Niedawno minęło 15 lat od zaginięcia naszej dziennikarki Aleksandry Walczak, która w marcu 2004 roku wracała z urlopu w Szczyrku. Od tamtego czasu ślad po niej się urwał.
Dziennikarka „Nowości” Aleksandra Walczak zaginęła z 12 na 13 marca 2004 roku. Wracała z urlopu ze Szczyrku do swojego domu pod Grudziądzem. O godzinie 23.28 dzwoniła do syna, żeby powiedzieć, że mija właśnie Papowo Toruńskie, gdzie mieszkał on z żoną. Stwierdziła, że dziś już ich nie odwiedzi, bo jest za późno. To była jej ostatnia rozmowa z rodziną. Ola miała jechać do swojego domu pod Grudziądzem. Ale czy dojechała? Jej mąż twierdzi, że nie.
Zaginięcie Oli zostało zgłoszone w poniedziałek, 15 marca, kiedy nie pojawiła sie w pracy w ówczesnym oddziale redakcji „Nowości” w Grudziądzu. Natomiast w środę, 17 marca na parkingu przed Dworcem Głównym w Toruniu odnalazł się jej samochód, czyli czarna skoda fabia, która wracała ze Szczyrku. W aucie nadal znajdowały się bagaże Oli i jej rzeczy osobiste. Brakowało jedynie dokumentów i komórki.
Policyjny pies dwa razy podjął trop w kierunku pobliskich przystanków miejskiej komunikacji, ale tam ślad się urywał. Auto poddane zostało bardzo szczegółowym oględzinom. Znaleziono tam na przykład odcisk palca i jakieś włosy. Nie udało się ustalić, do kogo oba ślady należały. W bieżniku kół odkryto natomiast fragmenty takiej samej gruntowej nawierzchni, jak ta, która znajdowała się wówczas na jej drodze do domu pod Grudziądzem. Mogło to świadczyć o tym, że jednak do niego dotarła. Ale tylko pozornie, ponieważ biegły analizujący je nie mógł wykluczyć, iż drobiny tkwiły tam przez tydzień, a może nawet dłużej. Czyli istniało prawdopodobieństwo, że pochodziły jeszcze sprzed wyjazdu do Szczyrku.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień