Tajna broń naszych skoczków, czyli kombinezon musi być jak garnitur
Kiedy nasi skoczkowie lecą po kolejne sukcesy, tak jak np. w 2017 r. po złoty medal na mistrzostwach świata w Lahti czy w tym roku po brązowy krążek na olimpiadzie w Pjongczangu, nie wszyscy wiedzą, że robią to w kombinezonach szytych w Szczyrku, w firmie Huligan’s, prowadzonej przez Marcelinę i Stefana Hulów. Tak, tak, to ten Stefan Hula junior, który jest nie tylko znakomitym skoczkiem narciarskim, ale poza sezonem sportowym pomaga żonie w szyciu właśnie takich kombinezonów.
Trzeba też wiedzieć, że to wyjątkowo nietypowa branża - każda reprezentacja ma swoją firmę, która szyje dla niej stroje; specyficzny jest sam materiał, z którego one powstają; najdrobniejsze szczegóły mogą zadecydować o sukcesie czy porażce, zaś wszelkie rozwiązania strzeżone są jak największe tajemnice.
- Pomysł założenia firmy pojawił się po zakończeniu sezonu narciarskiego w 2012 roku. Podsumowywano wtedy starty naszych zawodników. Omawiane były różne kwestie, w tym taka, że kombinezony ich zawiodły. Z racji, że mój mąż i jego koledzy wiedzieli, jakie zmiany chcieliby wprowadzić w kombinezonach, jaki uzyskać efekt, stwierdziliśmy, że spróbujemy takie uszyć i zobaczymy, co z tego wyjdzie - opowiada Marcelina Hula.
Decyzja o szyciu kombinezonów była spontaniczna. Marcelinę i Stefana Hulów wspomógł ich szwagier, który zamówił i pożyczył im pieniądze na pierwszą rolkę specjalnego materiału. Gdy już rolka została zamówiona, nie było wyjścia - trzeba było zakasać rękawy i chwycić byka za rogi...
Materiał jak skóra foki
Materiał do produkcji kombinezonów musi mieć specjalny certyfikat. To półcentymetrowy kompozyt składający się z pięciu warstw. W dotyku jest jak skóra foki - gładka „z włosem” i niezwykle szorstka w przeciwną stronę. Materiał musi być dodatkowo nierozciągliwy i nie zmieniać swoich wymiarów, bo właśnie za przekroczenie wymiarów kombinezonu najłatwiej zostać zdyskwalifikowanym. W czasie zawodów każdy zawodnik jest przez federację FIS mierzony, a różnica między wymiarami kombinezonu a obwodem zawodnika nie może przekroczyć 2 cm. Takie materiały produkują tylko dwie firmy na świecie. Huligan’s korzysta z materiału tworzonego w Szwajcarii.
Marcelina Hula przyznaje, że mimo iż jest po studiach włókienniczych, a wcześniej zajmowała się projektowaniem odzieży, to nigdy nie miała do czynienia z tak specyficznym materiałem. - Jest trudny w obróbce - elastyczny, ulega rozwarstwieniu, cały czas trzeba się pilnować, żeby się nie rozciągał. Do tego potrzebna jest odpowiednia maszyna i nici. Musiałam się nauczyć z nim pracować. To było wyzwanie - wspomina pani Marcelina, która jego właściwości poznawała na stroju męża, a swój pierwszy kombinezon szyła aż dwa dni.
Szycie kombinezonów narciarskich to bardzo nietypowa branża. W sumie konkurencja nie jest duża, każda reprezentacja korzysta ze swojej zaufanej firmy szyjącej dla niej stroje. Nie zajmują się tym wielkie korporacje, nie da się iść w masową produkcję.
Dla osiągnięcia dobrych wyników w czasie zawodów jeden kombinezon wystarcza na kilkanaście skoków. Potem, po okresie ekstremalnych naprężeń, traci już swoje właściwości. Każdy skoczek zużywa w sezonie około 10 kombinezonów.
