Szwajcarsko-niemiecka wojna szpiegów w bankach
Aresztowanie pod koniec kwietnia szwajcarskiego szpiega w Niemczech, to efekt toczącej się od lat cichej batalii pomiędzy niemieckim sektorem podatkowym, a szwajcarskimi bankami o tajne dane właścicieli kont.
Pod koniec kwietnia w jednym z hoteli we Frankfurcie nad Menem aresztowano 54-letniego Daniela M., byłego śledczego policji w Zurychu, który jest podejrzewany o szpiegostwo na rzecz Szwajcarii. Miał on zbierać informacje o niemieckich inspektorach podatkowych prowadzących dochodzenia w sprawie obywateli RFN ukrywających swoje dochody w szwajcarskich bankach. Między oboma krajami nie ma umowy o unikaniu zbierania informacji wywiadowczych o sąsiedzie, ale czy wolno szpiegować przyjaciół? Najwidoczniej wolno, jeśli w grę wchodzą duże pieniądze.
Najbardziej drażliwym punktem w tej historii jest podejrzenie, że w obronę szwajcarskich banków, które według nie tylko Niemców prowadzą nieuprawnioną politykę nienaruszalności tajemnic bankowych, zaangażowany był państwowy wywiad Nachrichtendienst des Bundes (NDB). Nie byłaby to praktyka zadziwiająca, podobne zasady sformułował choćby najdobitniej Charles Erwin Wilson, menedżer koncernu GM, który został sekretarzem obrony za prezydenta Eisenhowera i który powiedział: Co jest dobre dla General Motors, jest dobre dla Ameryki. W przypadku Szwajcarów ich biznesem narodowym nie jest motoryzacja, tylko są pieniądze. Kraj ten od wielu lat kojarzy się na świecie z solidnymi, nowoczesnymi, bezpiecznymi i słynącymi z dyskrecji bankami. Należy do 10 najważniejszych centrów finansowych świata, a szwajcarskie banki zarządzają aż 1/3 światowych depozytów prywatnych ulokowanych w bankach zagranicznych (aktywa offshore), co świadczy o ich doskonałym dostosowaniu do potrzeb zamożnych klientów z całego świata. Jest co chronić.
Daniel M. miał pracować dla NDB w latach 2010-2014. Został przeszkolony, a następnie wysłany, żeby uplasować się w strukturach finansowych Nadrenii Północnej-Westfalii. Od 2012 roku wielokrotnie informował swoich przełożonych poprzez łącznika o nowych dostawach do Niemiec tajnych danych o kontach w Szwajcarii. Sama tylko Nadrenia Północna-Westfalia kupiła 11 nośników z danymi wykradzionymi ze szwajcarskich banków, które kosztowały miliony euro. Później okazało się, że jego informacje były fałszywe, ale docierały, gdzie trzeba - do konkretnych banków i do szwajcarskich służb. Fałszywe dane spowodowały, że Daniel M. był aresztowany w Szwajcarii w 2015 roku. Podczas przesłuchań opowiedział o swoim zadaniu, a te zeznania dostały się ostatecznie w ręce niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. 28 kwietnia Daniel M. został aresztowany.
NDB wypiera się oczywiście jakichkolwiek z nim związków, ale wiadomo, że to kolejna odsłona cichej wojny na informacje między Niemcami a Szwajcarią. Każda ze stron ma swoje racje, niemieckie stanowisko sformułował niedawno minister finansów Nadrenii Północnej-Westfalii Norbert Walter-Borjans, który powiedział: „Jeśli jakiś wywiad wysyła szpiegów, żeby śledzili w Niemczech inspektorów podatkowych, to trzeba się spytać, w czyim interesie to robi. Na pewno nie w imię poszanowania sprawiedliwości”. Dla Szwajcarów jest nie do przyjęcia, że wymiar sprawiedliwości demokratycznego państwa - czyli RFN - posługuje się wykradzionymi, zdobytymi nielegalnie danymi.
Historia gry o miliardy
Tak się zaczęły szwajcarsko-niemieckie spory. W lutym 2008 roku śledczy prokuratury z Bochum przeszukali biuro i prywatne pomieszczenia szefa niemieckiej poczty Klausa Zumwikela - przed jego domem zgromadziły się liczne ekipy telewizyjne i wydarzenie przykuło uwagę opinii publicznej. Menedżerowi zarzucono, że nie zapłacił miliona euro podatków. Dochodzenie łączyło się ściśle z aferą w Liechtensteinie (wolne księstwo, ale część Szwajcarii), gdzie na tajnych kontach specjalnej fundacji składano pieniądze poprzez tamtejszy LGT-Bank. Wywiad niemiecki BND kupił od byłego pracownika LGT-Banku płytki CD z wykradzionymi danymi za pięć mln euro. To rozpoczęło naloty na ukrywających dochody mieszkańców Niemiec, w wyniku których do państwowej kasy wpłynęło 200 mln euro. Zumwinkel dogadał się z wymiarem sprawiedliwości, zapłacił cztery mln i uniknął więzienia.
W końcu października 2008 roku minister finansów RFN Peer Steinbrück skrytykował ostro w telewizji Szwajcarię. Zapowiedział, że Republika Federalna zastosuje teraz politykę kija, żeby uzyskać dostęp do 80 mld euro, które mieszkańcy Niemiec zgromadzili nielegalnie na szwajcarskich kontach. Ambasador Niemiec w Szwajcarii został wezwany do tamtejszego MSZ i musiał wysłuchać wymówek na temat Steinbrücka. Jego zapowiedź została porównana do działań hitlerowskich Niemiec. Od tej pory ambasador wzywany był wielokrotnie.
W lutym 2010 roku ministerstwo finansów Nadrenii Północnej-Westfalii nabyło za 2,5 mln euro dane 1400 przestępców podatkowych. Na ich kontach było 1,2 mld euro.
W czerwcu 2010 roku rząd federalny i land Dolna Saksonia otrzymały za 185 tys. euro kolejne dane. To oznaczało pół mld euro dla niemieckiego fiskusa.
W październiku 2010 roku wpadło stu klientów banku Julius Bär. Pół roku później dom bankowy Julius Bär zapłacił Nadrenii Północnej-Westfalii 50 mln euro i dochodzenie ustało.
We wrześniu 2011 bank Credit Suisse zawarł ugodę z prokuraturą w Düsseldorfie, która za 150 mln euro wstrzymała postępowanie z podejrzenia o pomoc w unikaniu podatków przeciwko współpracownikom banku. A niemiecki fiskus wzbogacił się o 400 mln euro.
W marcu 2012 roku nastąpił kontratak Szwajcarów, którzy rozpoczęli dochodzenie przeciwko trzem inspektorom podatkowym z RFN. Zarzucono im szpiegostwo gospodarcze, które polegało na przyjęciu propozycji sprzedaży nowych danych klientów banku Credit Suisse. Wkrótce bank ostrzegł swoich pracowników przed podróżami do Niemiec, bo tam mogło im grozić aresztowanie.
W czerwcu 2012 roku wyciekły do Niemiec dane 1000 osób, przede wszystkim klientów banku Coutts z Zurychu, córki brytyjskiego Royal Bank of Scotland.
W lutym 2013 roku land Nadrenia Palatynat kupił za 4,4 mln euro kolejne dane. Prokuratura w Koblencji wszczęła postępowanie z podejrzenia o pomoc w unikaniu podatków przeciwko współpracownikom szwajcarskich banków.
Jedną z najbardziej znanych postaci, które przyznały się dobrowolnie do ukrywania dochodów, jest prezydent klubu piłkarskiego FC Bayern Uli Hoeneß. Za pochowane na szwajcarskich kontach kilkadziesiąt mln euro został skazany i odsiedział 637 dni. Dwa miesiące temu wyszedł na wolność. Ponownie został prezesem Bayernu. Pewnie nie jest ostatnim takim skazanym.
Szwajcarska kreatywność
W dziedzinie finansów Szwajcarzy są naprawdę wyjątkowi. Ich system podatkowy jest nieprawdopodobnie skomplikowany - zależy od wysokości dochodów, regionu zamieszkania (kantonu), a nawet… wyznania - i działa jak szwajcarski zegarek. Zna tak niezwykłą instytucję, jak porozumienie podatkowe. Można umówić się ze skarbówką na wysokość podatku, ale trzeba mieć argumenty. Na przykład, kiedy się jest bardzo bogatym, można powiedzieć - zapłacę tyle i tyle, a jeśli się nie zgodzicie, przenoszę się gdzie indziej, może nawet za granicę. Szary obywatel płaci równo. Taki pragmatyzm.
Szwajcarzy ustalili również rygorystyczne przestrzeganie tajemnicy bankowej, która służy efektywnej ochronie sfery prywatnej. Nie tylko umyślne, ale również wynikające z niedbalstwa naruszenie tej tajemnicy karane jest w Szwajcarii pozbawieniem wolności do sześciu miesięcy lub karą grzywny do 50 000 CHF. W innych krajach istnieje za to jedynie odpowiedzialność cywilnoprawna.
Ta specyfika Helwetów ma również ciemniejsze strony, przy których intratna dyskrecja podatkowa dla oszustów to małe miki.
Cień przeszłości
W latach 90. ubiegłego wieku impuls do walki z bankami szwajcarskimi dała sensacyjna powieść Paula Erdmana „Szwajcarskie konto” o zablokowaniu przez helweckich bankierów dostępu do przedwojennych kont prawowitym ich właścicielom. Światowy Kongres Żydowski szacował ten majątek na 7 mld dol. Nie wiadomo, skąd się wzięła ta liczba, ponieważ suma wszystkich wkładów, we wszystkich bankach Szwajcarii podczas wojny nie przekraczała 5 mld dol. Szwajcarzy twierdzili, że po ofiarach Holokaustu i wszystkich innych osobach zaginionych podczas II wojny światowej, pozostały zaledwie 43 mln franków szwajcarskich, nieco ponad 31 mln dol.
Prezydent Bill Clinton zlecił wyjaśnienie sprawy Stuartowi E. Eizenstatowi, podsekretarzowi stanu i specjalnemu wysłannikowi USA ds. restytucji własności w Europie Środkowej i Wschodniej. Poszukiwania tzw. uśpionych kont wiązały się również z ustaleniem losów złota zrabowanego w czasie wojny przez Niemców. Śledztwo Eizenstata trwało siedem miesięcy, po czym powstał tzw. Raport Eizenstata, w którym dokładnie opisano rabunek złota i jego dalsze losy, szacując, że w latach 1939-1945 Niemcy przetransferowali do szwajcarskich banków zrabowane złoto obecnej wartości 3,9 mld dol., z czego kruszec wartości 1,2 mld dol. trafił do krajów handlujących z III Rzeszą, m.in. do Portugalii i Hiszpanii. W sumie niemiecki Reichsbank mógł dopisać do własnych 99 ton złota sprzed wojny kolejne 550 ton cennego kruszcu zrabowanego w całej Europie.
Istniało jeszcze jedno źródło, z którego korzystała III Rzesza: rabunek własności więźniów osadzonych w obozach koncentracyjnych, a także kosztowności obywateli pochodzących z terenów wcielonych do III Rzeszy, np. z Wielkopolski. Zabierano im gotówkę, złote monety, biżuterię, obrączki, a więźniom obozów nawet złote zęby. Gromadzoną biżuterię i pieniądze umieszczano na specjalnym koncie należącym do SS. Część kosztowności przesyłano z Niemiec drogą dyplomatyczną do Szwajcarii i sprzedawano, a część, m.in. zęby, przetapiano w państwowej mennicy, tak, aby powstałe w ten sposób sztaby nie różniły się od tych z banków centralnych.
Nacisk międzynarodowej opinii publicznej (amerykański senator Alfonse d’Amato ujawnił, że po wojnie Szwajcaria korzystała jednak z tzw. uśpionych kont) sprawił, że Szwajcarzy zgodzili się na pięć lat znieść tajemnicę bankową i sporządzić listę uśpionych kont. Stworzyli też wynoszący 4,7 mld dol. fundusz pomocy ofiarom Holokaustu, choć w sprawie złota wciąż się bronili, argumentując, że szwajcarskie banki spełniały rolę pośrednika, ułatwiającego Niemcom handel.