Szpital w Puszczykowie sprzedał blok, w którym mieszkało 100 rodzin. Najbiedniejsi nie mają, gdzie się podziać
Wszystko miało wyglądać inaczej. Inne miało być życie pani Teresy. Nie tak wyobrażał sobie swoją przyszłość pan Karol. Mieszkanie w sypiącym się byłym hotelu pracowniczym w Puszczykowie pod Poznaniem nie było szczytem ich marzeń. Konieczność opuszczenia tego miejsca to kolejny dramat w życiu ludzi, których los nie rozpieszczał.
Wyprowadzka jest nieunikniona. O tym, że szpital w Puszczykowie chce pozbyć się balastu, za jaki dyrekcja uważała dziesięciopiętrowy budynek po hotelu dla pielęgniarek, mieszkańcy wiedzieli od kilku lat. Od roku podpisywali umowy najmu co kwartał. Ostatnie wygasły z końcem ubiegłego roku.
- Ten budynek to spuścizna po kolejowej przeszłości naszego szpitala
- mówi Marzena Rutkowska-Kalisz, rzeczniczka Szpitala w Puszczykowie. - W 2014 roku szpital powołał spółkę, której celem była sprzedaż tej nieruchomości. W ciągu czterech lat trzykrotnie były podejmowane próby zawarcia transakcji. Ostatnia zakończyła się sukcesem.
Pomysłów na rozwiązanie problemu hotelu pracowniczego było kilka. Jednym z nich była sprzedaż poszczególnych mieszkań i założenie wspólnoty mieszkańców. Okazało się, że lokatorzy nie są zainteresowani takim rozwiązaniem. Tylko kilkoro z nich wyraziło chęć kupna mieszkania za kwotę zaproponowaną przez szpital. Było to około 2300 złotych za metr kwadratowy.
Większość lokali to pojedyncze pokoje z łazienką i aneksem kuchennym o łącznej powierzchni ok. 20 metrów kwadratowych.
- Od czterech lat wiadomo było, że blok będzie sprzedany, nie jest prawdą, że mieszkańcy byli zaskoczeni i dowiedzieli się w ostatniej chwili, że muszą opuścić lokale - podkreśla Marzena Rutkowska-Kalisz. - Doskonale zdawali sobie sprawę, jakie mają umowy najmu i dlaczego są one zawierane na takie krótkie okresy.
Budynek przy ul. Kraszewskiego w Puszczykowie został ostatecznie sprzedany 27 grudnia 2018 roku. Choć można było spodziewać się takiego obrotu spraw, to wiadomość o sfinalizowaniu transakcji wywołała wśród mieszkańców wiele niepokoju. Dopiero po informacji o zmianie właściciela, wielu zaczęło zadawać sobie pytanie: co z nimi będzie?
- Pracowałem na kolei, byłem konduktorem. Do czasu wypadku. Trafiłem wtedy do tutejszego szpitala, gdzie leżałem pół roku
- opowiada Karol Kochański z drugiego piętra. - Po wyjściu okazało się, że mój stan zdrowia nie pozwala na powrót do pracy. Po wypadku została mi padaczka. Przeszedłem wtedy na rentę.
W szpitalu pan Karol poznał swoją przyszłą żonę, która w Puszczykowie pracowała jako pielęgniarka. Po ślubie w 1992 roku zamieszkali w hotelu pracowniczym. Miało to być rozwiązanie tymczasowe, ale pani Arleta również zachorowała.
- Ja mam 669 złotych renty, bo w momencie wypadku nie miałem nawet dziesięciu lat przepracowanych - mówi pan Karol. - Żona ma niecałe 1500 złotych miesięcznie renty. Za te pieniądze nie jesteśmy w stanie wynająć niczego na wolnym rynku. Sąsiedzi, którzy szukają nowych mieszkań, mówią, że za kawalerkę trzeba płacić minimum 1200 złotych plus opłaty. Nie stać nas na to.
Mały pokoik w byłym hotelu kosztuje małżeństwo, razem z opłatami, 516 złotych miesięcznie.
- Wcześniej zajmowaliśmy dwa pokoje na wyższym piętrze, ale żeby ograniczyć wydatki zamieniliśmy je na jeden pokój, tu jest taniej - mówi pan Karol.
Po zapłaceniu za mieszkanie, ponad połowę z tego, co im zostaje, wydają na leki. Pan Karol i pani Arleta nie wiedzą, dokąd mogliby się przeprowadzić. Złożyli wniosek o przyznanie mieszkania komunalnego. Zostali umieszczeni na liście osób oczekujących. Zajmują na niej 81. pozycję.
Pani Teresa też nie ma pomysłu na to, co ze sobą począć. Ma 89 lat i boi się zmiany.
- Jestem naprawdę stara i naprawdę chora
- mówi pani Teresa. - Całe życie pracowałam w służbie zdrowia, byłam felczerem, miałam dyżury na oddziale w szpitalu, jeździłam karetką pogotowia, przyjmowałam pacjentów w przychodni.
Przez kilkadziesiąt lat w zawodzie medycznym pani Teresa wypracowała sobie rentę w wysokości 1400 złotych miesięcznie. Dostaje 500 złotych więcej, bo zawiesiła swoje świadczenie i zdecydowała się na emeryturę po mężu, który zmarł w 1985 roku.
Jaką pomoc mieszkańcom oferują władze Puszczykowa? Do kiedy kazał im się wyprowadzić nowy właściciel budynku? O tym przeczytasz w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień