Szok na mieście, czyli paraliżu nie było, ale dyrektor od dróg odchodzi

Czytaj dalej
Fot. Sławomir Kowalski/Archiwum
Marek Nienartowicz

Szok na mieście, czyli paraliżu nie było, ale dyrektor od dróg odchodzi

Marek Nienartowicz

To już nie tydzień, a półtora, jak za sprawą portalu nowosci.com.pl poszła w Toruń informacja, że ze stanowiska odchodzi dyrektor Wiewiórski z Miejskiego Zarządu Dróg. Gdy się ukazała, ponoć u niego i ludzi z MZD urywały się telefony z pytaniami, czy to prawda, czy na pewno itd. Taki szok był w mieście. Bo tak zwana społeczna ocena pracy dyrektora Wiewiórskiego była wysoka. A że – najogólniej rzecz ujmując – pojawiły się między nim a prezydentem Zaleskim różnice zdań, to postanowił odejść.

Cóż, lekka ta dyrektorska robota w MZD nie jest. W końcu decyzje szefa takiej instytucji dotyczą każdego w mieście. Czy porusza się po nim pieszo, rowerem, autobusem, samochodem czy innym środkiem lokomocji. Bo to MZD odpowiada za remonty starych i budowy nowych chodników, tras rowerowych, jezdni, parkingów. A wobec dyrektora oczekiwań jest wiele. Oczywiście przede wszystkim prezydenta jako jego pracodawcy. Także radnych, chcących przecież nieustająco punktować w elektoracie, a dla niego ogólnie pojęte tematy drogowe ważne są wyjątkowo. No i jest jeszcze czynnik społeczny. W części reprezentowany przez prezydenta i radnych, ale też w organizacjach różnistych skupiony, głos swój gromko przedstawiający i swoje pomysły drogowe mający.

Zahartowanym w bojach dyrektor MZD być więc musi. Świadczą o tym oczywiście dzieje szefów tej istniejącej od 27 lat instytucji. Choćby dyrektora Czajkowskiego zmagającego się z bydgoską firmą Rawex w sprawie wielkiego remontu wiaduktu Kościuszki. Ta nie chciała go zgodnie z zaleceniami rozbierać i wznieść na nowo, bo przekraczało to jej możliwości. Przepychanki trwały miesiącami, w tym czasie rozgrzebany wiadukt straszył i paraliżował ruch w mieście. Dyrektor musiał odejść, doczekał się nawet oskarżenia o niegospodarność, które w sądzie upadło i został uniewinniony.

Do porządków na wiadukcie został więc skierowany jego przełożony, czyli dyrektor Glonek od gospodarki komunalnej. Poszły sprawnie, bo pojawił się też nowy wykonawca remontu, który zgodnie z zapowiedzią „zrobił nam tę kładkę”. Dyrektor Glonek miał panować w MZD tylko do końca wiaduktowego remontu, a został na tym stanowisku… 10 lat. Też miał sądowe przejścia. dzięki temu, że w MZD został na dekadę, przeszedł do historii, bo wznosił nowy most. A niedługo po jego otwarciu przeszedł na emeryturę.

Dyrektor Wiewiórski też odchodzi z końcem wielkiej mostowej inwestycji. Aż niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy to aby nie narodziny jakiejś tradycji. Dyrektor Wiewiórski przez sześć lat szefowania MZD inwestycji pod opieką miał wiele, ale przede wszystkim przez ostatnie miesiące nadzorował przebudowę starego mostu. I przeprowadził Toruń przez nią „suchą nogą”. Pewnie że problemy w ruchu między brzegami Wisły były i niektórzy niecierpliwie wypatrywali końca przebudowy. Stary most to w końcu nieustająco najwęższe gardło na komunikacyjnej mapie Torunia. Jednak obawy o to, że w trakcie przebudowy miasto dotknie drogowy paraliż okazały się płonne. Jednak dyrektorowi na koniec pracy na tym stanowisku mostowych emocji nie zabraknie. Nastały przecież kontrowersje wokół wycinki drzew przy przeprawie.

Marek Nienartowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.