Tam, gdzie Jaruzelski miał dowodzić inwazją na Skandynawię
Wydaje nam się, że po tylu latach od upadku PRL, poznaliśmy już chyba wszystkie tajne obiekty z tamtego okresu. Podczas wakacyjnych wędrówek trafiłem jednak do miejsca, które za czasów PRL było znane tylko ścisłemu dowództwu armii, a do zwiedzania udostępniono je zaledwie trzy lata temu. To podziemne miasto na wyspie Wolin, nazwane tak nieco na wyrost, bo do miasta mu jednak sporo brakuje.
Znajduje się trzy kilometry na wschód od gazoportu w Świnoujściu, głęboko ukryte w lesie. Przed II wojną światową Niemcy wybudowali tu schrony bojowe dla czterech dział artylerii nadbrzeżnej, które miały chronić port w Świnoujściu, wraz z bunkrem dowodzenia. Potężne działa, każde kalibru 15 cm, były obsługiwane przez około 200 żołnierzy, dla których zbudowano pod ziemią całe zaplecze z kwaterami, zapasami żywności i amunicji, sanitariatami i prysznicami.
Po wojnie działa zostały częściowo wysadzone, częściowo zdemontowane. Same bunkry zachowały się jednak w dobrym stanie. Przez długi czas Polacy niespecjalnie wiedzieli co z nimi zrobić. Wreszcie w latach 60. zostały połączone tunelem długości jednego kilometra, a cały kompleks stał się zapasowym stanowiskiem dowodzenia dla wojsk, które w planach Układu Warszawskiego miały dokonać inwazji na kraje skandynawskie, przede wszystkim Danię, i Beneluks. W podziemnym stanowisku dowodzenia bywał między innymi generał Wojciech Jaruzelski, o czym przypomina jego odpowiednio przystrojony manekin posadzony przy biurku w głównym bunkrze.
Placówka zadbała o odpowiedni wystrój wnętrza z epoki. Są tam oryginalne meble z epoki, środki łączności, szyby, na które nanoszono ręcznie wizualizację sytuacji radarowej.
Są jednak rzeczy, które robią większe wrażenie, choćby rozwieszone na ścianach oryginały map z czasów zimnej wojny, pokazujące hipotetyczną linię frontu w 25 dniu wojny, z zaznaczeniem miejsc desantów spadochronowych armii Układu Warszawskiego i stref porażenia bombami. Gdyby to wszystko miało się wtedy ziścić...
Po zwiedzeniu zostaje jeszcze refleksja, czy ktoś się jednak nie pospieszył z odtajnieniem tego obiektu.