Szydłowski: Wariat ze mnie. Chodzę po tym moim Teatrze Variete i głaskam fotele
We Włoszech zagrałem w filmie finansowanym przez mafię. Z Londynu przywiozłem czwartą żonę i suczkę Poppy. Ale to w Krakowie spełniło się moje marzenie. Powstał teatr z moich snów. Variete.
Jaka jest różnica między premierem Grabskim a trawą?
Ano taka, że trawę można zgrabić, a Grabskiego nie można strawić. Taki oto dowcip opowiadał podczas spektaklu wielki reżyser i aktor teatru Qui Pro Quo Fryderyk Jaroszy. Na drugi dzień premier Grabski zadzwonił do dyrektora teatru Jerzego Boczkowskiego, oznajmiając: „Proszę pana, chętnie wystąpię w każdym następnym programie”. Czy dziś jest możliwe takie poczucie humoru u naszych polityków?
I właściwie dzięki temu dowcipowi już jesteśmy w twoim świecie: przedwojennych teatrów i kabaretów, szlagierów, dowcipów, w świecie, który kochasz od kilkudziesięciu lat, a który już odchodzi, a może nawet już odszedł.
Lata międzywojenne to mój ukochany świat, jemu poświęciłem życie artystyczne. Mieszkając przez 12 lat w Londynie, poznałem najwspanialszych artystów ostatniej grupy Mariana Hemara: Władę Majewską, Lolę Kitajewicz, Stanisława Ruszałę - ostatniego męża Lody Halamy, Irenę Delmar, Renatę Bogdańską, czyli generałową Andersową, z którą śpiewałem piosenki z okresu wojennego na scenie Ogniska Polskiego. Wszyscy ci artyści wcześniej pracowali z Marianem Hemarem, największym kabareciarzem przedwojennej Warszawy, zwanym przez publiczność i recenzentów szlagiermacherem i technikiem rozrywki. Ich piosenki, monologi, skecze, szmoncesy to były sceniczne perły, które starałem się też przedstawiać na scenie. Hemara niestety już nie poznałem, ale jestem i pozostanę wielbicielem jego twórczości. Jego mądrość i inteligencja, jego znajomość mentalności Polaków sprawiają, że jego satyra ma wartość ponadczasową. Hemar świetnie znał też psychikę kobiet i potrafił to wykorzystać w pracy z aktorkami, w kształtowaniu ich osobowości scenicznej. Powiem krótko: wydaje mi się, że urodziłem się po to, żeby śpiewać piosenki Hemara, tworzyć kabaret w jego stylu. Urodziłem się po to, by otworzyć rewiowy Teatr Variete w Krakowie. Boże, dlaczego ja się nie urodziłem w międzywojniu??? Mogę teraz być chwalipiętą?
Chyba nigdy skromnością nie grzeszyłeś?
Myślę, że to jest prowokacja, bo według mojego mniemania jestem wyjątkowo skromnym człowiekiem. W ramach tej skromności dodam, że Jurek Trela mówi: jestem dumny, że dyrektorem Teatru Variete jest mój przyjaciel Janusz Szydłowski. I to jest dla mnie największy komplement. A Variete jest moją największą miłością artystyczną.
Niektórzy mówią, że nie ma drugiego takiego wariata teatralno-musicalowego jak Janusz Szydłowski. Odkąd cię znam, to zawsze byłeś „opętany” tym światem.
I wcale się tego nie wypieram. Tak, jestem wariat, a teraz nie tylko artystyczny, ale także administracyjno-porządkowy. Chodzę po tym moim Teatrze Variete, głaskam fotele, sprawdzam, czy gdzieś nie ma plamki, przeganiam żucie gumy i jedzenie czekoladek na widowni, bo można zniszczyć fotele. No cóż, taki jestem. Wariat i perfekcjonista. Nawet naszego ukochanego labradora Hebana nie wpuszczam do teatru, żeby nie nabrudził.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień