- Najlepszą piłkę w rundzie wiosennej grał Motor Lublin. My pogubiliśmy za dużo punktów z drużynami w zasięgu - mówi Szymon Szydełko, który kończy trenerską przygodę z 3-ligową Resovią.
Nie było szans na przedłużenie umowy z Resovią?
Sprawa wygląda tak, że nie doszedłem z działaczami do porozumienia w kwestii wysokości mojego kontraktu.
Chciałbym pan też pewnie mieć trochę mocniejszy skład.
Kto by nie chciał. Resovia ma stabilną sytuację finansową, ale nie stać jej na duże transfery. Tym samym trudniej jej rywalizować o najwyższe cele.
Jak sytuację odebrali piłkarze?
Czuli pismo nosem. Chcieli, żebym został. Okazali mi wsparcie, za co im dziękuję.
Co się panu udało przez te półtora roku na Wyspiańskiego?
Zostawiam zespół bardziej doświadczony, który uczył się gry trzema obrońcami. Wprowadziłem do zespołu kolejnych młodych piłkarzy. Każdy, który ze mną zaczynał, rozwijał się. Testy to potwierdzały.
Słynnego wyścigu ze Stalą o miejską dotację wygrać się jednak nie udało.
Stal ma kadrę o nieco większym potencjale, a mimo to i tak trochę popsuliśmy jej szyki. W dwumeczu byliśmy lepsi. Wygraliśmy ważne derby regionu z Karpatami. To dla kibiców się liczy. Szkoda tylko, że pogubiliśmy punkty z drużynami, które były w zasięgu. Tego najbardziej żałuję. Mogliśmy do końca straszyć faworytów do awansu.
Resovia dawno nie straciła 39 goli w sezonie.
To nie wina gry trzema w defensywie. Sytuację skomplikowała nam kontuzja Mirka Barana, który był bardzo ważnym obrońcą. To piłkarz, który umie przewidywać boiskowe sytuacje.
Jak się panu żyło z kibicami, działaczami?
Z działaczami dobrze. Z kibicami też było okej. Zdarzyły się drobne incydenty, ale generalnie czułem z ich strony, jakby to powiedzieć, dobrą aurę.
Szkoda tylko, że tych kibiców na trybunach nie było za wiele.
Cóż, może trzecia liga już się ludziom trochę opatrzyła. Inna rzecz, że sezon skończył się dla nas trochę szybko. Gdybyśmy byli dłużej w grze o awans, na trybunach byłoby pewnie mniej wolnych miejsc.
Jest pan zmęczony po sezonie?
Nie może być inaczej. Zawsze na sto procent angażuję się w pracę, nie odpuszczam. Jest przy tym sporo emocji, psychicznego obciążenia. Przy okazji dziękuję za pomoc Konradowi Boberowi, mojemu asystentowi. Gdybym miał wszystko robić sam, to chyba bym nie spał.
Planuje pan porządny urlop?
Planowałem, bo liczyłem, że dogadam się w sprawie umowy i będę miał trochę luzu. Sprawy potoczyły się w innym kierunku, ale tak czy owak czas na jakiś wyjazd musi się znaleźć. Jestem to winny rodzinie, dzieciom. Trzeba gdzieś odsapnąć, pobyć dłużej razem.
Telefony z ofertami już dzwoniły.
Na razie jest cisza.
O pracę łatwiej w przerwie zimowej, czy letniej?
W trakcie rundy, gdy jakiemuś trenerowi drużyna nie odpali (śmiech). Nikomu jednak źle nie życzę. Spokojnie poczekam. Poza tym chciałbym rozpocząć kurs trenerski UEFA Pro.
Na koniec słowo o Garbarnii Kraków. Zasłużenie awansowała?
Niby tak, bo w końcu zdobyła najwięcej punktów w sezonie. Z drugiej strony wiosną najlepszą piłką grał Motor. Zdobył w rewanżach 43 punkty, odrobił dystans do czołówki tabeli. Raz tylko przegrał, raz zremisował. Taki bilans robi wrażenie.