- Szycie kombinezonów narciarskich to szycie na miarę. Każdy musi być jaknajlepiej dopasowany, tak samo jak garnitur. Jeśli dla jakiegoś zawodnika kombinezon jest szyty po raz pierwszy, to robione są przymiarki i poprawki. Trzeba bardzo indywidualne podchodzić do każdego zawodnika. To bardzo precyzyjna robota. Czymś takim nie zajmują się korporacje, nie da się kombinezonu uszyć w Chinach na jakiejś szwalni - opowiada Marcelina Hula.
Szycie kombinezonów narciarskich otoczone jest tajemnicą pilnie strzeżoną przez producentów i ekipy narodowe. Powstanie każdej serii poprzedzone jest drobiazgowymi konsultacjami z zawodnikami, trenerami i asystentami. Marcelina Hula jest z nimi na bieżąco. Liczy się każdy głos, każda uwaga, każdy szczegół, który później może mieć wpływ na sukces czy porażkę.
- Naprawdę słuchamy wszystkich, by to był jak najlepszy produkt. Nawet nie chodzi o zarabianie nie wiadomo jak wielkich pieniędzy, ale raczej o wdrażanie jak najlepszych pomysłów - opowiada Marcelina Hula. Przyznaje, że najwięcej uwag zgłasza jej mąż, Stefan Hula.
A ważne jest wszystko - nie tylko wspomniany specyficzny materiał, nici, krój, ale nawet... kolor. Nawet on jest uzgadniany z trenerami. Tak było z malinowym kolorem kombinezonów na olimpiadzie w Soczi, który wzbudził sensację, a w którym Kamil Stoch zdobył dwa złote medale olimpijskie, tak samo jest z nietypowym brązowym kolorem kombinezonów, w którym Polacy ostatnio odnoszą sukcesy. - Brązowe kombinezony wymyślił trener Stefan Horngacher. Dlaczego brąz? Trzeba by spytać o to trenera Horngachera - opowiada Marcelina Hula.
Wszelkie zmiany i poprawki w kombinezonach wprowadzane są latem. Zawodnicy mogą je wtedy przetestować podczas letnich zawodów czy obozów, zgłosić swoje uwagi.
- Z czasem przekonaliśmy się, że nie ma co za dużo zmieniać, bo kombinezon jest bardzo ważny, ale najważniejszy jest zawodnik i jego forma. Kombinezon ma pomóc, być w miarę komfortowy i na tym się skupiamy, ale tak naprawdę za wiele się nie da wymyślić, bo jest regulamin i trzeba się go trzymać - opowiada Marcelina Hula.
Szycie po skokach
Marcelina Hula opowiada, że jak już zrobione są pomiary zawodników i wykroje, to samo zszycie poszczególnych elementów nie zajmuje wiele czasu - pół lub cały dzień, z zależności, czy pomaga jej mąż, czy robi to sama. We dwoje idzie szybciej. - Mój mąż bardzo dużo mi pomaga. W zasadzie to nasza wspólna firma. Jest takim pośrednikiem pomiędzy zawodnikami i trenerami. Sam skacze, więc wie, co można. Ma dużo pomysłów i jak przyjeżdża z zawodów czy obozów, to pomaga mi w pracowni - wycina formy z materiału, a ja je zszywam - opowiada Marcelina Hula. Dodaje, że wprawdzie Stefan Hula jr do szycia może nie ma wielkich zdolności, ale ma swoją wizję, jak kombinezony powinny być uszyte; wie, co potrzeba i ma łatwość do wprowadzania zmian.
- Ja podchodzę do szycia bardziej technicznie. Wiem, jakie są reguły, jeśli chodzi o krawiectwo, choć tutaj niekoniecznie się sprawdzają. Natomiast Stefek ma taką lekkość i łatwość wprowadzania zmian na szablony, co później przekłada się na jakość produktu - podkreśla Marcelina Hula. Zdradza, że jak jest na jakichś zawodach, to zwraca uwagę na kombinezony skoczków z innych reprezentacji - to takie skrzywienie zawodowe. Mówi też, że sama takiego kombinezonu jeszcze nie przymierzała, ale jak przystało na żonę skoczka narciarskiego, sesję ślubną mieli na skoczni.
- Siedziałam na belce w sukni ślubnej. I wysokość robi wrażenie! Podziwiam tych chłopców za odwagę, bo nie wiem, czy odważyłabym się zjechać spod progu, a co dopiero skoczyć - mówi Marcelina Hula.