Tam zostały przecież nasze kościoły, pomniki i groby naszych przodków...
Oni ze swoimi ukochanymi Kresami żegnali się dopiero w 1951 roku. To wówczas rodzinę braci Paczkowskich dopadła wielka historia. Działo się to w Uhnowie, dziś najmniejszym mieście Ukrainy.
Dwóch braci Paczkowskich najłatwiej spotkać na ławce przed ich domem w samym centrum podgubińskiej wsi. Starsi panowie grzeją się w promieniach słońca. I wspominają. Zwłaszcza gdy obok przechodzi któryś z sąsiadów. Czy to ci "od Poznania", czy z Laszek Murowanych. Tak, bo kiedyś ważne było skąd kto tutaj, na zachód, przyjechał. A oni nie bez dumy mówią, że są z Uhnowa.
- My tak zawsze przy granicy byliśmy. W 1939 roku, tuż po wybuchu wojny, obok naszego Uhnowa przebiegała granica niemiecko-bolszewicka - wspomina pan Adam. - Mieszkając na tzw. Zamościu byliśmy po niemieckiej stronie. Później była wojna niemiecko-rosyjska, i granica poza Uhnowem. Po 1945 nie byliśmy już w województwie lwowskim, ale w lubelskim. A w 1951 kazali nam się spakować... Nad granicę.
We wspomnieniach panów Adama i Leszka Uhnów to ładne, ujutne, czyli przytulne, miasteczko z cerkwią, bożnicą, wspaniałym kościołem, młynem, sądem, notariuszem, apteką i dwoma, trzema - cytując opowiadających - doktorami. Z furmankami, przekrzykującymi się Żydami... Cerkiew była w kształcie okrętu, podobno tak zażyczyli sobie wierni, którzy wyemigrowali za ocean i sfinansowali budowę świątyni. Były także dwie szkoły, męska i żeńska. Jak wspomina pan Adam, na 40 uczniów w klasie było 20 Żydów, 10 Polaków i 10 Ukraińców, co odpowiada przekrojowi społecznemu miasteczka.
- Rodzice trudnili się rolnictwem - mówi pan Adam. - Bo tam nawet mieszczuchy miały ziemię, działeczki, ale ojciec miał pięć hektarów. Zresztą starał się robić rozmaite interesy. A wychodził na nich często jak Zabłocki na mydle. Pamiętam, jak w 1940 była powódź i ludzie wyprzedawali się z tego, co kto miał w zamian za żywność. Ojciec, wielki spryciarz, kupował wszystko. Efekt był taki, że wiosną jedliśmy młode pokrzywy...
Dorabiał także dzięki koniom. Najpierw jako połączenie woźnicy i... handlowca. Co dwa tygodnie kupował wraz z kompanami kilka świń i wieźli je do Lwowa. W 1936 roku postanowił szukać szczęścia i fortuny jako... dorożkarz. Wówczas w Uhnowie te pojazdy kursowały z miejscowej stacji kolejowej do centrum. Konkurencja była spora, działało bowiem już pięciu żydowskich dorożkarzy. I zdecydowanie nie podobał im się "goj" na koźle. Nasłali rzezimieszków, lwowskich batiarów, aby ci zniszczyli dorożkę. Traf chciał, że ojciec pana Adama znał ich z czasów handlu. Cały spór skończył się tym, że burmistrz żydowskich dorożkarzy zrugał.
- Tam wszyscy mówili dwoma, trzema językami... - opowiadają Paczkowscy. - Były mieszane polsko-ukraińskie małżeństwa, wzajemne odwiedziny. Zaczęło psuć się gdzieś w latach 30. Już w szkole dokuczaliśmy sobie z ukraińskimi chłopakami.
- A burmistrz musiał płacić 15 zł za nielegalne zdejmowanie żółto-niebieskiej ukraińskiej flagi z wieży kościoła, gdy Ukraińcy ją wywieszali - dodaje L. Paczkowski.
Przed laty muzeum w Ochli zorganizowało wystawę fotografii. Temat brzmiał: uroczystości. Wygrało zdjęcie nadesłane z Chlebowa. Na fotografii widać grupę mężczyzn w strojach kosynierów z założonymi na sztorc kosami. - Ten tutaj to ojciec, który był przebrany za Bartosza Głowackiego - mówi Adam Paczkowski.
Zdjęcie zrobiono 3 maja 1936 roku. Tak było co roku tego właśnie dnia. Zawiadowca stacji organizował paradę kosynierów. Podobno przed laty oddział chłopów z okolic Uhnowa wsparł kościuszkowską insurekcję.
W czerwcu 1941 miasteczko zajęli Niemcy. W 1944 polskie rodziny uciekły w okolice Tomaszowa Lubelskiego, aby uniknąć ukraińskich pogromów.
