojciech Mazur i dodaje, że pomysł ten miał też być bodźcem dla mieszkańców, żeby też przy swoich płotach chcieli coś zrobić ciekawego. – Chciałbym żeby życie wyglądało u nas radośniej – uśmiecha się mieszkaniec wsi, który wymyślił z okazji dożynek taki witacz, że zatrzymywali się przy nim kierowcy i robili sobie zdjęcia. Codziennie, kiedy stał wiatrak, ławeczka, dziad z babą i kwitły przy płocie słoneczniki, na ławce cisnęli się też młodzi ludzie, uwieczniając tę chwilę.
Witacz wprawdzie w konkursie gminnym zdobył drugie miejsce, ale i tak dla mieszkańców był wielką wygraną, bo zdobył zainteresowanie zupełnie obcych ludzi. – Wykonaliśmy ten witacz z radą sołecką, koleżankami i kolegami. Pomysł był mój, nie ukrywam – przyznaje W. Mazur. To nie była pierwsza praca scenograficzna, ale okazuje się, że autor nie ma nic wspólnego z zawodem scenografa, to kwestia talentu i umiejętności. – Z zawodu jestem stolarzem, a wykonywany przeze mnie zawód przez ileś lat to monter instalacji sanitarnych, bardziej gazowych. To, co powstaje tutaj, to się rodzi w mojej głowie. Nie rysuję żadnych projektów. Niektórzy potrzebują takie rysunki mieć. A ja nie. To są dla mnie proste rzeczy – wyjaśnia nasz rozmówca.
Kiedy wychodzą małe cudeńka?
Ozdoby wsi, to część działań społecznych. W. Mazur jest radnym gminy i członkiem rady sołeckiej. Ale nie zapomina też o własnym podwórku. Zrobił sam zameczek dla syna i pokaźnych rozmiarów karmniki dla ptaków. Wiele zmian wymagał też dom. – Moi dziadkowie mieszkali w tym domu, z dziada pradziada. Było przy nim trochę pracy. Teraz jestem na rencie, ale ciągnie mnie do majsterkowania, tym bardziej, że trochę wolnego czasu mam – mówi z uśmiechem, a jego znajomi doskonale wiedzą, że prawie zawsze mogą na niego liczyć. A taka pomoc to nie przypadek. Bo od dawna lubił angażować się w pracę dla ludzi – i tę bezpośrednią i tę społeczną.
Był w Niedoradzu klub Ruchu. Pod koniec lat 80. spotykaliśmy się tam z kolegami i próbowaliśmy działać. Człowiek ciosał w sobie charakter na przyszłość. Organizowanie imprez dla ludzi? Oczywiście, nie raz i nie dwa bezinteresownie. Wystarczy dziękuję albo i tego nie trzeba. I często jest tak do dziś. A od jakiegoś czasu mam szczególnie za co dziękować i dlatego wiele robię z wdzięczności, jakkolwiek to nie zabrzmi - dla Góry. Jestem po zabiegu kardiochirurgicznym. Usunięto mi wrodzoną wadę zastawki serca. Na razie wszystko chodzi tak jak trzeba, więc trzeba się w jakiś sposób Górze rewanżować. Lubię to, co robię. Rajcuje mnie to – wyjaśnia mieszkaniec Niedoradza.
– Dostał pan drugie życie? – dopytujemy. – Tak, można tak powiedzieć. Już bardzo cienko funkcjonowałem. Ten odcinek od ulicy do domu brałem na trzy razy. Nie mogłem dojść do domu. Obecnie do normalnej sprawności jeszcze dużo brakuje, ale ręce świerzbią, a koledzy dopingują i pomagają. A, że silni są to tworzymy taki dobry duet: moja głowa i dwa palce, ich muskuły i wychodzą takie małe cudeńka - wyjaśnia.
W tym roku niewiele brakowało, żeby biały rower odjechał. Pewien mężczyzna cały dzień się czaił. Bo biały rower nie jest byle jaki. Ma wszystko, nawet wentyle pełnią swoją funkcję. Brakuje tylko powietrza w oponach. – Byłem w domu. Miałem ze trzy telefony od sąsiadów, którzy mówili, że ktoś prowadzi mój rower. Wyszedłem na ulicę. Wszyscy też powychodzili z domów i patrzyli, jaka akcja jest – opowiada pan Wojciech.
Rower wrócił na swoje miejsce i dalej strzeże wieś przed wypadkami. A może to jednak anioł wsi pilnuje.