Krzysztof Pięciak, historyk, pracownik IPN, Oddział w Krakowie

Tajemnica brzeskiego cmentarza

Wincenty Cebula zginął, gdy przerzucał żywność do getta Fot. archiwum rodzinne Wincenty Cebula zginął, gdy przerzucał żywność do getta
Krzysztof Pięciak, historyk, pracownik IPN, Oddział w Krakowie

II wojna światowa. Na cmentarzu w Brzesku odnaleziono szkielet mężczyzny z odstrzeloną ręką. Kim był i co miał wspólnego z losem brzeskich Żydów?

Krakowski Oddział IPN i „DZIENNIK POLSKI” PRZYPOMINAJĄ

Brzesko, wrzesień 2018 r. Na zabytkowym cmentarzu parafialnym trwa niespotykany ruch. Widać poruszenie wśród archeologów i historyków. Poszukują partyzantów: świadkowie mówią, że zastrzelonego w grudniu 1948 r. Józefa Jachimka „Stalina” i jego dwóch towarzyszy, ostatnich „żołnierzy wyklętych” z powiatu brzeskiego, pogrzebano potajemnie w rogu cmentarza, przy dawnej kostnicy.

I rzeczywiście, pod fundamentem cmentarnego muru, w miejscu gdzie krzyżem i tablicą upamiętniono poległych partyzantów, stopniowo pojawiają się kości. Szkielet mężczyzny, wrzuconego do grobu bez trumny, z wyraźnie uszkodzonymi, nienaturalnie ułożonymi i zgruchotanymi kośćmi ręki.

Medycy sądowi oceniają: mężczyzna w młodym wieku. Wielokrotnie postrzeloną rękę amputowano. Wiadomo też, że zginął w dramatycznych okolicznościach. Ale wiadomo też - to ustaliły badania DNA - że nie był on żadnym z trójki poszukiwanych partyzantów. Kim więc był odnaleziony?

Wojenne Brzesko

Wrzesień 1939 r. Przez Brzesko przejeżdżają transporty kolejowe (w jednym z nich, zbombardowanym 5 września w Słotwinie zginie ok. 200 osób), cofają się polskie oddziały. Za nimi wkraczają Niemcy, którzy wkrótce zajmują cały powiat, włączony później do Generalnego Gubernatorstwa. Okupacja niemiecka już od pierwszych dni uderza w społeczność żydowską, szczególnie licznie reprezentowaną w Brzesku (w 1931 r. 57 proc. spośród 3672 mieszkańców) i okolicach. Jej przedstawiciele zasiadali w radzie miejskiej, prowadzili sklepy, istniały stowarzyszenia rzemieślników, kupców i lekarzy, istniał także klub sportowy. Starsi angażowali się w partie polityczne, a młodsi uczyli się w powstałym jeszcze przed I wojną światową prywatnym gimnazjum, chederach (szkołach religijnych) czy szkole dla ubogich Talmud Tora.

Masowy terror okupanta miał zastraszyć Polaków. Za wszelką pomoc udzielaną Żydom groziły drakońskie kary

Już we wrześniu 1939 r. Niemcy zaczynają wysyłać Żydów do robót przymusowych, usuwają żydowskich radnych, żądają oznaczania żydowskich sklepów. Nakazują noszenie opasek z gwiazdą Dawida. Wiosną 1941 r. powstaje getto, w którym okupant zmusza do osiedlenia się na niewielkim obszarze ok. 6 tys. osób. Niemcy osadzają w Brzesku Żydów z miasta i okolic oraz przywiezionych z Rzeszy. W kwartale panuje głód, rozprzestrzeniają się chorób, szczególnie tyfus. W maju 1942 r. do i tak tłocznego brzeskiego getta Niemcy wywożą Żydów z likwidowanych dzielnic w Szczurowej i Zakliczynie.
W połowie września 1942 r. wszystkich spędzono na rynek. Chorych, starców i kalekich mordowano od razu. Pozostałych - ponad 4 tys. osób - wepchnięto do pociągów i skierowano do komór gazowych Bełżca.

Na pomoc do getta

Masowy terror okupanta miał zastraszyć Polaków. Za wszelką pomoc udzielaną Żydom groziły drakońskie kary. Tym bardziej trzeba podkreślić niezwykły heroizm jakim wykazywali się udzielający pomocy Żydom, narażający na śmierć siebie i swoje rodziny.
Był środek okupacji - zapewne rok 1941 - gdy Józef Topolski ze wsi Jadowniki przyjechał furmanką do Brzeska, zmuszony przez Niemców do pracy przy wywózce na cmentarz zwłok pomordowanych Żydów. Pracując, dostrzegł twarz pięknej kobiety, którą uczestniczący w pochówkach strażacy - dostrzegając, że żyje - odciągnęli spośród ciał. Poruszony, przeciągnął pracę aż do nocy, schował Lię Mätzner na wozie, odwiózł do domu i sprowadził lekarza; ukrywała się u niego do końca wojny, a w 1945 r. wzięli ślub.
Poruszony Topolski - podobno pod wpływem narzeczonej - postanowił pomóc głodującym w getcie. Będąc dowódcą drużyny w miejscowej placówce BCh - ruch ludowy był w tej części Polski szczególnie liczny - zdobył pistolet, kilka granatów i utworzył grupę podobnych sobie, odważnych i zdeterminowanych. Odtąd jako „Szpak” zaczął przerzucać żywność do getta. Razem z nim koledzy, sąsiedzi z Jadownik