Pod koniec XIX wieku mieszkało w Uhnowie ok. 5.000, a w okresie międzywojennym - 3.800 osób. Najstarsze zapiski o miejscowości są z roku 1360. W 1462, staraniem Zygmunta Radzanowskiego, Uhnów otrzymał prawa magdeburskie od króla Kazimierza Jagiellończyka. Pod koniec XV wieku wybudowano tu kościół i ustanowiono parafię katolicką. Od początku XVII wieku funkcjonował klasztor Bazylianów. Wiek XVII zapisał się w miasteczku licznymi wojnami i klęskami żywiołowymi, zarazami i pożarami. Po rozbiorach Polski Uhnów znalazł się w Austrii. Najnowsza historia też Uhnowa nie rozpieszczała. We wrześniu 1939 roku wkroczyli Niemcy, po kilku dniach Rosjanie, później na krótko pojawiła się polska armia. Ostatecznie przez miasteczko przebiegała granica. Centrum zostało przy okupowanej przez III Rzeszę Polsce, a jego dzielnica Zastaw znalazła się w ZSRR. Rosjanie szybko postawili graniczne zasieki.
W czerwcu 1941 miasteczko zajęli Niemcy. W 1944 polskie rodziny uciekły w okolice Tomaszowa Lubelskiego, aby uniknąć ukraińskich pogromów. Ci, którzy nie zdążyli, przypłacili to życiem. Do dziś ludzie z tamtej okolicy opowiadają wstrząsające historie o mordzie w pobliskim Tarnoszynie. Wrócili w listopadzie 1944. Wówczas Żydów już nie było, Ukraińcy właśnie byli wysiedlani, a im się wydawało, że teraz będzie już tylko spokój i pokój. Wydawało się. Tylko do 1951 roku miasteczko było w granicach Polski, do których przesunięcia nie była potrzebna wojna.
- Historia tego przesiedlania była absurdalna - opowiada pan Adam. - Przed 1939 chodzili u nas dwaj mierniczowie. U nas, ale dokładniej w Krystynopolu, coś tam znaleźli. Jeden z tych mierniczych trafił później do łagru i chciał za wiadomości o tych skarbach sobie wolność kupić. I u ruskich te papiery leżały jeszcze kilka lat, aż wreszcie któryś przeczytał o zasobach węgla i złota. Zaczęło się to nasze nieszczęście. A my do tego Krystynopola mieliśmy jakieś 25 kilometrów.
Oficjalnie podawano, że zamiana terytoriów odbyła się z inicjatywy polskiej i miała przynieść nam korzyści ekonomiczne.
W 1951 roku władze Związku Radzieckiego skłoniły Polskę do oddania tzw. kolana Bugu, ziem bogatych w węgiel kamienny i czarnoziemy. W skład terytorium ZSRR wszedł wówczas pas ziemi położony w widłach Bugu i Sołokiji wzdłuż linii kolejowej Rawa Ruska-Krystynopol z miejscowościami Bełz, Krystynopol, Uhnów oraz m.in. Korczów, Tuszków, Przemysłów, Wierebiąrz, Rusin, Waręż, Uhrynów, Piaseczno. Rosjanie zbudowali tam wkrótce kilka kopalń, a na miejscu Krystynopola powstało duże miasto górnicze, nazwane Czerwonogradem. W zamian za tę tzw. Sokalszczyznę Polska otrzymała Ustrzyki Dolne i ziemie w Bieszczadach, a więc obszar podgórski o słabych glebach i z wyczerpanymi złożami ropy naftowej. Wymiana terytoriów objęła 480 km kw.
Oficjalnie podawano, że zamiana terytoriów odbyła się z inicjatywy polskiej i miała przynieść nam korzyści ekonomiczne. Tymczasem ZSRR przejął ważną linię kolejową przebiegającą nad Bugiem, doskonałe pszenno-buraczane tereny uprawne oraz bogate i łatwo dostępne złoża węgla kamiennego. Polskę zapewniano, że otrzymuje tereny ze złożami ropy naftowej co, jak pokazała przyszłość, okazało się nieprawdą...
- Nasz ojciec był przedstawicielem Uhnowa na spotkaniu w Berezie z Rosjanami i Cyrankiewiczem - dopowiada A. Paszkowski. - Powiedział wówczas, że nie chcemy się nigdzie przeprowadzać bo w Uhnowie są groby naszych przodków...
Jednak nikt tego nie słuchał. 17 tys. mieszkańców okolicy otrzymało wybór. Albo przenoszą się na polski brzeg, migrują w Bieszczady, albo... na Ziemie Zachodnie. 22 rodziny z Uhnowa, a raczej jego części, Zastawia, wsiadły do pociągów. Cztery transporty po 15 rodzin. Każda miała na swój dobytek trzy wagony. Jechali dwa dni. Wcześniej znali podgubińskie Niemaszchleba tylko jako kropkę na mapie. Znów blisko granicy.
- Gdy przyjechaliśmy, na każdą rodzinę czekał dom z wyremontowanymi dwoma izbami i kuchnią - opowiada. - Lepiej mieli ci, których przywieziono tutaj w latach 1945 i 1946. Zastali wszystko po Niemcach. Później całe dobro było już rozszabrowane.
Starsi tygodniami spali na tobołkach. Byli przekonani, że lada dzień wrócą do Uhnowa. Tak zresztą mówiono w radiu Wolna Europa. Przecież nieraz kazano im już uciekać, a oni zawsze wracali. Przestali wierzyć dopiero po trzech, czterech latach. Młodym tutaj się podobało. Lepsze domy, Gubin, miasto, które było całe murowane i te... autobusy. W Uhnowie podróżowało się tylko koleją.