Tajemniczy syndrom TOFI. Przeczytaj, co to jest takiego
Nawet szczupłe osoby o prawidłowej masie ciała mogą być „wewnętrznymi grubasami”.
Wszyscy marzą dziś o zgrabnej sylwetce, w końcu smukła figura jest zawsze w modzie. Dlatego coraz więcej osób pilnuje, aby wskaźnik na ich wadze nie przekraczał niepokojącego punktu. Tymczasem eksperci przekonują, że to nie wystarcza - jak się okazuje osoby szczupłe również mogą chorować na otyłość! Jak to możliwe? Odpowiedzią jest tak zwany syndrom TOFI.
TOFI to skrót z wyrażenia w języku angielskim thin outside - fat inside, co daje się przetłumaczyć „szczupły z zewnątrz, otyły w środku”.
Mało kto zdaje sobie sprawę z istnienia tego zjawiska, mimo że problem występuje coraz częściej. O co tak naprawdę chodzi? Okazuje się, że nawet z pozoru szczupłe osoby o prawidłowej masie ciała mogą mieć zmagazynowane pokłady tkanki tłuszczowej, zawarte między narządami, mięśniami a nawet w samych organach.
- U osoby borykającej się z takim zaburzeniem, tkanka tłuszczowa zbiera się głównie w jamie brzusznej, ma ona natomiast mało tkanki tłuszczowej podskórnej, i tak naprawdę, jest chora metabolicznie - tłumaczy lekarz i dietetyk kliniczny doc. dr hab n. med. Lucyna Ostrowska z Wydziału Nauki o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, które to towarzystwo jest inicjatorem kampanii Zarządzanie Kaloriami.
Co powinno nas zaniepokoić? Dietetycy tłumaczą, że z syndromem TOFI mamy do czynienia, gdy zawartość tłuszczu wynosi ponad 20-25 procent u mężczyzny, zaś u kobiety ponad 30-37 proc.
Dlatego ważne jest, aby przynajmniej raz w roku poddać się podstawowemu badaniu krwi, takiemu jak morfologia, lipidogram (cholesterol LDL, cholesterol HDL oraz trójglicerydy). Trzeba też zmierzyć poziom glukozy i insuliny oraz ciśnienie tętnicze. Ich wyniki pokażą nam, czy w środku naszego ciała dzieje się coś niepokojącego.
- Kolejnym krokiem do zdiagnozowania TOFI jest pomiar tkanki tłuszczowej w okolicach brzucha oraz tkanki tłuszczowej podskórnej. Nie jest to jednak to samo badanie, które może wykonać dietetyk najprostszym sprzętem i które wskazuje tylko całkowitą zawartość tkanki tłuszczowej i beztłuszczowej masy ciała, ale bardziej skomplikowane, wymagające specjalnych urządzeń - mówi doc. Lucyna Ostrowska. - Wydaje się, że na ten moment najwłaściwszą metodą diagnozy są skany tkanki tłuszczowej podskórnej i brzusznej, tomografia komputerowa lub tzw. metoda DEXA (DXA - ang.: dual-energy x-ray absorptiometry) pozwalająca na automatyczne wyliczenie masy i objętości tkanki tłuszczowej w okolicach brzucha.
Czynnikiem, który sprzyja pojawieniu się i rozwojowi zjawiska TOFI, jest - rzecz jasna - nieświadomość jego istnienia. Osoby szczupłe, zadowolone ze swojego wyglądu, często nie interesują się swoim stanem zdrowia, bo nic nie wzbudza ich podejrzeń.
Ten paradoks utrudnia wykrycie problemu oraz nie skłania osób cierpiących na tę przypadłość do zmiany niezdrowych nawyków. A jest to kluczowe postępowanie przy takim zaburzeniu. I trzeba pamiętać, że wewnętrzna otyłość zwiększa ryzyko zachorowania na choroby układu krążenia, cukrzycę typu 2 a nawet ryzyko zawału.
Już z opisu schorzenia wyczytać można, że w pułapkę TOFI najłatwiej wpaść tym, którzy dbanie o prawidłową wagę kojarzą jedynie z wielkością zjadanych porcji. Tymczasem najlepszym lekarstwem jest umiejętne zarządzanie kaloriami, czyli utrzymywanie prawidłowego bilansu energetycznego połączone z regularną aktywnością fizyczną.
Pamiętajmy jednak, że zadowalająca liczba na wadze to nie wszystko! Jeśli osiągniemy ją drastycznymi dietami, nieregularnym jedzeniem w pośpiechu i nie zadbamy przy tym o odpowiednią aktywność fizyczną, też możemy znaleźć się w grupie osób otyłych metabolicznie. Najważniejszym elementem zapobiegawczym jest zatem racjonalna, zróżnicowana dieta oraz bilansowanie posiłków i drobnych przyjemności kulinarnych wysiłkiem fizycznym.
Autor Wiktor Sawiuk (opr.)