- Wincenty Cebula, lat 20 (rocznik 1922), pięć lat starszy Józef Hudy, Stanisław Czarnecki, Wincenty Tyka, Jan Marmuł. Czy ktoś jeszcze? Nie wiadomo. Tobołki zbierali u „Szpaka” w Jadownikach. Pakowali do worków mąkę, kaszę, fasolę. Podchodzili nocami, od ulicy Wapiennej (dziś Berka Joselewicza), kryjąc się przy zakolu Uszwicy.

Przestrzelona ręka

Przerzucanie żywności do getta nie mogło ujść uwagi Niemców. Rozpoczęły się zasadzki i aresztowania wymierzone w grupę Topolskiego. Józef Hudy próbował ujść obławie, podobno padł ranny, trafiony kulą niemieckiego policjanta, i został dobity. Zginął także Stanisław Czarnecki. Tykę i Marmuła schwytano i wysłano do obozu koncentracyjnego.

Trzeci stycznia 1944 r. Minął dzień lub dwa od obławy, w której zginął Józef Hudy. gdy do Franciszka Cebuli, pięćdziesięcioletniego gospodarza z Jadownik koło Brzeska, przyjechali funkcjonariusze niemieckiej policji (zapewne Schutzpolizei, policji ochronnej). Poszukiwali jego syna, Wincentego - a gdy go nie znaleźli, w miejsce syna wzięli ojca: wyciągnęli Franciszka na pole i rozstrzelali.
Świadkowie wspominali, że ostatnia akcja Wincentego Cebuli to kolejny z przerzutów do getta. I tym razem podeszli pod getto z workami wypełnionymi żywnością. Niemcy już na nich czekali. Trójka konspiratorów uszła z gwałtownej, nocnej strzelaniny. Sam Topolski wskoczył do Uszwicy i przeczekał w zimnej wodzie przy brzegu, przypłacając to chorobą. Cebulę trafiła seria z karabinu maszynowego: kule przeszyły rękę, strzaskały kości i niemal oderwały ją od ciała. Rannego opatrzono w szpitalu, a przestrzeloną rękę amputowano. Ze szpitala już nie wyszedł: po dobitym przez okupantów mężczyźnie zaginął ślad.

Zagadka księgi parafialnej

Rozwiązanie tajemnic sprzed lat można czasem odnaleźć w parafialnych księgach. Obowiązani do zapisywania chrztów, zgonów i pogrzebów proboszczowie zazwyczaj odnotowywali okoliczności śmierci. Czasem też towarzyszące im wydarzenia.
W księdze parafii Jadowniki zapisano więc też śmierć Wincentego Cebuli. Ale nie wpisano go obok wymienionego w księdze zmarłych ojca, przy którym dopisano (sądząc z innego atramentu, a może i piszącej ręki, w innym czasie - może później, gdy świadkowie opowiedzieli co zaszło w Jadownikach, albo gdy minęło zagrożenie ze strony Niemców): „zabity przez policję”. Śmierć Wincentego zanotowano w kolejnej z ksiąg: przy zapisie o jego chrzcie, ta sama ręka dopisała: „+ w Brzesku zabity 1944 styczeń”.

Data zaskakuje: w styczniu 1944 r. getto w Brzesku dawno już nie istniało. Ale wspomnienia z Brzeska - w tym relacja bechowca Władysława Myślińskiego „Młota” zebrana przez Władysława Bartoszewskiego oraz rodzinne wspomnienia - zgodnie podkreślają, że Wincenty Cebula zginął podczas przerzucania żywności do getta. Czy zatem pomylił się ksiądz wpisując nie datę śmierci, ale czas, gdy dowiedział się o śmierci ojca i syna? A może worki z żywnością trafiały nie do nieistniejącego już kwartału, ale do grupy ukrywających się gdzieś w mieście Żydów? Lub podczas partyzanckiej akcji grupy „Szpaka”? Trudno to dziś rozstrzygnąć.
Rozjaśnia się natomiast zagadka mężczyzny z brzeskiego cmentarza. Czy odpowiedzią na nią są losy Wincentego Cebuli? Choć strzaskana ręka zdaje się być niemal pewnym dowodem, to tożsamość szczątków potwierdzą ostatecznie badania genetyczne. Ale już dziś warto przypomnieć bohaterską postawę Wincentego Cebuli oraz jego kolegów z Jadownik.

Krzysztof Pięciak, historyk, pracownik IPN, Oddział w Krakowie

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.