Szybowce to istny cud techniki i wielka miłość pilotów z Polskiej Nowej Wsi
Polscy szybownicy nie mają powodów do kompleksów. Od lat są w światowej czołówce. Ich maszyn nie trzeba tankować, a potrafią rozwinąć prędkość nawet do 300 kilometrów na godzinę. Szybowce to istny cud techniki i wielka miłość pilotów z Polskiej Nowej Wsi.
To jest odchylenie od normy i chyba przypadek dla psychiatrów, bo nawet gdy jadę samochodem, wzrok sam ucieka mi pod chmury – śmieje się Zbigniew Kunas, pilot i instruktor szybowcowy, który w powietrzu spędził 13 tys. godzin. Taki wynik daje mu najwyższy nalot w kraju i stawia w czołówce światowej.
Rozmawiamy w upalny dzień. Nie ma jeszcze południa, a żar leje się z nieba.
– Dla laika to są po prostu ładne, białe obłoczki, które fachowo nazywają się cumulusami – mówi pilot, spoglądając w chmury. – Ja, patrząc na nie, widzę miejsca, gdzie potencjalnie mogą występować noszenia termiczne. Chodzi o to, aby znaleźć pod tą chmurą tzw. komin, czyli takie miejsce, gdzie noszenie będzie najsilniejsze i pozwoli odlecieć w dalszą trasę. Czasami w ten sposób można pokonać bez lądowania nawet 700 kilometrów.
Szybowiec to cud techniki. Nie ma silnika, nie trzeba go tankować, a potrafi przez wiele godzin szybować pośród chmur.
- Sezon szybowcowy trwa od marca do października.
- Prawdziwym pasjonatom podniebnej przygody te kilka miesięcy jednak nie wystarcza.
- Latem przemierzają niziny, jesienią latają w górach, podczas wiatrów halnych.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień