Tak naprawdę życie fotoreportera składa się z całych serii porażek
Dostał kolejną ważną nagrodę i jest już najbardziej utytułowanym twórcą DZ w dziejach naszej gazety. Pokazuje Śląsk, ale daleko poza Śląskiem zachwycają się jego kunsztem. Z Arkiem Golą, świetnymfotoreporterem DZ, rozmawia Marek Twaróg.
Niestety, za każdym razem, gdy rozmawiamy o Śląsku i fotografii, w końcu wpadamy w pułapkę kombatanckich wspominek. Wiesz o tym dobrze.
No wiem, wiem. Zawsze tak jest.
No to pamiętasz te familoki, tamtą kopalnię, wyjazd do Kielc, Rzym nocą…
Jednak?
Nie, nie, nie martw się, oczywiście nie będziemy o tym gadać. Spójrzmy w przód. Bo ty nie lamentujesz i nie tęsknisz za starym światem fotografii.
Nie. Najważniejsze, co przed nami. Cieszę się, że fotografują wszyscy i fotografia jest wszędzie, że każdy może publikować, że wszyscy posługują się językiem obrazu. Jestem fotografem, więc to świetnie. Nie ma co wzdychać za fotografią analogową, gdzie monopol na zdjęcia i wywoływanie obrazu miała niewielka grupa specjalistów. W ciemni spędzałem wtedy całe godziny, dzisiaj zamiast tego mogę więcej fotografować. Dziś jest prawdziwa konkurencja i sama sprawność techniczna to za mało. Ciekawe czasy. Trzeba tylko poprzez zdjęcia mieć coś do powiedzenia.
A w teren wciąż się jeździ, jak dawniej.
To jest istota tego zawodu. Sprawność techniczna w fotografii jest ważna, bo po prostu trzeba mieć dobre zdjęcie z wydarzenia, które o czasie można wysłać do redakcji. Ale w terenie uczysz się czegoś znacznie ważniejszego - jak radzić sobie w sytuacjach ekstremalnych, jak nie dać się ponieść adrenalinie. Pamiętasz, jak przyjechaliśmy na pogrzeb Papieża i kolejka do bazyliki była monstrualna, a redakcja zdjęć potrzebowała natychmiast?
Chyba prześlizgnęliśmy się gdzieś bokiem.
Właśnie. Poradziliśmy sobie, zdaliśmy egzamin, ile takich sytuacji było… Ciągła nauka w trudnych sytuacjach, jak i przy spotkaniach z bohaterami. To wspaniałe, że rano rozmawiam z naukowcem, robiąc zdjęcia jego nowego wynalazku, po południu fotografuję rodzinę, której przecieka dach, a wieczorem idę zrobić zdjęcia z meczu ekstraklasy. Emocje przeróżne.
Ale największe emocje czujesz na naszym Śląsku. Pogadajmy więc o Śląsku twoim. Takim, jakim go widzisz. Zarzucają ci, że na twoich fotografiach nie jest piękny…
Niektórzy mówią, że jest piękny, niektórzy, że to estetyka brzydoty, a innym się skrajnie nie podoba. Słyszę też głosy, że kiedy wysyłam dalej tego typu zdjęcie - jak to, które ostatnio wygrało w konkursie - to maluję nasz Śląsk stereotypami, od których tak bardzo ten region chce się wyzwolić. Oczywiście, Śląsk nie jest tylko taki, jak na moich zdjęciach, ale taki też jest. A ja fotografuję tylko to, co mnie interesuje. Jeżeli chodzi o fotografowanie Śląska od a do zet, czyli takiego, w którym są i piękne miejsca, wspaniałe imprezy kulturalne, ale też właśnie bieda i zdegradowane środowisko, to polecam nasz „Dziennik Zachodni”. Moje zdjęcia w gazecie to wszystkie tematy i gatunki. A wystawa to inna sprawa.
Wiesz, ja myślę, że ten nasz Śląsk jest piękny, ale emocjami. Ostatecznie codziennie nas jakoś tam porusza. Mam nadzieję, że nie brzmi to górnolotnie.
Zawsze, gdy otwieram swoją wystawę, mówię, że zapraszam do obejrzenia mojej, autorskiej wystawy, z podkreśleniem słowa „autorskiej”. Moja autorska fotografia to miejsca, które mnie interesują, czyli obrzeża, często zapomniane i biedne. Nie interesuje mnie walka ze stereotypami, pasjonuje mnie socjologia w fotografii i fotografia w socjologii. Lubię przemysł, chcę pokazywać człowieka w pracy i po pracy.
No to na Śląsku socjologicznych refleksji masz bez liku.
Śląsk - nie tylko dla mnie przecież - to najlepsze miejsce do życia i fotografowania. Bardzo rzadko fotografuję poza aglomeracją, jeżeli tak się zdarza, to jest to raczej zlecenie redakcji. Mamy tu tyle fantastycznych tematów! Żal wręcz, że jakaś instytucja w województwie nie robi na dużą skalę pełnej dokumentacji uciekającego śląskiego świata. Kilku zapaleńców prywatnie, po pracy, fotografuje i filmuje otoczenie, ale to nie wystarczy.
Na szczęście są jeszcze filmowcy, malarze, pisarze, na końcu dziennikarze. To może razem uda nam się trochę tego starego Śląska zatrzymać?
Mamy takich ludzi. Nie będę tu oryginalny, duży wpływ na mnie miały filmy Kutza, trochę kino Majewskiego. Inspiruje mnie malarstwo intuicyjne, szczególnie Grupa Janowska sprzed lat, ale też Marek Idziaszek. Podobnie jak cudowna prostota i minimalizm w malarstwie Romana Nowotarskiego albo symbolika rzeźby Krzysztofa Nitscha. To wszystko ludzie ze Śląska, a nawet z najbliższej okolicy (Nowotarski mieszka w Zabrzu, Erwin Sówka w Katowicach, Idziaszek w Goduli). Znamy się, spotykamy. Każdy z nas ma swój pomysł i sposób pokazywania Śląska.
A gdybyś chciał sfotografować coś najpiękniejszego, twoim zdaniem, na Śląsku, to co by to było?
Wybrałbym hałdy...
Hałdy najpiękniejsze? Chyba tylko Szarlota w Rydułtowach.
Ktoś powie, że mi odbiło, ale trudność w podejściu do tego surowego, czarnego krajobrazu polega na próbie wyłapania estetyki, niespotykanej nigdzie indziej perspektywy i skali. Uważam, że na swój sposób piękne są też warsztaty w kopalniach. Fascynuje mnie zderzenie ich industrialnej surowości z próbami udomowienia tych miejsc, upiększenia ich przez pracujących tam ludzi.
Kiedyś dostałeś nawet nagrody za hałdy, chyba na BZ WBK Press Photo. A ten twój Śląsk widziany z hałdy - Kochłowice, Bykowina, Zabrze? Zastanawiałeś się, dlaczego tak ci leży ten temat?
Są fotografowie, którzy wyjeżdżają w dalekie podróże, korzystają z miejscowych przewodników, próbują wejść głębiej w klimat. Mają określony czas na te zdjęcia i... mimo wszystko czasem kiepsko to wygląda. Podobnie na Śląsku - tu też przyjeżdża wielu bardzo dobrych fotografów. Są tu kilka dni, czasem kilka tygodni i jadą dalej. Ale tak się tutaj nie da. Pytasz, dlaczego śląskie tematy tak mi leżą? Bo ja na fotografowanie tego najbardziej fascynującego regionu w Europie mam całe życie i mogę czekać i czekać, aż znajdę to, co chcę i co czuję.
Opowiedz, jak pracujesz. To nie jest, że mówisz sobie: „Teraz od 8 do 15 będę chodził po Zandce i robił zdjęcia…”.
Staram się wykorzystywać okazje. Jedną z takich miałem w 1991 roku, kiedy zaczynałem pracę w „Głosie Zabrza i Rudy Śląskiej”. Wysłano mnie na zdjęcia na wieczorek poezji romskiej. Przychodzę i widzę - jakaś Cyganka recytuje wiersze, obok tańczą dzieci, zespół gra. Zrobiłem parę zdjęć, a ta Cyganka prosi o zdjęcie na pamiątkę. No jasne. Wymiana adresów. Jakiś czas później z kilkoma odbitkami pukam do jej drzwi. Zaprasza mnie do środka. Pijemy herbatę. Pytam, czy mogę zrobić kilka zdjęć jej dzieciom. Zgadza się. Mijają tygodnie, potem lata. Robię ślub jej siostry, potem chrzest, inne rodzinne wydarzenia, odwiedzam ich co jakiś czas. I tak się porobiło, że od lat uczestniczę w życiu tej familii. Piękna sprawa. Albo inna sytuacja: przed kilku laty prof. Kazimiera Wódz z Wydziału Socjologii Uniwersytetu Śląskiego zaprosiła mnie do współpracy w międzynarodowych badaniach. Temat dotyczył ludzi w dzielnicach robotniczych, gdzie zakłady pracy już nie istnieją. Wcześniej socjologowie zrobili badania, przeprowadzili wywiady, robili też zdjęcia, ale jednym z wymogów tego projektu były też zdjęcia z mieszkań. Z tym mieli kłopot, dlatego zwrócili się do mnie. Chodziłem po dzielnicach, pukając od drzwi do drzwi. Gdy wróciłem ze zdjęciami, projekt był zapięty na ostatni guzik. A ja miałem niezłe zdjęcia.
Pomaga ci to, że mówisz po śląsku.
To zbliża. Lubię górnictwo, umawiam się czasem do kopalni, chcę zjechać na dół o 6 rano i czuć ten zapach starego smaru, chodzić po przeróbce lub posiedzieć na warsztacie. Ludzie tam muszą mi zaufać. Fotografowanie to jedno, ale ja po prostu lubię spędzać czas w ten sposób. Biorę urlop w pracy tylko po to, by pobyć w kopalni albo wałęsać się po hałdzie. Czuję, że żyję. Zabijanie się cały czas po to, żeby gdzieś zarobić stówę więcej, jest po prostu bez sensu.
Zdjęcie, które właśnie wygrało kategorię „Sport” na konkursie Grand Press Photo, też zrobiłeś podczas jednego ze spacerów.
Szedłem po prostu przez Świętochłowice. Na podwórku chłopcy grali w piłkę. Podobało mi się, że do jednej bramki (za bajtla też tak grałem). W końcu postanowili strzelać sobie karne. Bramkarz - ten, którego akurat sfotografowałem - na chwilę przed strzałem chyba trochę się bał, cały się skulił, zaraz ktoś miał strzelić bombę na bramkę. Cały ten obraz jest na swój sposób dramatyczny, ale dla mnie piękny. Taki też jest sport.
No dobra, ale szczerze, to jest tak, że widzisz obraz i już wiesz, że to jest symbol, czy po prostu robisz zdjęcie, patrzysz potem i mówisz „o cholera, przecież to ma jakieś znaczenie”?
Tej symboliki zawsze szukam. Fotografia musi coś nieść. Lecz wiem też, że im jest ona prostsza w formie, tym lepsza, nie powinna być przekombinowana. Nie lubię wydziwiania i sztuczności. Fajnie jest, jak ktoś staje przed zdjęciem, nie analizuje go na tysiąc możliwych sposobów, tylko pierwsze, co mu przychodzi do głowy, to „tak, podoba mi się”.
A wracasz do starych zdjęć? Pytam, bo mam na ścianie twoją „Śląską riwierę”, która zresztą też zdobyła nagrody w konkursie Polskiej Fotografii Prasowej, i mam wrażenie, że z roku na rok nabiera ten obraz bardziej uniwersalnego znaczenia.
