Tarnowianin dostał drugie życie w prezencie od swojej małżonki
Renata Kołodziej bez wahania oddała własną nerkę, gdy Janusz jej potrzebował. Dziś czują się dobrze i zachęcają kogo tylko mogą do tego, żeby pomagali chorym
- Jestem straszliwie wdzięczny żonie. Oddając mi swoją nerkę uratowała mi życie. Nigdy jej tego nie zapomnę - Janusz Kołodziej nie kryje wzruszenia, choć od tamtej pory minęły już dwa lata. Z czułością przytula Renatę. Teraz oboje tryskają zdrowiem i kiedy tylko mogą, jeżdżą na spotkania, podczas których zachęcają innych do oddawania nerki chorym. Są najlepszymi dowodami na to, że życie po przeszczepie wygląda zupełnie normalnie. - Pracujemy, ćwiczymy, jeździmy na wycieczki, no i jeszcze bardziej cieszymy się z każdej chwili spędzonej z rodziną - uśmiecha się szeroko Renata Kołodziej.
To nie było przeziębienie
Choroba spadła na rodzinę Kołodziejów jak grom z jasnego nieba w styczniu 2013 roku. Janusz, który wcześniej prowadził bardzo aktywne życie, z dnia na dzień dowiedział się, że cierpi na najgorszy stopień niewydolności nerek.
- Oznaki złego samopoczucia, bóle głowy, trwały u mnie kilka tygodni. Początkowo myślałem, że to zwykłe przeziębienie czy przemęczenie, że zażyję tylko jakieś witaminy i mi przejdzie. Nie pomagało, było coraz gorzej - na samo wspomnienie głos mu się załamuje.
Kiedy lekarz zlecił badania, okazało się, że konieczna jest dializa, bo lekarstwa już nic nie pomogą. Dla 34-latka, który miał własną firmę, regularnie trenował na siłowni, zabrzmiało to jak wyrok.
- Byłem w szoku, długo nie mogłem uwierzyć w to, że mam chore nerki i nieunikniony jest przeszczep - opowiada.
Na skraju wytrzymałości
Przez półtora roku, trzy razy w tygodniu, jeździł do szpitala. Dializy mocno dawały się we znaki. Organizm Janusza stawał się coraz słabszy. Bardzo łatwo łapał infekcje. Leżenie przez cztery i pół godziny na łóżku, podpięcie do urządzenia, które oczyszczało krew, nie wpływało najlepiej na kondycję psychiczną.
- Widziałem jak ludzie, którzy niedawno leżeli obok mnie na dializach, umierali - wspomina z przejęciem.
- Kiedy wracał do domu, był smutny i przygnębiony. To był koszmar. Myślałam wtedy tylko o tym, żeby to się kiedyś wreszcie skończyło. - dodaje Renata Kołodziej.
Brat nie mógł być dawcą
Na długo zanim państwo Kołodziejowie dowiedzieli się o chorobie Janusza, oglądali w telewizji program o przeszczepach.
- Siedzieliśmy na łóżku i pamiętam jak dziś, że żona powiedziała wtedy: „Wiesz, gdyby była taka potrzeba, oddałabym ci nerkę bez wahania” - wspomina tarnowianin. Początkowo dawcą dla niego miał zostać rodzony brat. Niestety, okazało się, że jego nerki są połączone i nie może pomóc. Wtedy bez wahania własny organ zaproponowała żona.
- Byliśmy akurat na spotkaniu zorganizowanym w szpitalu św. Łukasza w Tarnowie i tam dowiedzieliśmy się, że mogę zostać dawcą - mówi kobieta.
Przygotowania do przeszczepu rozpoczęły się od szeregu badań małżonków. Lekarze musieli się upewnić, czy nie ma przeciwwskazań do przeszczepu. Wszystko było w jak najlepszym porządku. W połowie grudniu 2014 r. odbyła się operacja. W warszawskim szpitalu spędzili w sumie kilka dni. Nerka świetnie się przyjęła. - To był mój prezent gwiazdkowy dla męża - uśmiecha się Joanna.
Żyjemy jak dawniej
Bardzo szybko wrócili do codziennego życia.
- Już cztery miesiące po oddaniu nerki, zagrałam w turnieju koszykówki - opowiada Renata Kołodziej. - Czuję się fantastycznie.
Jej mąż również zaczął wreszcie normalnie żyć. - Znalazłem nową pracę, pływam, ćwiczę, jestem szczęśliwym mężem i ojcem - mówi - Ograniczenia? Zażywam tylko lekarstwa i musiałem zrezygnować z ćwiczeń na siłowni.
Docenia też bardziej pracę żony. - Sprzątam po sobie i nie rozrzucam już skarpetek - śmieje się.
- Tak poważnie, to bardzie się stara i częściej niż dawniej przyznaje się do błędów - dopowiada 29-latka.