Ta wygodna, zła domestykacja
Życie w krajach wysokorozwiniętych ma swoje dobre strony. Porty lotnicze, autostrady, łączność elektroniczna czy przywiezione raniutko świeże bułeczki w sklepie na rogu zapewniają komfort, udogodnienia pozwalają skupić się na sprawach ważnych, które nas naprawdę fascynują. To bardzo fajne, jednocześnie jednak za wszystkie te wygody płacimy wysoką cenę.
Musimy dużo i coraz więcej pracować, by utrzymać się na wybranym poziomie, brak nam czasu na rodzinne życie. Chronicznie niewyspani i bardziej podatni na różne schorzenia żyjemy pod kloszem cywilizacji. Konsekwencją bardzo aktywnego trybu życia jest zerwanie naturalnych związków z przyrodą, której przecież jesteśmy cząstką.
Coraz rzadziej bywamy na powietrzu, na wypoczynek, a nawet na zwykły spacer z psem nie możemy sobie pozwolić codziennie. Właściwie stale przebywamy w domu, w biurze, w fabryce, w pociągu, w samochodzie, w poczekalni, w sklepie - w jakimś zamkniętym wnętrzu. Konsekwencją jest domestykacja, czyli wydelikacenie organizmu.
Takie życie wywiera na nas nieznośną presję, którą nie każdy jest w stanie znieść. W Polsce ostatnio lawinowo rośnie liczba zwolnień lekarskich spowodowanych depresją psychiczną pacjentów. Jak pisze „Dziennik Gazeta Prawna”, w I półroczu 2016 r. Polacy przez 9,5 miliona dni byli na zwolnieniach lekarskich z powodu zaburzeń psychicznych. To rekord i swoista katastrofa.
Remedium na bolączki jest znane: harmonijny tryb życia, uprawianie sportu, aktywność fizyczna i wypoczynek na świeżym powietrzu. Na świeżym powietrzu? A gdzie takie cudo w Polsce znaleźć?! Już nie tylko w wielkomiejskim Krakowie, ale właściwie w całym kraju ostatnio niepodzielnie króluje smog. W takiej sytuacji nie aktywność na powietrzu i spacery są zalecane, ale właśnie siedzenie w domu. A to - jak już wiadomo - grozi domestykacją...
Na szczęście gołym okiem da się zaobserwować, że dni są już coraz dłuższe. Jeszcze trochę i smog rozwieje się, jak zły sen. Byle do wiosny.