Szpitale, które kiedyś leczyły łodzian, a dziś przeszły do historii
Po wielu łódzkich szpitalach zostały tylko puste budynki. Inne zmieniły swoje przeznaczenie. A przecież stanowiły część historii Łodzi. Pierwsza lecznica powstała już w pierwszej połowie XIX wieku. Później budowano kolejne, a wiele z nich powstało z myślą o łódzkich robotnikach.
Pierwszy łódzki szpital był w miejscu, gdzie dziś znajduje się Wyższe Seminarium Duchowne, a więc przy obecnej ul. św. Stanisława. W 1838 roku Karol Tangermann, który był wówczas burmistrzem Łodzi wystąpił do władz rządowych z projektem budowy pierwszego szpitala w mieście. Projekt budynku sporządził Henryk Marconi. Sprawą zajmował się zaś Rada Szczegółowa Opiekuńcza. Powołano ja do życia w 1840 r. W jej skład wchodzili m.in. przemysłowiec Ludwik Geyer, kupiec Karol Trenkler, ks. Józef Krieger, pastor Fryderyk Metzner, lekarz August Potempa, aptekarz Bogumił Zimmermann. Szpital stanął w zachodniej części dawnego Rynku Fabrycznego. Budynek miał jedno piętro, był murowany i kryty dachówką. Szpital otwarto uroczyście 1 stycznia 1846 r. Początkowo mógł przyjąć dziesięciu pacjentów. Z czasem ich ilość zwiększono do 30. Po 40. latach szpital, któremu nadano im. św. Aleksandra, rozbudowano. Dobudowano dwa pawilony. Szpital służył robotnikom i ich rodzinom. Często brakowało w nim miejsc dla wszystkich chorych.
Seminarium po szpitalu
Pierwszym ordynatorem został dr August Potempa. Był on też pierwszym lekarzem miejskim, a także znanym bibliofilem. Do Łodzi przybył w 1833 r. z Charkowa. Na tamtejszym uniwersytecie uzyskał dyplom lekarza. Jak podaje prof. Krzysztof Woźniak, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego, zamieszkał najpierw przy ul. Piotrkowskiej 140, a potem przeprowadził się na ul. Piotrkowską 91. Lekarzem miejskim był w latach 1837 - 1840 r. Razem z aptekarzem Bogumiłem Zimmermannem czuwał na budową szpitala im. św. Aleksandra. Mimo że Potempa został ordynatorem, to dalej prowadził prywatna praktykę lekarską.
- Musiała być ona bardzo intensywna, ponieważ w liczącym 20 tysięcy ludzi mieście było tylko dwóch dyplomowanych lekarzy
- wyjaśniał prof. Krzysztof Woźniak, w tekście przygotowanym dla „Kroniki Miasta Łodzi”. - Leczył przede wszystkim łodzian, ale też mieszkańców okolicznych miast: Zgierza, Pabianic, Konstantynowa. Wiadomo, że niósł pomoc także wówczas, gdy nie mógł liczyć na honorarium. Zmarł przedwcześnie w 1848 r. prawdopodobnie w Chodeczu, podczas epidemii cholery. Pozostawił majątek oszacowany na znaczną kwotę 3900 rubli, rozdysponowany testamentem, którego wykonawczynią była mieszkająca z nim siostra Amalia. Jego czterej bracia: Moritz, Wilhelm i Teodor przebywali za granicami Królestwa Polskiego.
Kolejnymi ordynatorami szpitala św. Aleksandra byli Gustaw Sterzel, Adam Baroc, Alfred Krusche i Jan Wisłocki. W 1921 roku szpital został przeniesiony na ul. Aleksandrowską. W starym budynku urządzono seminarium duchowne dopiero co powołanej diecezji łódzkiej.
Leczono tylko Niemców
Nie ma już też szpitala im. Świętej Rodziny. W jego budynku mieści się dziś prywatna przychodnia.
