Ten protest to nasza walka o chleb
Arkadiusz Dawidiuk, wiceprezes krajowego zarządu Samorządnego Związku Taksówkarzy Rzeczypospolitej Polskiej, mówi o wczorajszym proteście.
Wybraliście siłową metodę protestu. Inne się nie sprawdziły?
Od kilku lat regularnie i w bardzo różny sposób zaznaczamy swój sprzeciw wobec zachowania rządzących. Organizujemy prowokacje, w których zatrzymywani są kierowcy Ubera. Współpracujemy ze służbami podczas akcji „Taxi” skierowanych przeciwko taksówkarzom bez licencji i jeżdżących autami w złym stanie technicznym. Wreszcie, sami proponujemy zmiany w obowiązujących przepisach. Wszystkie te formy nie przynoszą jednak oczekiwanego rezultatu. Mamy nieodparte wrażenie, że zarówno przedstawiciele rządu, jak i samorządów lokalnych po prostu nie chcą zająć się naszymi problemami i nam pomóc.
Nie boicie się, że blokowaniem ulic tylko zniechęcicie do siebie klientów?
Proszę sobie wyobrazić, jak bardzo musimy być już zdesperowani, że postanowiliśmy tak zaryzykować. Wiemy, że utrudniliśmy łodzianom możliwość swobodnego przemieszczania się po mieście. Niektórzy być może przez nasz protest nie dotarli na czas do pracy czy szkoły. My jednak walczymy o chleb. Powiedziałem to u wojewody i powtórzę raz jeszcze, to był ostatni taki protest w Łodzi. Kolejnym krokiem będzie manifestacja w stolicy. Ze wszystkich dużych miast może przyjechać wtedy do Warszawy kilkadziesiąt tysięcy taksówkarzy. Mamy nadzieję, że wtedy rządzący zauważą naszą grupę zawodową.
Co jest dla was najważniejsze?
Pierwszym problemem jest nierówne traktowanie taksówkarzy i kierowców wykonujących bliźniacze do taxi przewozy. Nikt nie zwraca uwagi na to, że mamy zupełnie inne obowiązki i wymogi. Chcielibyśmy, aby zawód taksówkarza ponownie został uregulowany. Nasze kłopoty lokalne to przede wszystkim regularnie zmniejszana liczba postojów oraz skracanie długości istniejących. Mamy też pretensje do strażników miejskich w Łodzi. Bardzo często, mimo zgłoszeń, nie podejmują interwencji w stosunku do tych, którzy parkują prywatne auta na naszych postojach. Niejednokrotnie przechodzą obok, udając, że nie widzą wykroczenia.
Zapowiadaliście, że w proteście pojedzie nawet tysiąc taksówek. Tymczasem nie było nawet 500.
Ludzie ciągle mają nadzieję, że coś się zmieni na lepsze. Gdy Uber wchodził do Łodzi, protestowało ponad 600 kierowców, choć w zgłoszeniu manifestacji mieliśmy zapis o stu uczestnikach. Dlatego tym razem lepiej było zgłosić za dużo niż za mało.
Spotkaliście się z irytacją łodzian?
Przeciwnie. Na wielu skrzyżowaniach spotykaliśmy się z sympatycznymi gestami pieszych, a nawet kierowców, którzy czekali w korku, aż przejedziemy. Na szczęście większość rozumiała, dlaczego protestujemy.