Tak, tamtego miejsca już nie ma. Faktem jest, że z czasem zdjęcie nabiera innego znaczenia, ale wracam do zdjęć głównie wtedy, gdy myślę nad kolejnymi wystawami czy publikacjami. Miewam też sytuacje, kiedy widzę superciekawą historię i dostrzegam w niej niezwykły potencjał. Na adrenalinie fotografuję z prawa i z lewa, staram się wyciągnąć maksimum. Potem wrzucam te zdjęcia do komputera i zostawiam na jakiś czas. Po kilku tygodniach wracam do nich. Lubię, gdy wtedy okazuje się, że są dobre i trafiłem.
Tysiące ludzi, którzy próbują robić zdjęcia komórkami, aparatami, czymkolwiek, nie wybaczyliby mi, gdybym nie zapytał: jest jakiś przepis na dobre zdjęcie? Przecież są zasady - kompozycja, światło itd. Czy dobre zdjęcie zawsze trzyma się tych klasycznych zasad sztuki fotografii, czy chodzi o coś zupełnie innego?
Zasady tak, są opisane w każdej książce fotografii. Ale coś innego też jest… Nie rób zdjęć wszystkiemu. Najpierw trzeba zobaczyć, potem zrozumieć, a potem zinterpretować. I trafić w punkt. Fotografuje się sercem.
Sercem? No właśnie, więc nie wiem… Czy ja, który nawet na wakacjach nie umiem zrobić dobrych zdjęć, też mógłbym powalczyć o nagrody w konkursach? A - powiedzmy - mam tylko komórkę w ręku?
Dzisiaj telefony już chyba bardziej nadają się do fotografowania i filmowania niż do telefonowania. Weź komórkę i czekaj na moment.
To chwilkę, otworzymy na końcu kącik dla profesjonalistów, w porządku?
Będziesz pytał o sprzęt?
A sprzęt nie jest ważny?
Nie należy się zniechęcać, kiedy mamy tylko telefon w kieszeni. Jeszcze kilka lat temu profesjonalne lustrzanki nie miały takiej rozdzielczości jak dzisiejsze smartfony. Ja fotografuję… Canonem 5 i Fuji x100, w większości używam jasnych obiektywów szerokokątnych. Oczywiście jeśli trzeba, wyciągam teleobiektyw, ale rzadko.
To coś jak zestaw starego - pardon - mistrza. Wiesz, że jesteś dziennikarzem, fotoreporterem, który zdobył najwięcej nagród w całej historii naszego tytułu i zespołu DZ?
Zawsze pamiętam powiedzenie, że jesteś tak dobry jak ostatnie twoje zdjęcie. Tak naprawdę życie fotoreportera składa się z całych serii fotograficznych porażek, a raz na jakiś czas coś wychodzi. Cieszę się z tej nagrody, ale mam świadomość, że przy innym składzie jury to zdjęcie mogłoby w ogóle nie zostać wzięte pod uwagę. Akurat w tym roku bardziej doceniano zdjęcia zaangażowane społecznie.
Arek Gola,
fotoreporter DZ. Absolwent Instytutu Kreatywnej Fotografii Uniwersytetu Śląskiego w Opawie (Czechy). Jako fotoreporter prasowy pracuje od 1991 roku. Od 18 lat w redakcji DZ. Zdobył nagrody w konkursach, m.in. Polskiej Fotografii Prasowej, BZ WBK Press Foto, Newsreportaż. Pierwsze miejsce w konkursie fotograficznym firmy „Bayer” Ekologia w obiektywie 2003, nagrody w konkursie Śląskiej Fotografii Prasowej, Grand Press Photo. Dziennikarz Roku DZ 2003. Stypendysta marszałka województwa śląskiego w dziedzinie kultury. Jego zdjęcia znajdują się w zbiorach Muzeum Śląskiego, muzeach katowickich, zabrzańskich, krakowskich i w Ołomuńcu. Jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Autor albumów „Ludzie z węgla”, „Nie muszę wracać…” i „Stany graniczne”. Wystawy w kraju i za granicą (Czechy, Francja, Niemcy, Belgia, Słowacja). Mieszka w Zabrzu.