Koniec pobłażania bomberom. Kolejne wyroki sądów skazują sprawców fałszywych alarmów bombowych na kary bezwzględnego więzienia. Boli też konieczność naprawienia szkody, bo te idą w grube tysiące złotych.
To nieprawda, że z alarmem „Macie u siebie bombę!” dzwonią lub mailują tylko pijani desperaci. Majowa akcja w trakcie ostatnich matur pokazała, że może to być wydarzenie całkiem trzeźwo zorganizowane na krajową skalę. Historia najnowsza wskazuje też, że za alarmem stać może ojciec dziecka, które nie przygotowało się do lekcji albo żądny odwetu emerytowany górnik.
Strach, ewakuacja, koszty
Fałszywe alarmy bombowe to już plaga. Tylko w Toruniu od początku roku doszło do blisko dziesięciu. W styczniu ładunek wybuchowy miał rzekomo grozić studentom i pracownikom Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. Wszystkich ewakuowano.
Potem strach padł na UMK. Rektor zarządził ewakuację wszystkich budynków uniwersytetu w mieście. Również w styczniu fałszywie alarmowano o bombie rzekomo podłożonej w budynku przy ul. Bema, gdzie mieści się m.in. Kaufland. Znów był popłoch i ewakuacja.
W maju, podobnie jak w wielu miejscach kraju, fałszywe alarmy przeżyły ponadgimnazjalne szkoły przeprowadzające matury. W tym samym miesiącu fałszywie alarmował o zagrożeniu także Wojciech R., twierdząc, że bomby są w trzech siedzibach Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych (TZMO).
- Na miejsce dyżurny skierował zarówno patrole prewencji z kryminalnych z Torunia i z komisariatu w Dobrzejewicach, jak i patrol rozpoznania minersko-pirotechnicznego. Policjanci we wszystkich siedzibach dokonali rozpoznania i sprawdzeń - meldowała Wioletta Dąbrowska, rzeczniczka policji w Torunia.
Scenariusz reagowania za każdym razem jest podobny. Po pierwsze, organizowana jest ewakuacja, często setek czy tysięcy ludzi. Po drugie, natychmiast na miejsce kierowane są służby ratunkowe. Po trzecie, do akcji wkraczają policjanci, pirotechnicy, straż pożarna. Sprawdzony musi być każdy zakątek, uliczka, załom. Równolegle do gry wkraczają kryminalni i śledczy, by ustalić, kto za fałszywym alarmem stoi.
Pijany nad jeziorem
46-letniemu Wojciechowi R., któremu prokuratura zarzuca fałszywy alarm w TZMO, grozi - jak każdej takiej osobie - kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Niebawem stanie przed Sądem Rejonowym w Toruniu.
O tym mieszkańcu Gronowa pod Toruniem wiadomo tyle, że we wsi się go boją, wchodził już w konflikty z prawem, a dzwoniąc pod „112” mógł być pijany. Gdy po pewnym czasie policjanci znaleźli go w ośrodku wypoczynkowym w Kamionkach, miał w organizmie ponad 3 promile alkoholu. Co go łączy z TZMO? Osoba pewnej kobiety, której groził.
Zemsta emeryta: 8 miesięcy
Dla osób takich, jak Wojciech R. mamy przykrą informację. Od kilku lat sądy coraz surowiej traktują bomberów.
Fałszywe alarmy stają się plagą naszych czasów i karanie pracami społecznymi odchodzi do przeszłości. Przypomnijmy najgłośniejsze sprawy w kra-ju i wyroki.
Na 8 miesięcy bezwzględnego więzienia skazał Sąd Rejonowy w Głogowie emerytowanego górnika, który fałszywym alarmem sparaliżował kopalnię ZG Ruda.
W nocy 7 kwietnia 2016 r. Władysław N. z Głogowa zadzwonił na centralę Zakładów Górniczych „Rudna”, należących do KGHM Polska Miedź SA i poinformował o podłożeniu bomby pod jednym z szybów.
W kopalni wstrzymano produkcję, ewakuowano prawie 300 osób i wezwano służby przeszkolone w odnajdowaniu ładunków wybuchowych. Na szczęście alarm okazał się fałszywy, a jego autor szybko wpadł w ręce mundurowych. Prawdopodobnym motywem emerytowanego górnika była chęć odwetu na pracodawcy.
