Stelmet BC w pięknym stylu zdobył Puchar Polski. Nasi pokazali moc. Ich rywal w niedzielnym finale nie miał nic do powiedzenia
Wynik meczu z Anwilem 79:57 mówi sam za siebie. Dodajmy, że Stelmet prowadził niemal cały czas, mając praktycznie bezpieczną przewagę. Czuło się moc ekipy i wiarę w to, że jest lepsza i nawet jeśli zespół z Włocławka potrafił się zbliżyć (Anwilowi na początku spotkania udało się dwukrotnie, przez moment, objąć prowadzenie) to widać było, że nie ma szans i zaraz Stelmet odskoczy. I tak było. Przewagę Stelmetu obrazują statystyki, Mieliśmy 33 zbiórki przy 27 rywali. Także dobrą skuteczność rzutów z gry 52,7 proc. (29 celnych na 55 prób). Anwil zaledwie 35,1 (20/57).
- Bardzo się cieszymy - powiedział cytowany na stronie PLK trener Stelmetu BC Artur Gronek. - Myślę, że wszyscy czyli zawodnicy, sztab trenerski, ludzie zgromadzeni wokół klubu zasłużyli na ten sukces. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty podczas tego turnieju. Najwięcej zależało od zawodników, im należą się szczególne gratulacje. Zagrali dwa z trzech spotkań na bardzo dobrym poziomie. Losowanie sprawiło, że mieliśmy dzień przerwy, a przecież czekał nas jak się okazało bardzo trudny mecz z Turowem. Finał zaczęliśmy bardzo agresywnie, twardo w obronie i w końcu trafiliśmy kilka rzutów za trzy, a z tym było do tej pory bardzo ciężko. W trzech meczach turnieju zdobyliśmy 126 punktów spod kosza i to cieszy. Mam powody do zadowolenia. To pierwsze moje trofeum jako trenera na jakimś poważnym poziomie. Chcę podziękować zawodnikom, moim asystentom i trenerom odnowy, kierownikowi drużyny, dosłownie wszystkim. Cieszę się że zdarzyła się okazja wygrania czegoś w Warszawie. Tu się urodziłem, tu zaczynałem i dziś w hali miałem swoich kibiców.
- Takie były założenia - podsumował Przemysław Zamojski. - Po to tutaj przyjechaliśmy. Udało się, mamy puchar, ale kosztowało nas to sporo sił. Chcę podziękować kibicom, którzy przyjechali do Warszawy i dopingowali nas przez cały turniej. Można powiedzieć, że w finale biła od nas pewność siebie. Zaczęliśmy dobrze zgodnie z założeniami czyli krycia rywali na całym boisku po to by nie dać się im otworzyć i nie dawać im otwartych pozycji. Widzieliśmy ich półfinał jak niemal zniszczyli rywali rzutami za trzy punkty. Chcieliśmy zrobić wszystko by temu zapobiec i udało się. Cieszmy się bardzo z tego sukcesu.
- Źle weszliśmy w ten mecz - skomentował rozgrywający Anwilu Kamil Łączyński. - Wydawało się, że fizycznie wszystko wygląda dobrze, a jednak nie graliśmy na takich obrotach jak wcześniej. Nie trafialiśmy, a przecież koszykówka na tym polega. Zbyt wiele miejsca mieli Moore i Djurisić. W tym sezonie się jeszcze spotkamy i wierzę że wypadniemy znacznie lepiej. Uważam, że możemy ze Stelmetem nawiązać bardziej wyrównaną walkę niż dzisiaj.
A po ostatniej syrenie była wielka radość w ekpie Stelmetu. Ten triumf absolutnie należał się zielonogórskiej ekipie , która pokazała klasę i moc. Do kolekcji trofeów doszedł puchar drugi w historii klubu. Teraz mecz z Ciboną w Zagrzebiu. Do tematu wrócimy.