Tą plotką żyje całe miasto: radny ukradł pachnidło ze sklepu
Radny kradł w sklepie perfumy. Taka plotka rozeszła się po Michałowie. Od tygodnia niemal wszyscy mieszkańcy mówią o skandalu z życia gminnych sfer
- Codziennie odbieram telefony. Dzwonią ludzie i pytają: jak się ma wasz radny pachnidełko. A ostatnio to nawet w internecie przeczytałam, że to pogromca czerwonych owadów w kropeczki. Taki wstyd! - przeżywa mieszkanka Michałowa, którą spotykam w centrum miasta.
Już dawno czegoś takiego tutaj nie było! Od tygodnia mówi się tylko o jednym. Całe miasto żyje tym, że jeden z radnych ponoć miał wynosić perfumy z miejscowego sklepu. I przekazują sobie z ust do ust różne pikantne szczegóły.
- Słyszałam, że policjanci złapali tego pana na gorącym uczynku - ożywia się kobieta. Dotarły też do niej słuchy, że po tym zajściu w sklepie zainstalowano nawet kamery. Przypuszcza, że mają one pilnować półek z kosmetykami.
Za swoje przewinienia radny miał być ukarany. - Podobno policja chciała nałożyć 200 złotych mandatu, ale pochwalił się, że jest radnym, więc dorzucili 500 zł - opowiada inna kobieta. I po chwili dodaje: - Ale jeszcze coś ciekawego powiem - wycisza się. - Jedna znajoma mi opowiadała, że widziała w sklepie, jak młody, wysoki chłopak, prosił sprzedawczynię, żeby cztery razy skasowała perfumy. Mówił, że płaci za tego pana, co kradł.
Sprawą mieli zajmować się policjanci z komisariatu w Zabłudowie. - A skąd ma pani takie informacje? - docieka Piotr Zdrodowski, komendant Komisariatu Policji w Zabłudowie. Zapewnia, że nic na ten temat nie wie. - A to, że świat żyje plotką, to żadna nowość. Całe Michałowo pewnie o tym huczy.
Jasne, że huczy. - Pewnie, że o tym słyszałem. Prawdopodobnie, policja była u niego. Ale nie wiem, czy ktoś pani ujawni tajemnice tej kradzieży - mówi zaciągając się papierosem starszy mężczyzna.
- W całym Michałowie się o tym mówi. Toż to mała miejscowość. Coś tam przebąkują ludzie, ale czy to prawda? - zastanawia się z kolei młodszy mężczyzna. - Ale ponoć w każdej plotce znajdzie się ziarnko prawdy.
Stoimy przed sklepem, z którego radny miał rzekomo wynosić wonności. - Ale najlepiej zapytać u źródła. Tam wiedzą najlepiej, jak było. Może udzielą jakichkolwiek informacji - uśmiecha się porozumiewawczo ten starszy.
Pomiędzy półkami w sklepie krząta się sprzedawczyni. - Nie udzielamy żadnych informacji. To poufna sprawa - rzuca kobieta. I niespokojnie rozgląda się dookoła.
W mieście są jednak tacy, którzy bronią radnego. Stoją za nim murem. - Dzisiaj dowiedziałam się o wszystkim. Ludzie pytają, czy to prawda. Dam rękę uciąć, że to kłamstwo, co o nim gadają - przekonuje starsza kobieta, którą spotykamy niedaleko urzędu miasta.
I zachwala radnego. - To bardzo dobry człowiek. Nigdy bym nie powiedziała, że to on zrobił. Nigdy. Może to ktoś inny, o tym samym nazwisku, ale innym imieniu. Ta rodzina jest szczera i sumienna. Raczej nic takiego nie mogło się im przytrafić.
Mimo to woli być anonimowa.
- Bo wie pani jacy ludzie tu mieszkają. Później powiedzą, że ja go bronię. A ja nie chcę się w to mieszać - macha ręką. I szybko odchodzi.
Obrońcy radnego uważają, że informacja o rzekomych kradzieżach, to nic więcej, jak bezmyślna pogłoska.
- Rozsiewa je ten, kto lubi plotkować. Nie wiem, kto mógłby to zrobić? W Michałowie mieszkają różni ludzie, którzy zajmują się gadaniem. I robią sensacje. Żyją tym - objaśnia inna kobieta.
- Ja osobiście w to nie wierzę. Bo znam tego pana. No, ale różne wypadki chodzą po ludziach - zauważa kolejny michałowianin.
Dotarliśmy do żony radnego. Niechętnie mówi o tym, co ludzie gadają. - Zostawię to bez komentarza. Nie chcę na ten temat rozmawiać - ucina nerwowo cofając się do pomieszczenia. Jednak po chwili znowu nawiązuje rozmowę. Kobieta zapewnia, że jej mąż nigdy nie był przesłuchiwany przez policję.
Próbujemy dowiedzieć się, kto jej zdaniem mógłby pomówić męża. - Wie pani jak to jest... Opozycja. U nas jest to normalne, cały czas się dzieje. Do wszystkich w gminie się czepiają. Na okrągło. Także wie pani, gminna sensacja. Nie wiem, jakie mają ku temu powody. Może chodzi o to, żeby zrobić zamieszanie. My jesteśmy w Michałowie przyzwyczajeni do jakiegoś tematu. Jak ktoś chce zrobić sensację, to niech sobie robi - rozważa żona. I zdaje się nie przejmować opiniami. Zarzeka się, że nikt do niej nie przyszedł w tej sprawie. O plotce miała usłyszeć przypadkowo.
Dzwonimy do brata radnego. - Przykra sytuacja. Dowiedziałem się o tym od kilku osób. Nigdy nie spodziewałbym się czegoś takiego - mówi zaskoczony brat.
- Nawet burmistrz to bardzo przeżywa - dodaje jedna radna.
- To bardzo delikatna materia - przyznaje Włodzimierz Konończuk, burmistrz Michałowa.
Nie ukrywa, że dzwonił na policję, by wyjaśnić sprawę.
- Nie mają żadnych informacji. Moim zdaniem to tylko słuchy. Plotka czy nie? Nic nie mogę powiedzieć - rozkłada ręce burmistrz.
Zapytaliśmy podinspektora Andrzeja Baranowskiego, rzecznika podlaskiej policji, czy policja otrzymała w tej sprawie zgłoszenie. - Obowiązujące przepisy i regulacje prawne dotyczące ochrony danych osobowych nie zezwalają nam na udzielenie informacji prasowych w zakresie danych umożliwiających identyfikację faktycznych czy też domniemanych uczestników różnych zdarzeń - wyjaśnia.
Skąd się zatem mogła wziąć michałowska plotka - pytam prof. Jana Poleszczuka, socjologa z Uniwersytetu w Białymstoku. Zwraca on uwagę, że często obiektem troski społecznej jest reputacja, że pewne zachowanie nie pasuje do godności czyjegoś urzędu, np. radnego czy wójta.
- Kwestia czy informacje są prawdziwe czy nie, schodzi na dalszy plan. Ale nasuwa się pytanie, co się stało w tej społeczności, że nagle taka plotka wybuchła - zaznacza Jan Poleszczuk. Może być tak, że w danej chwili ludziom nie podobają się działania władzy.
- Proszę też zauważyć, że nikt nie plotkuje, że radny ukradł młotek. To, co miał ukraść jest też bardzo specyficzne. Są to perfumy, coś co jemu osobiście może nie jest potrzebne, a jest luksusem, zbytkiem itd. - komentuje.
I na koniec dodaje, że według mieszkańców radny powinien być godny urzędu. A on miał pójść i ukraść perfumy. To właśnie oburza ludzi.
Jeszcze raz pytamy żonę radnego o numer telefonu do męża.
- Wyjechał - mówi. I ostrzega: - Piszcie w gazecie, co chcecie. A ja wyciągnę z tego wnioski. Zobaczę, co się będzie działo. I zrobię z tego użytek.
Prof. Jan Poleszczuk, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku, przypomina że plotka może być złośliwa, ale niekoniecznie. - Plotka jest pewnego rodzaju instytucją społeczną. Czyli jest czymś co jest trwałe, powszechne, uniwersalne. W języku i kulturze potocznej funkcjonuje pojęcie „wzięcia na języki”, obgadywania, w tym sensie, że rozpowszechnia się pewna fałszywa lub niefałszywa informacja - mówi socjolog. - Ludzi interesuje jak ktoś się zachowuje, ubiera, żyje itp. Rozprawiamy często o zdradach, kto kogo popiera, kto jest umoczony w jakieś interesy. W większych miastach plotkuje się co robi minister lub jego córka. Bo jest to akurat na topie. W mniejszych miejscowościach najbardziej pożądanym obiektem plotek jest ktoś znany w danym środowisku - przyznaje socjolog.