Takie mecze jak ostatni z Treflem też potrzebne
Stelmet zgodnie z oczekiwaniami pokonał w zaległym meczu Trefl Sopot 102:79. Nasi nawet nie musieli na dłużej włączać wyższego biegu.
Mecz wyglądał tak jak się spodziewano. Trefl na początku próbował dotrzymywać kroku Stelmetowi. Udawało się mu wówczas, kiedy gospodarze nie mogli się wstrzelić. Jak już zaliczyli serię trafień, goście byli bez szans. To był mecz z gatunku tych, które trzeba zaliczyć. Nasi byli zbyt mocni, a także podeszli bez niepotrzebnego luzu do rywala.
Z kolei Trefl od początku nie wierzył, że coś może w Zielonej Górze zdziałać. Z drugiej strony takie pojedynki też są potrzebne. Trener Saso Filipovski nie musiał ryzykować i desygnować na parkiet Dejana Borovnjaka. Serb podczas jednego z treningów doznał urazu palca. Pewnie gdybyśmy walczyli z silniejszym rywalem masażyści zrobiliby wszystko by mógł pomóc drużynie.
Na szczęście nie było takiej potrzeby
Już w połowie drugiej kwarty pojawił się na boisku 18-letni Marcel Ponitka, który zazwyczaj dostawał szansę o wiele później. Zagrał dobrze, zaliczył największą w tym sezonie zdobycz punktową w ekstraklasie (9 pkt, 3/4 rzutów z gry - 75 proc.), a minuty spędzone przez niego w meczu ligowym z pewnością będą w przyszłości procentować.
Statystyki obrazują przewagę Stelmetu
Z gry mieliśmy 58,7 proc. (37/63), a Trefl 43,1(25/58). Za dwa 69,4 proc. (25/36), a rywale 39,5 (15/38). Co ciekawe, ekipa z Sopotu była lepsza w ,,trójkach” - 50,0 proc. (10/20), przy naszych 44,4 (12/27). Stelmet zmarnował cztery wolne - 80,0 proc. (16/20), Trefl siedem - 76,0 (19/26). Zbiórki były dla nas: 35:28, asysty również 27:20. Strat miał mniej Trefl 13:14.
Tak więc było łatwo i przyjemnie. Jedyną chmurą na tym jasnym niebie jest uraz Nemanji Djurisicia.
Czarnogórzec w drugiej kwarcie, w przypadkowym starciu, doznał urazu nosa. Krwawił, nie wyszedł już na parkiet. Warto przypomnieć, że w jednym z grudniowych spotkań w Eurolidze doznał złamania nosa, musiał pauzować, a potem grał w specjalnej masce.
- Staramy się poważnie podchodzić do każdego rywala - powiedział Łukasz Koszarek. - Tak też było w meczu z Treflem. Przewaga była po naszej stronie i wygraliśmy to spotkanie bez problemów. Skąd ta nasza chwila słabości w trzeciej kwarcie, kiedy rywal zdobył kolejno dziesięć punktów? Przegrupowaliśmy siły na boisku. Trener zdenerwował się, wziął czas, były nowe wskazówki. Wróciliśmy na stare tory i do końca już było spokojnie.
Tyle kapitan Stelmetu. Teraz zielonogórzan czeka teraz spotkanie z Polfarmeksem, zespołem który ma znacznie większe ambicje i mocniejszy zespół niż Trefl. Do tematu wrócimy w jutrzejszej ,,GL”