Historia tego szpitala jest ściśle związana z siostrami ze Zgromadzenia św. Rodziny. Przyjechały do Łodzi w latach trzydziestych XX wieku. Tu założyły swój pierwszy dom zakonny na ziemiach polskich. Do Łodzi siostry zaprosił biskup Wincenty Tymieniecki. Miał z nimi kontakt za pośrednictwem Ojców Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Dzięki Ojcom Oblatom wiele polskich dziewcząt wstępowało do Zgromadzenia Świętej Rodziny. By odbyć tzw. formację musiały wyjeżdżać za granicę, głównie do Francji. Siostry ze Zgromadzenia Świętej Rodziny przyjechały do Łodzi w maju 1934 roku. Zgromadzenie kupiło dom znajdujący się na rogu ul. Sienkiewicza i Pustej (dzisiejsza ul. Wigury). Został on wybudowany w 1913 roku i miała w nim być szkoła dla pielęgniarek i położnych. Ostatecznie sześciu łódzkich lekarzy założyło tu prywatną lecznicę chirurgiczno - położniczą dla zamożnych kobiet. Nazywała się „Klinika Unitas”. Ale z czasem klinika wpadła w kłopoty finansowe i jej budynek od kilku lat stał pusty. Miał cztery piętra z facjatą na piątym piętrze, był podpiwniczony, z pięknym dużym ogrodem. Siostry zaczęły w tym budynku organizować szpital pod wezwaniem Świętej Rodziny. Administrowały nim, były pielęgniarkami, ich pomocnicami. Lekarzami były zaś osoby świeckie.
Szpital Świętej Rodziny był jedną z najlepszych lecznic w przedwojennej Łodzi. Było w nim około 100 łóżek. Siostry prowadziły go do wybuchu drugiej wojny światowej. Wtedy szpital został przejęty przez Niemców. Okupanci przejęli administrację szpitala, ale nie usunęli sióstr. Musiały zdjąć habity, jednak pozwolono im dalej pracować przy chorych. Niemcy próbowali narzucić siostrom niemiecką, świecką przełożoną. Ze wspomnień zakonnic, które wtedy tu żyły wiemy, że zrobiły wszystko, by zniechęcić tę kobietę, między innymi pokazując jej surowość życia zakonnego. Na przykład na obiad podawały jej same ziemniaki w mundurkach. Kobieta sama zrezygnowała z pracy.
W czasie wojny pierwszeństwo w leczeniu w tym szpitalu mieli Niemcy. Ale siostry potajemnie pomagały także Polakom.
Przez całą okupację ukrywały w swoim domu zakonnym żydowską dziewczynę. Jeszcze we wrześniu 1939 ., zaraz po wybuchu wojny, pod drzwiami znalazły blisko roczne dziecko. Najpierw siostry szukały rodziców dziewczynki, ale nie znalazły. Zaopiekowały się więc nią.
Ukrywały żydowskie dziecko z narażeniem życia. Podobno niektórzy niemieccy lekarze wiedzieli, że siostry ukrywają dziecko, ale przymykali na to oko. Sytuację komplikowało to, że podczas wojny siostry ukrywały też księdza, który uciekł z transportu do obozu koncentracyjnego.
Początkowo ukrywał się on w kaplicy jednego z łódzkich cmentarzy, siostry nosiły mu jedzenie. Później przeniósł się do domu stojącego na rogu ul. Sienkiewicza i Wigury.
- Dziecko cały czas natykało się na tego księdza, więc bardzo trudno było ukryć jego obecność - opowiadała nam jedna z sióstr ze Zgromadzenia Świętej Rodziny.
Podczas okupacji zakonnice prowadziły też kuchnie dla ubogich łodzian. Często spuszczały im posiłki z czwartego piętra, albo podawały przez okienko znajdujące się w piwnicy. Dziewczynka ukrywana przez siostry szczęśliwie doczekała końca wojny, podobnie jak ksiądz. Po wojnie ta dziewczynka wyjechała do Francji, utrzymywała kontakt z siostrami traktując je jak swoją rodzinę.
W roku 1945 w szpitalu Świętej Rodziny zamieszkał tymczasowo bp. Włodzimierz Jasiński, który wrócił do Łodzi. Po wojnie dla sióstr nastał ciężki czas. Nowe władze przejęły szpital, ale pozwoliły pracować w nim zakonnicom w administracji szpitalnej. Tak było do lat 70. Lecznica zmieniła jednak swoją nazwę. Nie była już szpitalem Świętej Rodziny, a jego patronem został Ludwik Pasteur. Po upadku PRL siostry odzyskały budynek stojący na rogu ul. Sienkiewicza i Wigury. Dalej pracowały tam jako pielęgniarki, jednak nie zarządzały tą lecznicą. W 2005 roku budynek szpitalny został sprzedany. Siostry z ul. Sienkiewicza przeniosły się do innych domów Prowincji.
Szpital znalazł się w getcie
Pusty stoi dziś budynek dawnego szpitala im. Heleny Wolf przy ul. Łagiewnickiej. Został wybudowany w latach 1927-30 ze składek społecznych Łódzkiej Kasy Chorych. Jak podkreślała międzywojenna prasa łódzka udało zbudować się tę lecznicę, choć Kasa przeżywała wówczas duże problemy finansowe. Zbudowano go w stylu modernistycznym i należał do ładniejszych obiektów użyteczności publicznej wzniesionych w Łodzi przed wojną. Po siedmiu latach dobudowano do niego nowe skrzydło. Mieścił się w nim oddział ginekologiczno - położniczy w którym było 150 łóżek. W 1938 roku stal się szpitalem klinicznym i został oddziałem Szpitala im. Mościckiego, czyli dzisiejszego szpitala im. Norberta Barlickiego.
Po wybuchu wojny szpital przejęli Niemcy. Początkowo leczeni byli tu ranni żołnierze niemieccy, a także jeńcy wojenni. Ale już na początku 1940 roku szpital znalazł się na terenie Litzmannstadt Ghetto. Staje się Szpitalem nr 1 i leczeni są w nim wyłącznie więźniowie getta. Tu także mieszkał Chaim Rumkowski, przewodniczący Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt. W tym szpitalu mieścił się też wydział zdrowia w getcie. Po tzw. Wielkiej Szperze, która miał miejsce we wrześniu 1942 roku szpital zlikwidowano. Jego pacjentów, a także ludzi leczących się w innych lecznicach getta wywieziono do obozu w Chełmnie nad Nerem i zamordowano. Później przeprowadzono do budynku po szpitalu tzw. resort krawiecki. Szyto w nim mundury dla niemieckich żołnierzy.
Po zakończeniu wojny znów był tam lazaret (szpital polowy), tym razem dla radzieckich żołnierzy. Następnie budynek przejęło miasto. Utworzono tam Szpital Kliniczny im. Heleny Wolf. Była ona działaczką ruchu oporu, lekarzem, szefem służby sanitarnej I Brygady Armii Ludowej. Był to dalej szpital ginekologiczno - położniczy. Ostatnie dzieci urodziły się w nim w 1980 r. Szpital zamknięto i miał być remontowany. Następnie został sprzedany, osobom prywatnym. Do dziś stoi pusty...
Dwa szpitale trafiły do CKD
Od niedawna pacjentów nie leczą już szpitale wybudowane przez rodzinę Poznańskich - przy ul. Sterlinga i Drewnowskiej. Ich oddziały zostały przeniesione do Centrum Kliniczno - Dydaktycznego przy ul. Czechosłowackiej.
Szpital przy ul. Drewnowskiej został wybudowany między 1911 a 1913 rokiem staraniem Towarzystwa Akcyjnego I. K. Poznański dla pracowników tej fabryki. Otrzymał imię św. Józefa, patrona robotników. Jeszcze po I wojnie światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości jego oficjalna nazwa brzmiała: Szpital Towarzystwa Akcyjnego I. K. Poznański. Ale na początku lat 20. znów stał się szpitalem im. św. Józefa.
Niedługo po oddaniu do użytku tego szpitala wybuchła I wojna światowa. Został zajęty najpierw przez okupujących miasto Rosjan, a później Niemców. Leczono w nich żołnierzy ranny na froncie, między innymi podczas Operacji Łódzkiej. Ale już w marcu 1915 roku znów stał się szpitalem cywilnym i służył robotnikom fabryki Poznańskiego.
W końcu 1915 roku w Łodzi wybuchła epidemia tyfusu. Sekcja Sanitarno-Szpitalna działająca przy Głównym Komitecie Obywatelskim zadecydowała, że szpital będzie przeznaczony tylko do leczenia chorych na tyfus. Od listopada 1915 roku do maja 1916 roku lecznica była więc ośrodkiem zamkniętym.
W czerwcu 1917 roku szpital przejął łódzki magistrat. Jednocześnie zmieniono jego specjalizację. Miał służyć głównie chorym na płuca. Ale na początku 1918 roku w placówce otwarto także oddział chirurgiczny.
W czasie II wojny światowej szpital im. św. Józefa znalazł się na terenie Liztmannstadt Ghetto. Leczono w nim tylko jego więźniów. Ale po Wielkiej Szperze jego pacjentów zamordowano w obozie w Chełmnie nad Nerem. Następnie w budynkach szpitalnych produkowano rękawiczki i pończochy.
Po wojnie szpital przejęły władze Łodzi. Jego pierwszym dyrektorem został dr Józef Komza, wybitny polski ortopeda. Urodził się 1904 roku we wsi Baszków, koło Sieradza. Studia medyczne skończył w 1936 r. Szybko obronił doktorat i pracował w poznańskiej klinice dr Franciszka Raszei. Podczas okupacji mieszkał w stolicy. Pracował na oddziale ortopedycznym Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie. A od 1942 do 1945 roku był lekarzem naczelnym sanatorium dziecięcego „Górka” w Busku Zdroju. W czasie wojny był także członkiem Batalionów Chłopskich.
Gdy dr Komza przejmował szpital zastał tylko puste, zniszczone mury. Trzeba było budynek wyremontować i wyposażyć. Dr Komza spełnił zadanie. Stworzył dobry szpital ze 165 łóżkami. Jednak długo nie cieszył się swoim dziełem, bo zmarł w 1951 roku. Jego następcą został dr Edmund Bartkowiak, który do Łodzi przyjechał z Poznania, z tamtejszej kliniki ortopedii. Dzięki jego staraniom dobudowano nowe piętro z nowoczesną salą operacyjną. Dr Bartkowiak, który uzyskał tytuł profesora, sprawił, że w szpitalu tym powołano Katedrę i Klinikę Ortopedii Akademii Medycznej w Łodzi. Liczyła 39 łóżek dla dorosłych i 25 dla dzieci. A patronem placówki został znany przed laty chirurg Zygmunt Radliński, działacz PPS.
Znakomity dr Sterling
Dzięki rodzinie Poznańskich powstał jeszcze jeden łódzki szpital. Stanął na rogu dzisiejszej u. Sterlinga i Północnej. Jego budowę rozpoczęto w 1885 roku, a skończono 1890. Budynek projektował znany architekt Juliusz Jung. Ufundowali go Izrael i Leonia Poznańscy. Szpital nazwano ich imieniem. Był on przeznaczony dla ludności żydowskiej. Miał koszerną kuchnię, a w jego budynku mieściła się też synagoga. Był znakomicie wyposażony. Działał tu oddział chorób piersiowych, którym kierował znany łódzki lekarz i społecznik Seweryn Sterling. Prowadził tu badania nad leczeniem gruźlicy. Z czasem powstał tam pierwszy w Królestwie Polskim oddział dla chorych na gruźlicę. Stało się to w 1898 roku.
Dr Seweryn Sterling urodził się w 1864 roku we wsi Gustek, która jest dziś częścią Tomaszowa Mazowieckiego, w rodzinie żydowskiej. Ukończył medycynę na Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim. To z jego inicjatywy wybudowano sanatorium przeciwgruźlicze na Chojnach i w Łagiewnikach. Pracował też jako lekarz w łódzkich fabrykach. Jednak zajmował się głównie walką z gruźlicą, która w Łodzi była plagą. Na początku XX wieku z 10 tysięcy łodzian aż ponad 380 umierało na gruźlica. W Warszawie z tego powodu umierało 245 osób. Ale z czasem i w Łodzi ten wskaźnik zaczął się zmniejszać. W 1918 roku wynosił już 81, a przed wybuchem wojny - 17. Duża w tym zasługa dr Sterlinga i żydowskiego szpitala jak nazywano lecznicę Poznańskich.
Sterling doprowadził między innymi do powołania Ligi Przeciwgruźliczej. Dzięki niemu powstała też w Łodzi przychodnia przeciwgruźlicza. W 1931 roku został naczelnym lekarzem szpitala żydowskiego. Nie cieszył się długo tą funkcją. Zmarł w 1932 roku.
Przed wojną szpital żydowski leczył też łodzian innej narodowości. Po wojnie Rosjanie urządzili w nim koszary. W 1947 roku znów otwarto tu szpital. Był Szpital Kliniczny AM im. Seweryna Sterlinga. Tam powstała znana nie tylko w Polsce klinika kardiologiczna w której w styczniu 1969 roku prof. Jan Moll przeprowadził pierwszy w kraju przeszczep serca. Stało się to 13 miesięcy po tym, gdy pierwszego w historii dokonał tego w Kapsztadzie prof. Christiaan Barnard. Przygotowania do łódzkiego przeszczepu trwały wiele miesięcy. W zespole, który dokonał tej epokowej operacji byli m. in. przyszli profesorowie: Kazimierz Rybiński, Antoni Dziadkowiak i Janusz Zasłonka. Nowe serce miał dostać 32-letni rolnik spod Łodzi. Ten młody człowiek umierał. Cierpiał na ciężką niewydolność serca. Przeszczep był dla niego jedyną szansą. Dlatego wyraził zgodę na operację. Dawcą był to 27-letni mężczyzna po wylewie, z chorobą mózgu. Nastąpiła u niego śmierć mózgowa. Niestety, pacjent z przeszczepionym serem zmarł. Ale zanim prof. Jan Moll przeszczepił serce to w 1963 roku wszczepił pierwszą sztuczną zastawkę aortalną. W 1970 roku przeszczepił pierwsze by-pasy, czyli pomosty aortalno-wieńcowe. Działo się to w szpitalu przy ul. Sterlinga.