Nowy gmach rozgłośni radiowej i stacji telewizyjnej miał być zbudowany na wzgórzu św. Magdaleny przy ul. Sosnowej. W planie urbanistycznym Białegostoku w tych okolicach przewidywano powstanie wielkiego parku centralnego.
Telewizyjną opowieść rozpoczętą w ubiegłym tygodniu kończyłem rozmową z inżynierem Zdzisławem Olszewskim z lutego 1957 roku. W jej trakcie Olszewski wymienił drugiego posiadacza telewizora w Białymstoku, mówiąc: „stroiłem ostatnio na program warszawski telewizor Białoruś, który ma pan Iwaszkiewicz z Dyrekcji Lasów Państwowych. Przygotowuje sobie właśnie antenę”. Na stwierdzenie redaktora: - „I to wszystko zaczęło się od pana?”, pewny swego pionier białostockiej telewizji odpowiedział: „Tak. Gdyby był pan u mnie, zobaczyłby pan stosy listów z prośbami o poradę, które otrzymuję z całego kraju. Ostatnio na przykład koresponduję z inżynierem - mechanikiem Ottonem Czeczotem zamieszkałym we Włoszech. Przysłał on mi egzemplarz włoskiego pisma L`Antena, w którym ukazał się artykuł o mnie”.
W konkluzji rozmowy Olszewski przewidywał, że najpóźniej za 3 lata białostoczanie będą mieli swobodny dostęp do telewizji. Z pewną nieśmiałością puszczał wodze fantazji, mówiąc, że „może wtedy już łatwiej będzie zdobyć telewizor Dürer, odbiornik niemiecki modny ostatnio, a trudny do nabycia”.
Przez następne miesiące niewiele się w sprawach telewizyjnych wydarzyło. Minął cały rok, a inżynier Olszewski znów opowiadał o swoich seansach telewizyjnych przy ulicy Drewnianej jak o niespotykanym dziwowisku. Z naszej perspektywy to, co mówił jest też niezwykłym wydarzeniem. Zapytany przez dziennikarza , jak często może oglądać programy telewizyjne?, odpowiadał: - „To zależy tylko od pogody. Gdy pada deszcz albo śnieg, wtedy nic z tego. Czasem zapraszam gości na audycje telewizyjne, ale nie zawsze udaje się odebrać program”. Na pytanie, w jakich porach roku najlepiej odbiera się program, odpowiadał: - „W zimie i latem. Latem można nawet częściej odebrać program zagraniczny. Bardzo pragnę, aby nasze władze poczyniły starania w Centralnym Zarządzie Łączności o zbudowanie w Białymstoku stacji telewizyjnej opartej na retransmisji programu z ośrodka warszawskiego. A wtedy mógłbym zapraszać do siebie gości na każdy ciekawy program - bez względu na pogodę”.
Widać z tego, że pan inżynier nie był pozbawiony poczucia humoru. Ale w innym fragmencie rozmowy zauważał, że telewizja powoli zaczyna fascynować białostoczan. Zapytany, czy dużo jest już telewizorów w Białymstoku, odpowiadał: -„Prawdopodobnie około siedmiu, a może i więcej”. Na pytanie, skąd ta garstka telewidzów ma odbiorniki, mówił, że „niektórzy mają telewizory fabryczne marki niemieckiej lub radzieckiej, a dwóch czy trzech aparaty własnej konstrukcji”.
Jakby dbając o gości inżyniera Olszewskiego w czerwcu 1958 roku Centralny Zarząd Radiostacji i Telewizji ogłosił perspektywiczny plan rozwoju telewizji do 1975 roku. Przewidywał on budowę 11 stacji w największych miastach Polski. Białystok znalazł się pod koniec stawki nawet za Rzeszowem, ale przed Olsztynem, Zieloną Górą i Koszalinem.
W toczącej się ze zmiennym natężeniem dyskusji pojawiła się też pierwsza propozycja lokalizacji rozgłośni radiowej i ośrodka telewizyjnego. Zakładano, że zostanie on wybudowany na terenie planowanego Parku Centralnego, z którego założeniem niezbyt się spieszono. Wieża przekaźnikowa ulokowana miała być na wzgórzu Św. Marii Magdaleny. O szczegółach informowała Gazeta Białostocka. „Przyszły gmach nowej rozgłośni i stacji telewizyjnej stanie na tak zwanym wzgórzu Magdaleny [Maria i święta jakoś w oficjalnym organie KW PZPR nie były dobrze widziane] przy ulicy Sosnowej. W planie urbanistycznym miasta w okolicach tych przewiduje się budowę wielkiego parku centralnego. Gmach rozgłośni byłby więc centralnym punktem przyszłego parku. Tak usytuowany maszt stacji przekaźnikowej nie szpeciłby miasta, lecz przeciwnie, wnosiłby oryginalny akcent architektoniczny. Za lokalizacją masztu na tym terenie przemawia fakt, że góra Magdaleny jest wzniesieniem, które w naturalny sposób podwyższy maszt o 11 metrów. Jak wiadomo dla telewizji nie jest to fakt bez znaczenia”.
Oprócz rewolucyjnie odkrywczego stwierdzenia, że góra jest wzniesieniem, pomysłodawcy ani jednym słowem nie zająknęli się o stojącej na wzgórzu Św. Marii Magdaleny cerkiewce. Zauważano jednak, że ten śmiały pomysł może okazać się problematyczny. Otóż „lokalizację uzgodnić trzeba z pracownią plastyków w Warszawie, bo wykonanie projektu zagospodarowania parku zlecono nie wiadomo z jakich względów właśnie tej pracowni. Zachodzi więc obawa, że projektanci mogą się nie zgodzić na lokalizację budynku rozgłośni. Przypuszczalnie nie będą mieli oni zastrzeżeń jeżeli chodzi o budowę masztu telewizyjnego na wzgórzu Magdaleny. Maszt ten w przyszłości będzie przecież ozdobą parku centralnego”.
Można już to sobie wyobrazić, patrząc choćby na perspektywę Placu Teatralnego zamkniętą jednym z najładniejszych gmachów w Białymstoku, czyli Teatrem Dramatycznym, za którym stoi szkaradny maszt. Na początku września 1958 roku powstał w Białymstoku społeczny komitet, którego zadaniem było zrealizowanie tych śmiałych projektów. Władze centralne zapowiedziały bowiem, że budowa ośrodka w Białymstoku ma ruszyć dopiero w 1970 roku, ale gdy zostaną zebrane fundusze miejscowe nad tą odległą datą można by podyskutować. Wówczas też możliwym byłoby przekazanie do Białegostoku niezbędnego sprzętu. Tak więc wszystko znalazło się w rękach komitetu. W tej sprawie z płomienną deklaracją wystąpił przewodniczący Prezydium MRN Jerzy Krochmalski. Zapewniał, że w budżecie miasta znajdzie milion złotych. Koszt budowy szacowano na 11 milionów. Nie zważając więc na dziesięciomilionowy deficyt Krochmalski perorował, że „sprawa telewizji i nowej rozgłośni jest nam bardzo bliska. Chcielibyśmy, aby nasze miasto na równi z innymi ośrodkami w kraju mogło korzystać z tej zdobyczy cywilizacji i kultury”. Sam też deklarował, że „osobiście zobowiązuje się do aktywnej pracy w społecznym komitecie budowy”.
Ulegając entuzjazmowi przewodniczącego Krochmalskiego podchwycono hasło głoszące, że „budynek rozgłośni i stacja telewizyjna pomnikiem Tysiąclecia Państwa w naszym mieście”. To już wpisywało się w pezetpeerowską taktykę przygotowania starcia obchodów jubileuszu Chrztu Polski z oficjalną doktryną Tysiąclecia. Myślano prosto. Może być 1000 szkół na Tysiąclecie, może być Osiedle Tysiąclecia, to może być i jeszcze telewizja. Apel Krochmalskiego o szukanie brakujących do uczczenia tysiąclecia 10 milionów spotkał się z umiarkowanym odzewem. Jako jedyna zadeklarowała wpłatę 50 tysięcy złotych Spółdzielnia Inwalidów „Naprzód”. O dalszych telewizyjnych perypetiach opowiem za tydzień.