Tajemnica śmierci Wojciecha Babiuka. Zabiły go dopalacze?
Gdy nagle umiera 24-letni więzień, a służba więzienna komunikuje, że miał „objawy zatrucia nieznaną substancją”, wzburzenie jest zrozumiałe. Tym bardziej, gdy rodzina odkrywa na zwłokach siniaki...
Ten osadzony nie został pobity przez funkcjonariuszy służby więziennej. Nie zastosowali też wobec niego środków przymusu bezpośredniego - zapewnia major Mariusz Budny, rzecznik dyrektora Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Bydgoszczy. Zapewnia, choć wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie jeszcze trwa.
- To skąd na twarzy Wojtka siniaki? Skąd krwiak na głowie?! - pytają członkowie rodziny Wojciecha Babiuka. Te obrażenia na własne oczy widzieli, gdy wreszcie pozwolono im obejrzeć zwłoki.
Dopalacze w areszcie śledczym? Przecież to zakład zamknięty. Przecież są tam kamery, strażnicy. Przecież pilnują...
Na śmierć do Bydgoszczy
24-letni Wojciech Babiuk odsiadywał wyrok w toruńskim areszcie śledczym (formalnie to Oddział Zewnętrzyny w Toruniu Zakładu Karnego w Inowrocławiu). Został skazany na 8 lat więzienia za spowodowanie poważnego wypadku na moście w Toruniu, w kwietniu 2017 roku. Prowadził wówczas auto pod wpływem alkoholu i narkotyków; uciekł z miejsca wypadku. W karambolu czterech aut, którego był sprawcą, cudem nikt nie zginął. Ale dwie osoby odniosły poważne obrażenia.
- Zawinił, ale został osądzony. Jak każdy miał prawo odbyć karę i zacząć nowe życie. Na wolności czekało na niego niespełna dwuletnie dziecko i żona, z którą ślubował trzy miesiące temu - podkreślają bliscy Wojciecha Babiuka.
Z dalszej części materiału dowiesz się:
- dlaczego Wojciech Babiu został przetransportowany ze szpitala w Toruniu do Bydgoszczy
- dlaczego rodzina zmarłego nie wierzy w oficjalną wersję śmierci
- czy osadzony miał powody, by targnąć się na swoje życie?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień