Telefon robił się „gorący”. Kulisy pracy kierownika drużyny Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra
Żużel. Tomasz Walczak opowiada o kulisach pracy kierownika drużyny Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra.
Jak się pan pojawił w naszej drużynie?
- Moja obecność w Falubazie sięga lat, kiedy juniorami byli Rafał Kurmański i Dawid Kujawa. Tego ostatniego po raz pierwszy wspierałem w roku, kiedy zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. Później miałem trochę odpoczynku od speedway’a, by w 2013 roku pomagać Piotrowi Żyto w roli kierownika drużyny Kolejarza Rawicz. Tam poznałem naszych obecnych zawodników, Jasona Doyle’a i Sebastiana Niedźwiedzia. W 2014 roku współpracowałem z Adamem Strzelcem, a później z Arkiem Potońcem. W grudniu 2015 roku pojawiła się propozycja objęcia funkcji kierownika drużyny, którą otrzymałem od Zarządu Klubu. Z racji tego, iż żużel to moja największa pasja, z wielką radością przyjąłem ten zaszczyt.
Czym zajmuje się kierownik drużyny przed meczem i w trakcie?
- W teorii obowiązkiem kierownika drużyny jest zgłoszenie zespołu do zawodów, a także reprezentowanie go w trakcie meczu, czyli zgłaszanie zmian, składu biegów nominowanych, a w razie potrzeby składanie protestów. W praktyce moja rola nie ogranicza się tylko i wyłącznie do funkcji kierownika drużyny. Mimo moich obowiązków zawodowych, większą część tygodnia poświęcam na sprawy klubowe. Formalności związane ze startami indywidualnymi naszych zawodników, organizacja treningów i zaplecza medycznego, współpraca z toromistrzem Adamem Wareckim, czy zapewnienie hoteli dla zespołu, to tylko kilka ze spraw, z którymi spotykam się na co dzień.
Jak wspomina pan swój debiut w tej roli w meczu wyjazdowym w Toruniu?
- Nie będę ukrywał, że mecz w Toruniu był dla mnie wielkim stresem i przeżyciem, jednak patrząc z perspektywy czasu, stał się doskonałym doświadczeniem. Jestem przekonany, że żadna teoria nie zastąpi praktyki nabieranej w trakcie zawodów. Bardzo duże wsparcie mam również od Michała Żuka i Tomka Szymankiewicza, co pozwala spokojniej podchodzić do każdego kolejnego meczu.
Ostatnio sporo było zamieszania w związku ze startem Sebastiana Niedźwiedzia w meczu z Betardem Spartą Wrocław. Oczywiście, Ekstraliga nie odjęła jego punktów, bo z naszej strony nie było żadnych uchybień, ale jak pan radzi sobie z takimi sytuacjami?
- Sprawa Sebastiana „wypłynęła” przy okazji meczu w Grudziądzu. Zrobiło się spore zamieszanie, co jak wiemy chciała wykorzystać drużyna z Wrocławia, a początkowo i kierownictwo Grudziądza. Ostatecznie sprawa odwołania została oddalona, co świadczy o tym, że formalności związane z badaniami naszego zawodnika były zachowane. Od samego początku byłem spokojny i przekonany, że pozasportowe próby zdobycia punktów przez naszych przeciwników nie mają prawa powodzenia.
Jak układa się współpraca z trenerem Cieślakiem?
- Trener Marek Cieślak to wielki autorytet w dziedzinie żużla, a ja mogę uczyć się od najlepszego trenera w Polsce. Mam określone zadania i staram się je wypełniać jak najlepiej. Życzyłbym sobie, aby nasza współpraca przebiegała do końca sezonu tak, jak dotychczas.
No i wszystkich pewnie ciekawi, czy Niels Kristian Iversen miał defekt podczas Derbów Ziemi Lubuskiej i jaka była pana reakcja?
- Zarówno ja, jak i pewnie wszyscy kibice, z wyjątkiem tych z Gorzowa, widzieli defekt Iversena. Niestety, decyzję podejmuje sędzia, który poinformował mnie o tym, że o defekcie nie ma mowy. Telefon przez chwilę zrobił się „gorący”, ale szybko musiałem uspokoić emocje.
Dziękuję.