Prawo stanowione jest wielkim dorobkiem mądrości, wynikającej z doświadczenia zdobywanego przez wieki na całym świecie. Często władcy, stanowiąc prawo, przypisywali sobie atrybut boskości albo powoływali się na niebieskie moce, by nadać własnym decyzjom najwyższą rangę.
By podać jakiś przykład, wystarczy wskazać, że Hammurabi, władca Mezopotamii, został przedstawiony na steli odnalezionej w Suzie jako władca otrzymujący zespół praw od samego boga, nakazującego jego przestrzeganie. Przecież cesarze rzymscy uważali się za boskich ustawodawców, a po nich, także i dzisiaj władcy uzurpują sobie boski autorytet do urządzania świata na własną modłę.
Mądrościowy dorobek świata, zwłaszcza prawa rzymskiego, służy za wzór także współczesnym systemom prawnym. Po to, by go wykorzystać do budowania społeczeństwa, korzystającego z praw natchnionych tą mądrością, jaką ludzkość odkryła i sformułowała w prostych i dla każdego zrozumiałych zasadach, dających się wyrazić w krótkich sentencjach, jak lex retro non agit - prawo nie działa wstecz, audiatur et altera pars - niech zostanie wysłuchana druga strona i wiele innych, jak np. ta, która uznaje, że konstytucji nie można zmienić zwykłymi ustawami, nie mając mandatu konstytucyjnego, czyli większości 2/3 głosów w parlamencie.
Śledząc polską politykę legislacyjną dotyczącą sądownictwa i mając elementarną znajomość prawa, można dostrzec, jak daleko odeszli polscy ustawodawcy od światowych standardów ustawodawstwa, nie wiedząc chyba, że jego konsekwencje naruszają podstawowe zasady państwowości demokratycznej, niszczą bowiem zasadę trójpodziału władzy i oddają wymiar sprawiedliwości w ręce polityków i to praktycznie jednej partii.
Takie rozwiązanie jest dokładną kopią ustawodawstwa komunistycznego, znanego z czasów Polski Ludowej. Wówczas większość parlamentarna składała się formalnie z członków trzech partii: Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego, ale politycznie tworzyły one większość parlamentarną i jeden ideologiczny blok. Obecna większość parlamentarna formalnie też składa z członków trzech partii: Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski i Polski Razem i również tworzy jeden ideologiczny blok.
Za czasów komuny uważano, że de facto była to jedna wiodąca partia z wasalami, którzy byli od podnoszenia rąk przy głosowaniach. Ten sam wodzowski model obrała partia Prawa i Sprawiedliwości, wspierając się w głosowaniach swoimi wasalami, którzy de facto nie mają nic do powiedzenia. Z tego względu mamy do czynienia z jedną słuszną partią, która rządzi i uważa, że ma do tego prawo.
Przecieram oczy, słysząc, że jakiś sędzia, a zwłaszcza ustawodawca uważa, że te mądrościowe zasady, powszechnie przyjęte we wszystkich cywilizowanych systemach prawnych, można zlekceważyć, by osiągnąć cel polityczny. Ktoś taki albo jest geniuszem, który zdołał odkryć nową prawdę o człowieku i o kierunkach jego postępowania, co przecież powinien udowodnić, albo jest po prostu szarlatanem i oszustem, posługującym się swoją domniemaną mądrością, pozwalającą mu obalić to, co przez wieki było kanonem służącym prawdzie i sprawiedliwości.
Cóż można czynić, widząc w ruinie Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, Krajową Radę Sądownictwa i sądy powszechne?
Nawet wezwana przez ministra spraw zagranicznych Komisja Wenecka, ciesząca się najwyższym, międzynarodowym autorytetem prawnym, nie może sobie z tym poradzić, bo najsłuszniejsze racje muszą ustąpić sile. A to dlatego, że w dyktaturze liczy się, że nie plus ratio quam vis, ale plus vis quam ratio - że nie więcej znaczy rozum niż siła, ale: więcej znaczy siła niż rozum.