
Przez remont elektrowni wodnej w muzeum zbudowano tamę na Słupi. Spadek poziomu wody zagroził rybom, i to jakim, jednak udało się je uratować.
Na kanale przy Muzeum Pomorza Środkowego postawiono tamę, by obniżyć poziom wody. To początek zaplanowanego na trzy miesiące remontu zabytkowej elektrowni wodnej. Ale wraz z pojawieniem się tamy w tym miejscu kanału drastycznie obniżył się poziom wody na położonej wyżej przepławce dla ryb, którą zawiaduje zarząd okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Słupsku. W pułapce znalazło się mnóstwo ryb.
- Troć, strzeble, węgorze, głowacze, minogi, szczupak i przede wszystki łosoś - wylicza Teodor Rudnik, szef słupskiego związku wędkarzy. - Szczególnie łosoś, bo okazało się, że doszło u nas do tarła. To ewenement! Myślano, że w polskich rzekach do tego nie dochodzi ze względu na zmieniony genotyp tych ryb. A tu sukces, i to w Słupi!
Wędkarze mówią, że zostali zaskoczeni pracami na rzece i nagle mieli problem z rybami. Pomógł pracownik Parku Krajobrazowego Doliny Słupi.
- To była rutynowa akcja i udało się te ryby uratować - skromnie mówi Józef Wysokiński z parku krajobrazowego, który pomógł wędkarzom.
- Pewnie pracownicy firmy, którzy wygrali przetarg na remont elektrowni, nie wiedzieli, jakie mogą być konsekwencje zablokowania rzeki. Szkoda, że nas muzeum nie zawiadomiło - mówi Teodor Rudnik.
Tymczasem pracownicy muzeum już trzy miesiące temu wysłali pismo do PZW o remoncie.
Zabytkowa turbinaw końcu do naprawy
Remont elektrowni wodnej w młynie zamkowym zaczął się z problemami dla wędkarzy i ryb.
- Od 2001 roku nie było takiej sytuacji, że tak spadł poziom wody. Od budowy przepławki nie zdarzyło się, by były w niej uwięzione ryby - mówi Józef Wysokiński z Parku Krajobrazowego Dolina Słupi.
- Słowa wędkarzy są dla mnie niezrozumiałe. O naszych planach zawiadomiliśmy związek pisemnie, i to już trzy miesiące temu. Nie doczekaliśmy się jednak odpowiedzi - dziwi się Ewa Pawlukiewicz, kierownik działu kadr i administracji w Muzeum Pomorza Środkowego. - Przypominaliśmy im o tym nawet na dzień przed początkiem prac - dodaje.
Na szczęście problem z rybami udało się rozwiązać, zostały tylko problemy z samym remontem.
- Musimy go przeprowadzić. Elektrownia produkowała prąd do czerwca ubiegłego roku. Wtedy turbina, a to jeszcze jest zabytkowa turbina Francisa (woda ze zbiornika górnego wpływa całym obwodem na łopatki kierownicze i wówczas przyspiesza, a następnie zasila wirnik roboczy), uległa awarii. Poszukaliśmy więc dofinansowania i udało się - tłumaczy pani kierownik.
Zaplanowany na trzy miesiące remont ma kosztować 244 tysiące złotych, z czego 160 tysięcy pochodzi z Funduszu Ochrony Środowiska, a resztę dodał urząd marszałkowski w Gdańsku.
Z remontem muzeum miało spory zgryz. Pierwszy przetarg się nie udał, dopiero w drugim znaleziono wykonawcę. W kraju bowiem nie ma wielu firm potrafiących zregenerować zabytkowy napęd i turbinę Francisa.
Lada dzień ma zostać wy-jęty cały zespół hydronapę-du. Do tego potrzebne było spuszczenie wody, a w zasa-dzie duże obniżenie poziomu przy zamkowym młynie. Turbina zostanie wyremontowana i wróci na swoje miejsce przymłynie.
Po około trzech miesiącach elektrownia znowu ma produkować prąd. Wcześniej muzeum wydzierżawiało elektrownię firmie, która ma wyżej, przy wyspie Młyńskiej, drugą elektrownię wodną na rzecze w Słupsku. Po remoncie to samo muzum będzie producentem prądu.
- Można powiedzieć, że dzierżawca wyeksploatował naszą elektrownię i jak się zepsuła - zostawił ją. Jeszcze w tym roku to my będziemy sprzedawać prąd z niej Enerdze - mówi Ewa Pawlukiewicz.