Straty spowodowane m.in. zatrzymaniem wydobycia, ewakuacją i kosztami transportu pracowników KGHM Polska Miedź SA oszacowała na ok. 400 tys. złotych. Po ogłoszonym w Głogowie wyroku (2017 r.) zapowiedziała, że na drodze cywilnej będzie dochodzić finansowej satysfakcji.
Protest Janusza Cz.: 2 lata
W grudniu ub.r. zapadł wyrok w sprawie Janusza Cz., który wywołał fałszywy alarm w Centralnym Szpitalu Klinicznym MON w Warszawie. Kara: 2 lata bezwzględnego więzienia.
Ten 46-letni mężczyzna dwa fałszywe alarmy uskutecznił w maju 2018 roku. Wtedy, gdy w lecznicy znajdował się Jarosław Kaczyński. Dzwonił z Francji. Zatrzymany został w lipcu, gdy przyjechał do Polski.
Śledczym tłumaczył się tym, że, po pierwsze, był pod wpływem alkoholu. Pod drugie zaś, alarmy miały być formą protestu przeciwko specjalnemu traktowaniu przez służbę zdrowia polityków, podczas gdy zwykli ludzie długo czekają w kolejkach na zabiegi.
O karę bezwzględnego wiezienia wnosiła dla niego prokuratura. Argumentowała, że naraził życie i zdrowie wielu pacjentów, o personelu medycznym nie wspominając.
Bomba w sądzie: pół roku
Na wieść o bombie w Sądzie Rejowym w Kielcach zapanował popłoch. Telefon 18 grudnia 2018 roku na numer alarmowy wykonał Alfred K. Na nogi poderwały się służby ratunkowe, ewakuowano pracowników, a policjanci sprawdzali każdy zakamarek budynku. Szczęśliwie niczego nie znaleziono.
Ten sam sąd po pół roku pochylał się nad Alfredem K. Wyrok wydał w czerwcu br. i nie należy on do łagodnych. Mężczyzna skazany został na pół roku bezwzględnego więzienia oraz zapłatę nawiązki i świadczeń - po 10 tysięcy złotych. Sędzia Elżbieta Sajtyna w uzasadnieniu wskazała, że jedyną okolicznością łagodzącą w tej sprawie było to, że oskarżony przyznał się do winy. Nie zasługiwał na karę w zawieszeniu, bo „kierowały nim nuda i alkohol”, a konsekwencje były poważne.
Lotnisko Modlin: 1,5 roku
„Jest bomba na lotnisku. Nie wiem, co się będzie działo, ale ma pierd…ć bomba dzisiaj na lotnisku. O 11.33. Wieczorem. Do widzenia. Więcej informacji nie powtórzę” - taki komunikat usłyszał pracownik infolinii w porcie.
Był wielkanocny wieczór 27 marca 2016 roku. Lotnisko Modlin spodziewało się jeszcze lądowania kilku samolotów. Nie trzeba tłumaczyć, jak fałszywy alarm sparaliżował pracę lotniska, rozkład lotów, plany podróżnych i personelu.
Jak się okazało, telefon wykonano z imprezy urodzinowej w domu w podwarszawskim Pomiechówku. Nikt się do niego nie chciał przyznać, więc policjanci zatrzymali najpierw wszystkich 21 imprezowiczów.
Autor alarmu, Karol J., został skazany na karę półtora roku bezwzględnego więzienia, a także zapłatę 40 tys. zł nawiązki na rzecz lotniska w Modlinie oraz 70 tys. zł dla Ryanaira. Prokuratura nie odpuściła tym, którzy go kryli. Cztery osoby oskarżyła o składanie fałszywych zeznań.
Trzeźwy tatuś w zawiasach
O łaskawości sądu może natomiast mówić Piotr D., skazany w 2016 r. przez Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Ten 31-letni wówczas tatuś, zupełnie trzeźwy, fałszywie alarmował o bombie w szkole w Gorzkowicach. Powód? Jego syn, uczeń I klasy, nie był przygotowany do lekcji. Ojca przebadano psychiatrycznie. Był poczytalny.